Polecane

Hybrydowe uderzenie w Sztokholm

Tydzień temu przed Ambasadą Turcji w Sztokholmie odbyła się antyturecka demonstracja, której uczestnicy spalili Koran. Mieli też kukłę prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana i deptali jego zdjęcia. Sprawa wywołała oburzenie w Turcji i innych krajach muzułmańskich. I na oburzeniu najpewniej się nie skończy – wydarzenie to może mieć poważne konsekwencje w polityce międzynarodowej.

W odpowiedzi na wydarzenia w Sztokholmie w Turcji odbyła się demonstracja z paleniem szwedzkiej flagi. Prezydent Recep Tayyip Erdoğan powiedział, że w związku z tym, co się stało, Szwecja nie może oczekiwać od Turcji poparcia jej członkostwa w NATO. Cała praca dyplomacji zachodniej, jak się wydaje, idzie więc na marne. I o to właśnie Rosji chodziło.

Erdoğan gra o wybory

Początkowo Turcja sprzeciwiała się wstąpieniu Szwecji i Finlandii do NATO, oskarżając te kraje o udzielanie schronienia kurdyjskim bojownikom, uważanym przez Ankarę za terrorystów, oraz tureckim opozycjonistom, również uznawanym za terrorystów. Wielkim wysiłkiem udało się parę miesięcy temu skłonić Turcję do warunkowego wycofania weta w zamian za uzgodnienia dotyczące współpracy w kwestiach bezpieczeństwa. Wydawało się, że ratyfikacja przystąpienia Szwecji i Finlandii do NATO przez Turcję to już tylko formalność. I nagle doszło do spalenia Koranu w Sztokholmie.

Warto zaznaczyć, że Finlandia i Szwecja założyły, że do NATO wstępują razem i demonstrują jedność. Zresztą Turcja i tak ma skłonność traktować je jednako. Zablokowanie ratyfikacji członkostwa Szwecji oznacza więc prawie na pewno zablokowanie również ratyfikacji członkostwa Finlandii, choć ta, gdyby chciała, mogłaby zabiegać sama o przystąpienie do Paktu. Nie o to jednak chodzi Finlandii, Szwecji oraz innym krajom członkowskim, by Szwecję pozostawiać na marginesie.

Erdoğan demonstruje swoją nieustępliwość, bo w maju czekają go wybory prezydenckie. Mimo że zbudował pracujący na niego system i wciąż ma duże poparcie, a zdaniem zachodnich i tureckich organizacji łamie reguły demokracji, to i tak nie może być pewien wygranej. Liczy się każdy głos, zwłaszcza popierającej go tureckiej prowincji. Dlatego raczej nie wydaje się możliwe, żeby zrezygnował przed wyborami z wizerunku twardego obrońcy islamu i Turcji przed nielubianą Szwecją i w ogóle Zachodem.

Siły działające przeciwko Szwecji

Premier Szwecji Ulf Kristersson oświadczył, że Szwecja nie znajdowała się w tak trudnym położeniu, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo, od czasu II wojny światowej. Powiedział, że w Szwecji i poza Szwecją są siły, które chcą, by jej członkostwo w NATO się opóźniło. Wyraził też jednak nadzieję, że Szwecja powróci do efektywnego dialogu z Turcją.

Jakie siły Kristersson miał na myśli? Światło na tę sprawę rzucają publikacje niektórych szwedzkich mediów. Jak czytamy, szwedzki publicysta Chang Frick, współpracujący przynajmniej do 2014 r. z rosyjską tubą propagandową Russia Today i jej „agencją informacyjną” Ruptly, miał zaproponować, a zdaniem niektórych oskarżycieli nawet zapłacić za spalenie Koranu przed turecką ambasadą w Szwecji duńskiemu aktywiście Rasmusowi Paludanowi. Wspomniany Paludan oprócz duńskiego ma też obywatelstwo szwedzkie, ale mieszka w Danii. Media szwedzkie napisały, że przyjechał do Sztokholmu specjalnie na ten protest. On sam przyznał, że pomysł spalenia Koranu wyszedł od Fricka.

Frick utrzymuje, że jego współpraca z Russia Today i Ruptly skończyła się w 2014 r. Potwierdza jednak, że wpłacił kaucję za Paludana (zatrzymanego przez policję). Mimo to przekonuje, że działa w dobrej wierze i nie uważa, że protest w Sztokholmie może zaszkodzić przystąpieniu Szwecji do NATO. Uważa, że oskarżanie go o to jest przesadą. Deklaruje, że popiera wolność słowa, ale też „taki rodzaj działalności, jeśli chodzi o Turcję”. Frick jednocześnie zaprzecza, że zapłacił za bilet lotniczy Paludana do Szwecji.

Chang Frick jest właścicielem portalu Nyheter Idag oskarżanego o promowanie kremlowskich treści, był także prezenterem kanału Riks powiązanego z partią Szwedzcy Demokraci, która uważana jest za nacjonalistyczno-populistyczną. Szwedzcy Demokraci w niektórych sprawach wspierają w parlamencie nowy centroprawicowy rząd. Partia odcięła się od sobotniej demonstracji i tego, co na niej się zdarzyło, jednak i tak znacznie szkodzi to wizerunkowo rządowi szwedzkiemu. Znamy ten mechanizm również z innych krajów, gdy różne wybryki prowokatorów przedstawiających się jako najbardziej prawicowa prawica szkodzą wizerunkowo prawicowemu czy centroprawicowemu rządowi, dając pretekst do oskarżania go o faszyzm, ksenofobię, przemoc i inne straszne rzeczy.

Do spalenia Koranu w Sztokholmie doszło krótko przed ważną wizytą szwedzkiego ministra obrony Påla Henninga Jonsona w Turcji i spowodowało to jej odwołanie. Wcześniej osławiona rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa oświadczyła, że przyjęcie Szwecji i Finlandii do NATO będzie miało „negatywne implikacje”.

Tania wojna hybrydowa

Komentując całą sprawę, emigracyjny rosyjski dysydent Mark Fejgin powiedział, że w Szwecji bardzo aktywna jest rosyjska bezpieka FSB infiltrująca między innymi środowiska tzw. skrajnej prawicy. Nie ma on wątpliwości, że za wywołaniem całego kryzysu w relacjach Szwecji i Turcji stoi Łubianka.

Cała sprawa pokazuje, na czym polega wojna hybrydowa. Jeżeli prawdą jest to, co mówi Fejgin, to dzięki absolutnie minimalnej „inwestycji”, za pośrednictwem jednego prowokatora, nawet często zupełnie nieświadomego, jaką odgrywa rolę, i robiącego to w „dobrej wierze”, można zatrząść relacjami międzynarodowymi i zagrozić bezpieczeństwu poważnego kraju. Wydaje się, że zachodnie, nie tylko szwedzkie, służby specjalne, są wciąż za mało czujne wobec takich zagrożeń.

Spalenie Koranu w Sztokholmie to najprawdopodobniej wierzchołek góry lodowej. Możemy sobie wyobrazić, jak wiele podobnych akcji przeprowadzają FSB i inne rosyjskie służby specjalne w różnych krajach, w tym w Polsce.

Amerykanie do dziś nie mogą w pełni rozwikłać skali rosyjskiego zaangażowania w swoją politykę przy okazji kolejnych wyborów. A skoro Stany Zjednoczone są wodzone za nos, to co dopiero mniejsze kraje. Przy czym z pewnością nie tylko szeroko pojęta skrajna prawica jest tu rosyjskim aktywem czy polem do infiltracji. To samo jest pewnie ze skrajną lewicą.
Czas najwyższy wyciągać z tego wnioski i zapobiegać zamiast być mądrym po szkodzie albo w ogóle nic nie widzieć.

Marcin Herman

Autor jest dziennikarzem TV Biełsat.

za:niezalezna.pl