Polecane

Bartosz Kopczyński: Lewacy, Unia i polska szkoła

Od wielu już miesięcy trwa batalia z Unią Europejską o polskie sądownictwo. Jest to jeden z fundamentalnych obszarów kompetencji państwa, a Unia chce nam go odebrać, stosując szantaż finansowy. W chwili pisania tego artykułu projekt ustawy o Sądzie Najwyższym został przez Prezydenta skierowany do Trybunału Konstytucyjnego, więc sprawa wciąż się waży. Ale

sądy nie są jedynym obszarem, który chce zawłaszczyć Brukselo-Berlin. W Parlamencie Europejskim zaczęły się intensywne prace nad zmianami Traktatu Lizbońskiego, które mają doprowadzić do likwidacji niepodległości państw członkowskich i wprowadzić federalne państwo europejskie.

Biorąc pod uwagę, kto rozdaje karty w instytucjach unijnych, możemy to traktować jako traktat ustanawiający IV Rzeszę. Wyodrębniono szereg obszarów ustrojowych, nad którymi prace toczą się w komisjach parlamentarnych. Istota tych zmian polega na wyłączeniu jednomyślności w organach UE oraz przekazaniu istotnych obszarów ustrojowych do kompetencji unijnej. Dotyczy to takich obszarów, które zgodnie z Traktatem Lizbońskim znajdują się w wyłącznej kompetencji państw członkowskich. Dla polityków niemieckich na dłuższą metę jest to nie do przyjęcia. Po ostatnich wyborach w Niemczech utworzono koalicję polityczną, która powołała obecny rząd kanclerza Olafa Scholza.

Podstawą tej koalicji jest umowa z 24 listopada 2022 r., zakładająca m.in. federalne, europejskie państwo związkowe, zorganizowane zgodnie z zasadą subsydiarności i proporcjonalności oraz kartą praw podstawowych. Obecne prace w Parlamencie Europejskim są więc wprost realizacją tej polityki. Oznacza to jednak, że o sprawach narodów europejskich nie będą decydować ich własne rządy narodowe, lecz instytucje unijne, czyli de facto Niemcy. Decyzje nie będą podejmowane jednogłośnie, lecz większością głosów. Państwo, na przykład Polska, nie będzie mogło bronić swoich interesów stosując veto, lecz zostanie zmuszone do podporządkowania się unijnej większości. I tak m.in. zmiany mają objąć następujące obszary: polityka zagraniczna; polityka socjalna; podatki; waluta – euro ma być walutą wszystkich krajów Unii; zarząd nad lasami; zarząd zasobami wodnymi; wybór źródeł energii i ogólne zaopatrzenie w energię; wprowadzenie powszechnego prawa do aborcji i praw reprodukcyjnych; wprowadzenie przestępstw ze względu na płeć jako europrzestępstw; możliwość odebrania państwu członkowskiemu prawa do sprawowania prezydencji w UE; edukacja. Każdy z tych obszarów obejmuje żywotne interesy państwa i narodu, więc ich oddanie do obcej kompetencji oznacza faktyczną likwidację niepodległości i okupację. Chcę zwrócić szczególną uwagę na ostatni z wymienionych obszarów, czyli edukację.

Obszar edukacji póki co należy do wyłącznej polskiej kompetencji, jednak jest nam niepostrzeżenie odbierany, i to niezależnie od obecnych prac w Parlamencie Europejskim. Unia Europejska dąży do wprowadzenia powszechnej Edukacji Włączającej, alias Inkluzyjnej. Jest to taki system edukacji i wychowania, w którym szkoła nie naucza wiedzy, tylko integruje całe społeczeństwo do wspólnego wzorca, czyli tworzy federalne społeczeństwo włączające. Szkoły specjalne zostają zlikwidowane, wszyscy uczniowie niepełnosprawni, w tym upośledzeni intelektualnie, chorzy psychicznie, antyspołeczni są włączeni do wszystkich szkół rejonowych i wszystkich klas. Do nowego społeczeństwa wprowadza się wielomilionową imigrację wielokulturową, rezygnując z własnej kultury i tradycji. Tworzy się system kontroli społecznej, który poprzez szkołę wchodzi do rodzin. System ten przejmuje kontrolę nad wszystkimi dziećmi i dla każdego planuje ścieżkę życia, według norm, ustalonych przez WHO. Następnie poprzez sieć instytucji i armię specjalistów pilnuje, żeby każdy człowiek podążał tą ścieżką i usuwa wszelkie przeszkody na tej drodze, również sprzeciw rodziców, którzy ośmielą się mieć inne plany, niż system.

Oficjalnie podawane preteksty używają dzieci, działając na emocje społeczne. Aktywiści inkluzji, których zwę inkluzjonistami głoszą, że jest to najlepszy sposób wsparcia dzieci niepełnosprawnych, realizacja ich praw, włączenie ich do życia społecznego. Twierdzą też, że inkluzja zapewnia edukację wysokiej jakości i pełny rozwój potencjału każdego dziecka. Inkluzjoniści zapewniają również, że ich model jest najlepszą odpowiedzią na rosnące problemy psychiczne dzieci i młodzieży. Twierdzą dalej, że do przyjęcia tych rozwiązań obligują nas różne przepisy formalne. Oczywiście wszystko, co mówią inkluzjoniści jest narracją, piękną bajką, nie mającą związku z rzeczywistością. Edukacja Włączająca została wprowadzona w wielu państwach Zachodu, i wszędzie bez wyjątku doprowadziła do zapaści edukacyjnej, radykalnego ogłupienia całych narodów, zmniejszenia szans życiowych absolwentów, powszechnych problemów psychicznych. Najbardziej poszkodowane są właśnie dzieci niepełnosprawne, które pod pozorem inkluzyjnej fikcji zostały pozbawione specjalistycznej opieki i wystawione na powszechną przemoc i nękanie. Jest to technologia tworzenia i behawioralnego zarządzania ludnością, wyposażoną w cechy autystyczne i wyuczoną bezradność.

Żeby zrozumieć cel tego zabiegu trzeba wiedzieć, kto to nam wprowadza. Formalną podstawą jest Konwencja ONZ o prawach osób niepełnosprawnych uchwalona 13 grudnia 2006 r., ratyfikowana przez Polskę 6 września 2012 r. Stanowi między innymi, że państwo ma wprowadzić powszechną Edukację Włączającą, ale nie definiuje, jak ona ma wyglądać. Nasz obecny system, gdzie są szkoły specjalne, integracyjne i ogólnodostępne w pełni spełnia wymogi, określone przez Konwencję. Tu jednak wchodzi Komisja Europejska, forsując model, który krótko opisałem powyżej. Tworzy go Europejska Agencja do Spraw Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej, ściśle współpracująca z Komisją Europejską i przez nią współfinansowana. Dorobek Agencji jest następnie narzucany państwom członkowskim.

Głównym rzecznikiem takiego kształtu Konwencji były Niemcy, a w szczególności minister rodziny, osób starszych, kobiet i młodzieży, którą w ówczesnym rządzie Angeli Merkel była Ursula von der Leyen, obecna przewodnicząca Komisji Europejskiej. W obecnym stanie prawnym Komisja nie może wydać dyrektywy i zmusić państw wprost, robi to więc poprzez tzw. „otwartą metodę koordynacji”, co oznacza system nacisków, rekomendacji i zaleceń. Najskuteczniejszą metodą jest nacisk finansowy, i taki jest używany wobec Polski.

Większość narodu wzdycha do unijnych pieniędzy, nie mając świadomości, że kupuje w ten sposób swoje własne kajdany. Umowa Partnerstwa dla Realizacji Polityki Spójności 2021-2027 pomiędzy Polską a Unią Europejską, która jest podstawą wojewódzkich Regionalnych Programów Operacyjnych zawiera na s.53. taki zapis:

„Szkoły specjalne i inne placówki, które prowadzą do segregacji lub utrzymania segregacji jakiejkolwiek grupy defaworyzowanej i/lub zagrożonej wykluczeniem społecznym, nie będą wspierane w zakresie infrastruktury i wyposażenia.”

Regionalne Programy Operacyjne wszystkich 16 województw obficie wspierają Edukację Włączającą, a poza tym 11 województw przyjęło powyższy zapis dosłownie, natomiast w pozostałych zapisano tą zasadę innymi słowami. Oznacza to, że samorządy będą dyskryminować szkoły specjalne i pozbawiać je wsparcia finansowego. W ten sposób placówki te będą zmuszane do zaprzestania przyjmowania dzieci niepełnosprawnych, co spowoduje konieczność umieszczenia ich w szkołach rejonowych. Mało tego, zapis ten dyskryminuje także te szkoły ogólnodostępne, które nie będą chciały wejść w inkluzję. Samorządy są organami prowadzącymi szkół, co może sprawić, że Komisja Europejska będzie przejmować nasze szkoły kanałem oddolnym, od strony administracyjno – finansowej.

Jest też drugi kanał, odgórny. Komisja Europejska na wprowadzanie Edukacji Włączającej przeznaczyła dla Polski 25 miliardów złotych na 10 lat. Większość tych środków przechodzi przez Ministerstwo Edukacji i Nauki i dystrybuowane jest poprzez różne agendy dalej – do samorządów, uczelni, placówek szkoleniowych, organizacji pozarządowych, które absorbują część środków, a resztę przekazują jeszcze dalej – do szkół i prywatnych firm, organizujących szkolenia. Tworzy się w ten sposób sieć powiązań, oplatająca szkolnictwo, prowadząca od Komisji Europejskiej aż do konkretnych ludzi, wystawiających faktury za swoje usługi. Jest to bardzo złożony i przemyślnie skonstruowany mechanizm, pozwalający pewnym ludziom korzystać z ogromnych funduszy, uwagę kierując w inną stronę. Cała uwaga skupia się na Ministrze, i on też przyjmuje na siebie ogień krytyki. Jednak za Edukację Włączającą odpowiada nie Minister, ale pani Marzena Machałek, działająca w MEiN w randze wiceministra, będąca jednocześnie Sekretarzem Stanu, Pełnomocnikiem Rządu do spraw wspierania wychowawczej funkcji szkoły i placówki, edukacji włączającej oraz kształcenia zawodowego. Nie podlega więc Ministrowi Przemysławowi Czarnkowi, a jej umocowanie wynika z wysokiego priorytetu, jaki Komisja Europejska przyznaje Edukacji Włączajacej.

Głównymi ośrodkami specjalistycznymi, przenoszącymi Edukację Włączajacą do Polski są: Ośrodek Rozwoju Edukacji oraz Instytut Badań Edukacyjnych. Chociaż formalnie podlegają MEiN, w istocie cieszą się znaczną autonomią. Te instytucje z jednej strony współpracują ściśle z Europejską Agencją i agendami unijnymi, a z drugiej – z naukowcami na uczelniach pedagogicznych, którzy szkolą nauczycieli. To właśnie te środowiska tworzą programy, narzucane szkołom i nauczycielom; to eksperci z tych środowisk, ściśle współpracując z Komisją Europejską tworzą projekty aktów prawnych, które później trafiają do rządu i parlamentu, a potem stają się naszą codziennością. Tak się dziwnie składa, że od około 20 lat głównymi ekspertami, mającymi wpływ na kształt edukacji w Polsce są pedagodzy specjalni.

Wydaje się, że działa tu cały system powiązań różnego typu, tworzący pracującą sieć, realizującą swoje własne interesy, nie zawsze zgodne z interesami państwa. Sycylijskie konotacje wydaję się tu być całkiem na miejscu. Jest więc możliwe, że realną władzę nad rzeczywistością edukacyjną sprawuje ośmiornica inkluzyjna. Jej struktura zaczęła powstawać już w latach 90-tych, i to właśnie ona, camorra inclusiva odpowiedzialna jest za większość zmian w szkolnictwie III RP.

Jakiekolwiek zarzuty, wysuwane wobec rządu w kwestii edukacji powinny uwzględniać tą okoliczność, że siła polityczna, sprawująca władzę nie musi znać się na wszystkim. Musi dobrać ekspertów, a jedyni eksperci, jacy są dostępni to pedagodzy specjalni i inni specjaliści, pracujący w wyżej wymienionych instytucjach. Jeśli uświadomimy sobie, że ośmiornica ma swoje cele, które polegają na realizacji celów Komisji Europejskiej, to nam dopiero da rzeczywisty obraz sytuacji.

Argumentem, przemawiającym za tym, że rządząca siła polityczna nie jest sprawcą, lecz raczej ofiarą tej sytuacji jest projekt Ustawy o Wsparciu Uczniów, Dzieci i Rodzin, UD319, czekającej w MEiN na skierowanie do Sejmu. Są tam zapisy, zmieniające ustrój państwa. Ma powstać Centrum Koordynacyjne, utworzone w ramach Ośrodka Rozwoju Edukacji. Ma ono być wyposażone w bardzo szerokie kompetencje, m.in. ma zarządzać wszystkimi placówkami systemu edukacji, a poprzez system Oceny Funkcjonalnej – wszystkimi rodzinami. Ma ono kontaktować się bezpośrednio z organizacjami pozapaństwowymi, realizującymi inkluzję (w praktyce chodzi tu o Komisję Europejską i WHO). Ma także powstać Komitet Koordynacyjny, uzgadniający politykę różnych resortów pod kątem zgodności z polityką inkluzji (tą politykę, którą określają agendy unijne).

Ponadto MEiN będzie musiało co dwa lata publikować raporty z wdrażania inkluzji w Polsce. Te zapisy oznaczają, że rząd polski straci suwerenność i będzie mógł prowadzić tylko taką politykę, która będzie zgodna z inkluzją, określoną przez Komisję Europejską i WHO. Nie wdając się w dygresje, inkluzja oznacza u nich nie tyle wspieranie niepełnosprawnych, ile afirmację LGBT, narzucanie rodzinom ideologii gender, pełną seksualizację, aborcję, transhumanizm i posthumanizm. Trudno sobie wyobrazić, żeby partia polityczna, mająca nadzieję na jakikolwiek wpływ na rządy w państwie sama chciała pozbyć się tej władzy. Po wprowadzeniu bowiem tych regulacji Polską będą zarządzać pedagodzy specjalni i psycholodzy de camorrae inclusivae.

Wreszcie na koniec wskażę na rolę lewackiego aktywizmu. Posłużę się paroma przykładami. Jest taki portal internetowy Oko Press. Nie nazwiemy go raczej prawicowym ani prorządowym. Pojawiają się tam coraz częściej publikacje, wprost domagające się od państwa polskiego wprowadzenia inkluzji. Dobitnym przykładem są publikacje pani Agnieszki Szpili. Sama będąc osobą niepełnosprawną ruchowo ma również dzieci z niepełnosprawnością intelektualną. Trzeba tu oddać sprawiedliwość, z pewnością życie tej pani to przykład heroizmu, i jej rodzinie należy się najlepsze wsparcie. Pani Agnieszka Szpila ma powody, by mieć uzasadnione pretensje do państwa polskiego, i by domagać się lepszego systemu wsparcia. Toteż właśnie się domaga.

Musimy jednak odróżnić, gdzie kończą się słuszne prawa osoby dotkniętej przez los, a zaczynają roszczenia lewackiej aktywistki. Oto bowiem dowiadujemy się między innymi, że osoby upośledzone są w Polsce niewolnikami patriarchalnego społeczeństwa, pozbawionymi praw, żyjącymi pod rosyjskim zaborem. Żeby poprawić ich los, musi zmienić się całe społeczeństwo, musi zmienić się cała Polska. Trzeba zastąpić polskie prawo Konwencją ONZ, a zatem należy między innymi: zmienić język, który jest dyskryminujący; znieść instytucję ubezwłasnowolnienia osób niepełnosprawnych, bo jest to śmierć cywilna i odebranie człowiekowi jego fundamentalnych praw; wprowadzić Edukację Włączającą, a także stworzyć system, aktywnie angażujący organizacje osób LGBT+. Tego właśnie domaga się Komitet ONZ do spraw praw osób z niepełnosprawnościami, odpowiedzialny za wdrażanie Konwencji o prawach osób niepełnosprawnych, promowanej przez rząd niemiecki.

Czemu jednak przywołuję ten właśnie przykład, skoro lewackich aktywistów i aktywistek jest całe mnóstwo, mediów lewicowo – liberalnych też nie brak, bo i Krytyka Polityczna podobnie, i Wysokie Obcasy, i Gazeta Wyborcza, i Onet, i długo by jeszcze wyliczać. Ano dlatego, że te same poglądy wyrażają specjaliści działający na naszych uczelniach, zatrudniani przez ministerstwa jako konsultanci do tworzenia prawa w Polsce.

Podam zatem drugi przykład. 21 listopada 2022 roku na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy odbyła się konferencja naukowa „Edukacja włączająca jako edukacja wysokiej jakości” współorganizowana przez MEiN. W konferencji wzięli udział naukowcy, praktycy, rodzice i uczniowie. Zaproszono samą inkluzyjną śmietankę, wybitnych specjalistów, od lat tworzących teorię i praktykę Edukacji Włączającej w Polsce. Między innymi odczyt wygłosiła pani Monika Zima – Parjaszewska, o której czytamy na stronie Rzecznika Praw Obywatelskich:

„Doktor nauk prawnych, adwokatka, adiunktka w Pracowni Prawa i Kryminologii Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie, prezeska Zarządu Głównego Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną, przewodnicząca Krajowej Rady Konsultacyjnej przy Ministrze Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, współprzewodnicząca Komisji Ekspertów ds. Osób z Niepełnosprawnościami działającej przy Rzeczniku Praw Obywatelskich”.

Poza tym pani doktor nie tai, że jest matką córki z niepełnosprawnością intelektualną. I oto poglądy ekspertki ministerstw są poza szczegółami w zasadzie identyczne z poglądami pani, cytowanej powyżej. Według pani doktor w hierarchii źródeł prawa w Polsce Konwencja ONZ jest zaraz po konstytucji i ma pierwszeństwo przed wszystkimi innymi aktami prawnymi. Dla przypomnienia: art.87 p.1 Konstytucji RP stanowi:

„Źródłami powszechnie obowiązującego prawa Rzeczypospolitej Polskiej są: Konstytucja, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowe oraz rozporządzenia„.

Albo więc pani doktor praw jest w błędzie, albo przeciwnie – dobrze wie, co robi. Na tej samej konferencji głos zabierała również pani dr Beata Skotnicka, adiunkt na Wydziale Sztuki i Nauk o Edukacji Uniwersytetu Śląskiego. Dowiadujemy się więc, że „Inkluzja dotyczy szerszych grup, nie tylko niepełnosprawnych. Są to grupy defaworyzowane: pochodzenie etniczne, wyznaniowość, przynależność kulturowa, mniejszości seksualne. Edukacja Włączająca dotyczy ich wszystkich„. I znowuż to samo, co możemy przeczytać w Oko Press.

Nie są to bynajmniej wyjątki, konferencje inkluzjonistów dostarczają wielu takich wrażeń, do tego stopnia, że gdyby przypadkiem znalazł się tam przewodniczący Mao, po każdej takiej konferencji musiałby dziękować za inspiracje do Rewolucji Kulturalnej. Podobnych przeżyć dostarcza lektura artykułów i książek, pisanych przez naukowców inkluzji, wykładających na państwowych uczelniach, od trzydziestu lat tworzących Edukację Włączającą w Polsce. Neomarksizm jest tam na każdej prawie stronicy. Takie właśnie poglądy są podstawą wielu już istniejących lub projektowanych aktów prawnych, np. projektu Ustawy o Wsparciu Uczniów, Dzieci i Rodzin, UD319.

Dlaczego jednak naukowcy inkluzji mówią to samo, co głosi lewacki aktywizm? Może to jednak przypadek, pomyłka, spiskowa teoria? A może raczej jest tak, że to właśnie oni są lewackimi aktywistami? Skojarzmy fakty. Niemcy chcą zbudować swoje kolejne imperium, więc dominują Komisję Europejską, tworzą swoją Konwencję ONZ, propagują Edukację Włączającą oraz inkluzję społeczną wraz z ideologią gender i LGBT, finansują środowiska lewicowo – liberalne i lewacki aktywizm, finansują organizacje pozarządowe, zajmujące się edukacją, znajdują chętnych do współpracy w ministerstwach, na uczelniach, ośrodkach szkoleniowych. To wszystko jest zgodne z logiką marszu przez instytucje i formalnie legalne. Wymaga to oczywiście pokaźnych środków, lecz 25 miliardów złotych na Edukację Włączającą robi wrażenie. Najwyraźniej inwestycja ta opłaca się Niemcom. Plantacje szparagów i domy opieki czekają na najniżej płatnych pracowników.

Musimy wszyscy, zarówno społeczeństwo, jak też rządząca siła polityczna zdać sobie sprawę, że totalna opozycja i kasta sędziowska nie są jedynymi środowiskami, szukającymi obcych dworów. Są układy wciąż nie rozbite, istnieją ośmiornice wciąż żywotne. Nic dobrego dla nas nie wyjdzie ze spraw, którymi zajmują się lewacy. Cała Edukacja Włączająca jest projektem głęboko lewackim. Twierdzenie, że inkluzja ma coś wspólnego z chrześcijańskim miłosierdziem i solidaryzmem społecznym jest fatalną pomyłką.

Takie same założenia dotyczące edukacji i modelu społecznego, jakie tworzą naukowcy inkluzji, są wprost zapisane z programie Szymona Hołowni, pośrednio w enuncjacjach Lewicy i Platformy Obywatelskiej. Te partie chcą nas żywcem zapędzić do niemieckiego eurokołchozu. Parlament Europejski już pracuje nad tym. To jednak dostrzegamy i zapewne będziemy z tym walczyć. Nie wolno nam jednak pominąć zagrożenia inkluzją, bo jeśli pozwolimy eurolewakom na wprowadzenie w Polsce Edukacji Włączającej, skutek będzie ten sam, tyle, że rozłożony w czasie. Walka o polską szkołę, niezależną od Komisji Europejskiej i WHO jest więc walką o niepodległość.

Bartosz Kopczyński-wiceprezes zarządu Towarzystwa Wiedzy Społecznej w Toruniu

za:pch24.pl