Polecane

Abp Marek Jędraszewski: To drugi zamach na św. Jana Pawła II

„Jan Paweł II ciągle pozostaje wrogiem dla głosicieli ideologii gender, zwolenników aborcji i eutanazji, dlatego próbuje się go zniszczyć, osłabić jego autorytet i wyszydzić jego święte imię” – mówił abp Marek Jędraszewski w czasie liturgii stacyjnej w bazylice Trójcy Świętej w Krakowie.

Nawiązując do czytań mszalnych, abp Marek Jędraszewski w czasie homilii zwrócił uwagę na wewnętrzną prawość, jako konieczną postawę wobec Boga i ludzi. Przypomniał, że we wtorek drugiego tygodnia Wielkiego Postu kościołem stacyjnym w Rzymie jest bazylika św. Balbiny na Awentynie. Przywołując historię męczennicy z II wieku i jej ojca Kwiryna, arcybiskup stwierdził, że wyznanie wiary w Chrystusa było wówczas przejawem osobistej odwagi, ale także przeciwstawieniem się „pogańskiej propagandzie, która jawnie szydziła z chrześcijaństwa”. W tym kontekście metropolita mówił o graffiti wyrytym na murze Pałacu Cezarów na Palatynie w Rzymie, a uważanym za najstarsze znane wyobrażenie ukrzyżowanego Jezusa. Odkryty w 1857 roku rysunek przedstawia ukrzyżowanego człowieka z głową osła; po jego lewej stronie stoi Aleksamenos, który oddaje cześć bogu, o czym świadczą inskrypcje. Chrześcijan oskarżano o to, że czczą oślą głowę.

Arcybiskup podkreślił, że całe dzieje Kościoła naznaczone są ciągłymi atakami i prześladowaniami na wyznawców Chrystusa, ale jest to także czas dawania świadectwa przez chrześcijan aż do przelania własnej krwi. „Są to dzieje prześladowań czysto fizycznych, ale także dzieje ciągłych szyderstw i kłamstw zadawanych chrześcijaństwu” – dodawał.

Komentując aktualną sytuację metropolita przypomniał, że zamach na Jana Pawła II z 13 maja 1981 roku był próbą zamknięcia ust, które głosiły prawdę o Chrystusie, dla którego trzeba otworzyć na oścież drzwi systemów politycznych, społecznych, ekonomicznych, a także prawdę o człowieku stworzonym przez Boga i powołanym do małżeństwa i rodziny, który w swoim potomstwie widzi przejaw błogosławieństwa.

Arcybiskup stwierdził, że obecna walka poprzez kłamstwa i insynuacje jest drugim zamachem na Jana Pawła II i „operacją niszczenia jego świetlanej pamięci”. „Niszczy się go. Jego, obrońcę człowieka, obrońcę małżeństwa i rodziny, wini się za to, że tolerował rzeczywiście odrażające zło, jakie przeniknęło do życia Kościoła, ale wiemy dokładnie, że jest to zło, które w dużo większym stopniu stało się nawet zachwalane i swoistą ideologią w innych środowiskach Próbuje się go odrzeć z czci i szacunku” – mówił abp Marek Jędraszewski, zaznaczając, że św. Jan Paweł II ciągle pozostaje wrogiem dla głosicieli ideologii gender, zwolenników aborcji i eutanazji. „Jego głos jest ciągle głosem sprzeciwu, dlatego trzeba go zniszczyć. Trzeba osłabić jego autorytet. Trzeba wyszydzić jego święte imię. Trzeba wyrywać je z naszych serc” – podkreślał.

„Musimy walczyć. Nie przemocą, prawdą. Musimy walczyć modlitwą. Musimy zmagać się, ciągle umacniać solidarność polskich serc. Bo tu chodzi o Polskę. Tu chodzi o nas. Tu chodzi o wierność tym wszystkim, którzy w dalszej i nieodległej naszej przeszłości przelewali krew za naszą ojczyznę. Bo chodzi o to, abyśmy dzisiaj w tym trudnym czasie drugiego zamachu na Jana Pawła II wracali do tych naszych uniesień, naszych wzruszeń, naszego wołania: zostań z nami!” – zakończył.

za:opoka.org.pl

***

Prof. Skibiński o książce Overbeeka: nierzetelny przekaz historyczny

Profesor UW krytycznie odniósł się do wątku rzekomego wykorzystywania seksualnego duchownych i kleryków przez arcybiskupa krakowskiego kard. Adama Sapiehę, poruszanego w książce „Maxima culpa. Jan Paweł II wiedział”.

Profesor Skibiński podsumował, że  holenderski dziennikarz dokonał w swej książce intelektualnego nadużycia. Poniżej analiza, której podjął się historyk Uniwersytetu Warszawskiego.

1.      Ustalenia autora książki

Nagłośniona w ostatnich dniach przez liczne medialne publikacje kwestia rzekomego molestowania seksualnego kleryków i duchownych przez kard. Adama Sapiehę, arcybiskupa krakowskiego i mentora ks. Karola Wojtyły, została opisana przez autora książki „Maxima culpa” w rozdziale 9 „Ucieczka”.

W książce Overbeeka twierdzenie, że do takich nadużyć ze strony kard. Sapiehy dochodziło opiera się na świadectwie jednej osoby – ks. Anatola Boczka (1920-1983), tajnego współpracownika UB w latach 1947-1956, będącego jednocześnie zaangażowanym „księdzem patriotą”, a więc duchownym głęboko zaangażowanym we współpracę z władzami komunistycznymi.

Jak wynika z przypisów, jakimi Overbeek opatrzył tekst swojej książki, świadectwa ks. Boczka pochodzą z jednej jednostki archiwalnej – o sygnaturze BU Kr. 009/3034 – a dokładnie w tej kwestii Overbeek korzysta jedynie z t. 2 tych akt. Są to, jak można sądzić, zeznania dobrowolnie złożone przez duchownego na UB najwcześniej w drugiej połowie 1950 r.

Overbeek powołuje się jeszcze na wspominaną przez ks. Boczka, zasłyszaną od ks. Walendzika opinię ks. Karabuły (a więc mamy do czynienia z relacją przetworzoną przez dwóch pośredników) o tym, że ks. Sapieha jest „nienormalny” w kontekście seksualnym. W jaki sposób ta ostatnia opinia z trzeciej ręki ma pomóc w udowodnieniu stawianej przez autora tezy – niestety nie potrafię zrozumieć, więc pominę ją w dalszej analizie.

Warto zauważyć, że holenderski autor poprzestaje na jednym źródle swych twierdzeń, mimo starannej kwerendy, którą rzekomo – jak sam pisze w treści książki – przeprowadził w zasobie IPN. Tymczasem już z dyskusji medialnej prowadzonej po publikacji fragmentów książki holenderskiego dziennikarza wiemy, że istnieje prawdopodobnie drugie źródło – świadectwo innego księdza, który miał wypowiadać się na temat nadużyć seksualnych kardynała (ks. Andrzej Mistat), czego jednak Overbeek nie przywołuje.

Można więc mieć wątpliwość, czy wynika to z faktu, że kwerenda źródłowa autora „Maxima culpa” była nie dość staranna, czy też autor odrzucił to świadectwo – a może także inne świadectwa – ale w tym wypadku nie wiemy, czym miałby się kierować w swoim doborze materiału na ten temat, bo o tym nie pisze. Bardziej prawdopodobne więc jest, że nie zna on innych świadectw na analizowany temat.

 2.      Brak wykorzystania literatury przedmiotu

Analizując treść wywodu Overbeeka na temat rzekomych nadużyć seksualnych kard. Sapiehy, możemy stwierdzić, że autor „Maxima culpa” nie korzysta z istniejącej literatury przedmiotu na interesujący go temat. Mam na myśli przede wszystkim książkę ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego „Księża wobec bezpieki na przykładzie archidiecezji krakowskiej” (Kraków 2007), który z kolei korzystał z tej samej jednostki archiwalnej, co holenderski dziennikarz, jednak nie zwrócił uwagi na aspekt obyczajowy zeznań ks. Boczka, jako na aspekt istotny.
Książka ks. Isakowicza-Zaleskiego powinna być jednak przez holenderskiego dziennikarza uwzględniona, bowiem na s. 48-50 ks. Zaleski przedstawia dokładną historię współpracy ks. Boczka z UB, jego pełen życiorys, a także dostarcza kilka informacji na temat opinii funkcjonariuszy Urzędu nt. swego agenta, których to zagadnień Overbeek z nieznanych przyczyn nie bierze pod uwagę, analizując zeznania ks. Boczk

Autor „Maxima culpa” nie odnosi się m.in. do opinii ks. Isakowicza-Zaleskiego o ks. Boczku, , które mówią o: uległości ks. Boczka wobec poleceń Urzędu Bezpieczeństwa; zaangażowaniu ks. Boczka w działania destrukcyjne UB prowadzone wewnątrz Kościoła; zaprzestaniu przez SB współpracy z ks. Boczkiem z powodu jego choroby alkoholowej i niewiarygodności otrzymywanych informacji.

Sam Overbeek na w rozdziale 10 „Wierzchołek góry lodowej” – gdzie w innym kontekście wspomina o ks. Boczku – nie ukrywa, że nadużywał on notorycznie alkoholu i był zdegenerowany moralnie (nadużycia seksualne wobec nieletnich dziewcząt), nie przeszkadza autorowi jednak uznać zeznania ks. Boczka za bezdyskusyjnie prawdziwe. Autor, aby uzasadnić swe stanowisko ogranicza się do stwierdzenia, że jest to „podręcznikowy przypadek molestowania przez molestowanego”. Jednak stwierdzenie Overbeeka byłoby sensowne jedynie w przypadku, gdyby autor udowodnił wcześniej tezę o prawdziwości oskarżeń ks. Boczka, a w moim przekonaniu – tego nie zrobił.

3.      Niedostatki krytyki źródła

Zauważmy, że do obowiązków rzetelnego badacza zajmującego się krytyką źródła należy analiza m.in. czy osobowość autora i przyświecające mu cele, okoliczności powstania źródła, a także sama jego treść nie osłabiają wiarygodności przekazu źródła, na które badacz chce się powołać. Jeśli nie można potwierdzić treści świadectwa innymi – niezależnymi od niego - przekazami źródłowymi, krytyka powinna zostać przeprowadzona tym bardziej starannie. Niestety Overbeek poprzestaje jedynie na jej zamarkowaniu. Tymczasem można powiedzieć o przynajmniej trzech poważnych wątpliwościach, do których w krytyce takiego źródła – jakim są zeznania ks. Boczka – powinien odnieść się autor:Jeśli chodzi o postać autora świadectwa – ks. Anatola Boczka – autor książki nie odniósł się do uzasadnionych wątpliwości dotyczących wiarygodności jego zeznań wynikających z: choroby alkoholowej, faktu złożenia przez niego zeznań w 1950 r. – gdy narastał jego osobisty konflikt z kard. Sapiehą w związku z suspensą nałożoną w tym roku przez kardynała na duchownego, wreszcie dającej się wyczytać z akt pełnej uległości ks. Boczka wobec sugestii ze strony UB;

Jeśli chodzi o okoliczności powstania źródła – autor książki powinien uwzględnić, a przynajmniej  odnieść się do, takiej możliwości, że zeznania ks. Boczka były jednym z elementów przygotowań aparatu bezpieczeństwa do procesu kurii krakowskiej z 1953 roku. W procesie tym posługiwano się wieloma spreparowanymi w stylu stalinowskim „dowodami”. Głównym celem tego przedsięwzięcia była właśnie kompromitacja Sapiehy, który już tego nie dożył (umarł w 1951 roku);

Jeśli chodzi o krytykę wewnętrzną treści źródła – autor nie bada logicznej spójności źródła czy też prawdopodobieństwa opisywanych zdarzeń, a przecież ks. Boczek opisuje agresję seksualną 83-letniego hierarchy, o którym wiemy, że był schorowanym człowiekiem. W 1950 roku Sapieha przeszedł ciężki zawał serca, był często przykuty do łóżka – tymczasem ks. Boczek przedstawił go w swych relacjach jako silnego, pobudzonego seksualnie i agresywnego napastnika. Dlaczego autor uznał to za prawdopodobne?

Autor podejmuje próbę odpowiedzi na zaledwie jedno z całej serii narzucających się pytań o wiarygodność źródła. Mianowicie autor zapowiada, że w rozdziale 11 „Fałszywe oskarżenia o fałszywe oskarżenia” zajmie się kwestią fabrykowania dowodów przez UB/SB wobec duchownych. Jednak, gdy zajrzymy do tego rozdziału  stwierdzimy, że Overbeek nie rozpatruję tych działań – w kontekście zeznań ks. Boczka i roku 1950.

Ustalenia holenderskiego autora w rozdziale 11, prowadzą do wniosku, że aparat bezpieczeństwa dokonywał rzetelnej weryfikacji prawdziwości zarzutów o nadużycia seksualne duchownych. Nawet gdybyśmy przyjęli tę zasadę, to w kontekście zeznań ks. Boczka dowodzi to jedynie, że UB nie sfabrykowała samego zeznania, nie uchyla jednak wątpliwości, czy ks. Boczek sam nie konfabulował, by zaszkodzić znienawidzonemu kardynałowi. Tej możliwości autor „Maxima culpa” jednak w ogóle nie rozpatruje.

Nawiasem mówiąc, zawarta w rozdziale 11 książki Overbeeka sugestia, że Urząd Bezpieczeństwa sam weryfikował wiarygodność zeznań informatorów– w świetle tego, że ostatecznie nie posłużono się zeznaniami ks. Boczka w akcji oczerniania krakowskiego hierarchy (co Overbeek nawet sam przyznaje) osłabia logikę tej narracji. Holenderski autor  w rozdziale 11 zaprzecza temu co sugeruje w rozdziale 9.

Autor pomija też w swej pracy profesjonalną krytykę zewnętrzną wykorzystanego źródła. Poprzestaje jedynie na zawartej w przypisach zdawkowej informacji czy jest to maszynopis czy rękopis. Taka informacja sama w sobie jest jednak bezużyteczna – np. nie wiadomo, czy ks. Boczek podpisał swe świadectwa, czy osobiście je sporządzał, czy są to informacje spisane przez oficera prowadzącego. Widać, że holenderski autor po prostu nie wie, że ma to znaczenie przy ocenie wartości źródła i w związku z tym nie odnosi się do tych kwestii.

3. Wnioski

W mojej ocenie jako profesjonalnego historyka, autor „Maxima culpa”, analizując drażliwą kwestię rzekomego wykorzystywania seksualnego duchownych i kleryków przez arcybiskupa krakowskiego kard. Adama Sapiehę, nie spełnił podstawowych wymogów rzetelnego przekazu historycznego. W wyniku analizy jego książki wydaje się, że: nie dokonał on wystarczająco starannej kwerendy źródłowej; nie wykorzystał i nie odniósł się do ustaleń literatury przedmiotu; nie przeprowadził rzetelnej krytyki źródła.

W efekcie mamy do czynienia z narracją opartą na pojedyńczym źródle, którego wiarygodność nastręcza wiele wątpliwości, do których autor najczęściej w ogóle się nie odnosi.

Mimo oparcia się na tak skąpej podstawie źródłowej autor nie zachowuje elementarnej rzetelności profesjonalnej, uznając zawarte w dokumentach informacje za udowodnione, co stoi w sprzeczności z podstawowymi regułami warsztatu historycznego, takimi jak wymóg potwierdzenia wiarygodności informacji w co najmniej dwu niezależnych i wiarygodnych źródłach.

W sytuacji, jaka ma miejsce na kartach „Maxima culpa” należałoby bowiem poprzestać co najwyżej na postawieniu niepotwierdzonej hipotezy, która z natury swej nie może następnie służyć badaczowi do wyciągania dalszych wniosków, jako twierdzenie nieudowodnione. Tymczasem – choćby w swym wywodzie o wzrastaniu ks. Wojtyły w atmosferze przemocy seksualnej panującej w krakowskim seminarium – autor buduje na hipotetycznych twierdzeniach kolejne domniemania, co jest – z punktu widzenia historyka - niedopuszczalne i co dowodzi, że Overbeek prawdopodobnie nie rozumie, jaką wartość rzeczową mają jego wywody.

W tej sytuacji należy zauważyć, że holenderski dziennikarz dokonuje w swej książce intelektualnego nadużycia, co może wynikać – w moim przekonaniu - albo z braku elementarnego profesjonalizmu badawczego autora analizowanej książki, albo z próby zmanipulowania przezeń mniej skrupulatnego czytelnika.

Dr hab. Paweł Skibiński, prof. ucz. – pracownik Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, zastępca dyrektora ds. naukowych Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej, autor publikacji z najnowszych dziejów Kościoła katolickiego m.in. monografii I pielgrzymki papieża Jana Pawła II do Polski w 1979 r. pt. „Odnowa tej ziemi" (Warszawa 2020).

za:opoka.org.pl

***

Dr Lasota o atakach holenderskiego dziennikarza na JPII: formułowane pod tezę

Odnoszę wrażenie, że książka „Maxima culpa. Jan Paweł II wiedział” autorstwa Ekke Overbeeka pisana jest pod z góry przyjętą tezę – twierdzi w wypowiedzi dla KAI dr Marek Lasota, historyk, wieloletni pracownik IPN, autor książki „Donos na Wojtyłę. Karol Wojtyła w teczkach bezpieki”.

Doktor Lasota zauważa, że książka holenderskiego dziennikarza ujawnia niewystarczającą znajomość realiów historycznych PRL i nierzetelność w krytyce źródeł. Autor czyta je w taki sposób, że, skrupulatnie analizując dokumenty, bierze pod uwagę tylko okoliczności i wnioski, które służą stawianej przez niego tezie. Nie zatrzymuje się natomiast nad innymi wątkami, które mogą ją podważać lub wręcz jej przeczyć. Doktor Lasota zarzuca też autorowi nieznajomość realiów, zwłaszcza dotyczących relacji państwo - Kościół w Polsce komunistycznej. Dodaje, że arcybiskup Karol Wojtyła powierzał innym, zgodnie z ich kompetencjami prowadzenie spraw i nie o wszystkim musiał osobiście wiedzieć. Tymczasem biskup nie ma w diecezji władzy absolutnej, działają określone instytucje, jak sąd biskupi a ordynariusz nie podejmuje decyzji w oderwaniu od przewidzianych procedur. Historyk wskazał, że trzeba też uwzględnić krakowskie źródła kościelne, chociaż dotarcie do nich nie jest w tym momencie proste, ale z pewnością należałoby podjąć taką próbę. „Kolejne niewykorzystane źródło to relacje duchownych, żyjących jeszcze świadków” – powiedział KAI doktor Marek Lasota.

za:www.fronda.pl


***

Red. Krzyżak: stawianie tezy, że kard. Wojtyła tuszował pedofilię, jest nadużyciem

Stawianie w oparciu o dokumenty IPN tezy, że kard. Karol Wojtyła tuszował pedofilię, jest nadużyciem - powiedział PAP kierownik działu krajowego "Rzeczpospolitej" Tomasz Krzyżak. Dodał, że nieuprawniona jest również teza, iż będąc klerykiem Wojtyła musiał być świadkiem niewłaściwych zachowań ze strony kard. Sapiehy.

Krzyżak odniósł się do wyemitowanego w poniedziałek w TVN24 reportażu Marcina Gutowskiego "Franciszkańska 3", w którym opisane zostały przypadki trzech kapłanów: Bolesława Sadusia, Eugeniusza Surgenta i Józefa Loranca oraz reakcja na nie ówczesnego metropolity krakowskiego kard. Karola Wojtyły.

W reportażu pojawiły się również wypowiedzi holenderskiego dziennikarza Ekke Overbeeka, autora książki "Maxima Culpa. Co kościół ukrywa o Janie Pawle II".

Krzyżak przypomniał, że dwie z tych spraw badał osobiście w archiwach IPN a wynik tych badań przedstawił na łamach "Rzeczpospolitej", jednak badanie to doprowadziło go do zupełnie odmiennych wniosków.

"Każdy z nas, kiedy ma w ręku jakiś dokument, może go inaczej przeczytać. To znaczy, może w nim wyczytać to, co chce. Mam wrażenie, że zarówno Marcin Gutowski, jak i Ekke Overbeek, czytając te dokumenty, stawiali od razu tezę, że Wojtyła wiedział i tuszował pedofilię. Ja staram się podejść do tych dokumentów krytycznie. Osobiście uważam, że stawianie takiej twardej tezy w oparciu o te dokumenty jest nadużyciem" - ocenił.

Zdaniem Krzyżaka, w debacie wokół Jana Pawła II stawiane są nieodpowiednie pytania. "Nie chodzi o to, czy Karol Wojtyła wiedział o tych przypadkach, bo odpowiedź na nie jest prosta - tak, wiedział. Pytanie zasadnicze brzmi: ile wiedział i co z tą wiedzą robił?" - zastrzegł.

"Znając uwarunkowania kurii rzymskiej jak i kurii krakowskiej mam powody, by myśleć, że zarówno kard. Wojtyle, jak i papieżowi Janowi Pawłowi II nie o wszystkim mówiono. Wiem też, że cedował on wiele zadań na swoich współpracowników" - dodał.

Krzyżak zaznaczył, że nie badał przedstawionej w reportażu sprawy kard. Adama Sapiehy, który został oskarżony o molestowanie seksualne kleryków.

"Mam wątpliwości co do źródeł, na które powołał się Gutowski. Oba źródła są wątpliwe. Wiemy, że ks. Anatol Boczek, który złożył donos na kard. Sapiehę, był z nim skonfliktowany i był tajnym współpracownikiem bezpieki. Drugi ksiądz, na którego powołuje się autor reportażu, ks. Andrzej Mistat, złożył zeznania podczas przesłuchań w czasie procesu, jaki krakowskiej kurii wytoczyła komunistyczna władza. On te zeznania obciążające Sapiehę złożył na dziesiątym przesłuchaniu, a potem je odwołał. Więc moim zdaniem ta sprawa wymaga dalszych badań" - stwierdził.

"Uważam, że snucie na podstawie tych zeznań domysłów, że Karol Wojtyła, będąc klerykiem czy młodym księdzem, musiał być świadkiem niewłaściwych zachowań ze strony kard. Sapiehy, że być może sam był ofiarą takich zachowań, jest nieuprawniona" - ocenił.

Krzyżak przypomniał również przypadek wspomnianego w reportażu Gutowskiego ks. Eugeniusza Surgenta, który w 1973 r. molestował seksualnie chłopców w miejscowości Kiczora, następnie, po szybkim procesie cywilnym, został skazany na dwa lata pozbawienia wolności i wyszedł z więzienia w roku 1974. Jak wiadomo z dokumentów, po wyjściu z więzienia ks. Surgent w listopadzie 1978 r. dostał czasowe pozwolenie na pracę w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, a z czasem został do tej diecezji inkardynowany. Zmarł w 2008 r. jako ksiądz pracujący na terenie diecezji pelplińskiej.

Krzyżak przypomniał, że ks. Surgent urodził się we Lwowie, więc formalnie miał nad sobą dwóch biskupów. "Według starego Kodeksu Prawa Kanonicznego, o przynależności księdza do konkretnej diecezji decydowało miejsce urodzenia. Więc kiedy po II wojnie światowej seminarium duchowne zostało wyrzucone ze Lwowa, klerycy przeszli do seminarium krakowskiego. Tak się stało z ks. Surgentem, który choć przyjął święcenia kapłańskie i pracował w archidiecezji krakowskiej, to był wyświęcony jako kapłan diecezji lubaczowskiej, czyli tego skrawka dawnej archidiecezji lwowskiej, który pozostał w granicach Polski" - wyjaśnił.

Jak podkreślił, kiedy wybuchł skandal związany z molestowaniem seksualnym chłopców, ks. Surgent został przez kard. Wojtyłę zwolniony z pracy w archidiecezji krakowskiej i oddany do dyspozycji biskupa lubaczowskiego. "Więc stawianie tezy, że to Karol Wojtyła załatwił mu przeniesienie do diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej jest - w moim przekonaniu - daleko idącym nadużyciem. Formalnie to przeniesienie musiało się odbyć pomiędzy biskupem diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej a biskupem diecezji lubaczowskiej" - ocenił.

Tomasz Krzyżak podkreślił, że ważny jest również kontekst historyczny tych wydarzeń. "W latach 60. i 70. wiedza o zjawisku pedofilii była znikoma, nie tylko w Kościele, ale w ogóle w społeczeństwie. Nie było na ten temat badań i opracowań naukowych. Mamy przykłady ze Stanów Zjednoczonych, że ksiądz przychodził z kwitem od psychiatry, że został wyleczony z pedofilii i był przywracany do pracy. Dziś wiemy, że tego typu zaburzenia są praktycznie niemożliwe do wyleczenia, ale psychiatrzy doszli do tego przekonania dopiero w latach 80." - przypomniał.

Dodał, że świat naukowy nic nie wiedział również o skutkach, jakie przestępstwo pedofilii niesie dla ofiar. Dlatego - jak zastrzegł - trudno oczekiwać od kard. Wojtyły, żeby reagował na tego typu przestępstwa według dzisiejszych standardów.

"Tak działali wtedy wszyscy biskupi, nikt się nie spotykał z ofiarami i nie starał się im zadośćuczynić. Kiedy patrzymy na to z dzisiejszej perspektywy, to oceniamy to jako brak empatii, ale takie były wówczas realia" - mówił.

Krzyżak zaznaczył, że druga wspomniana w reportażu sprawa dotyczyła ks. Józefa Loranca, który był wikariuszem w Jeleśni, gdzie w 1970 r. dopuścił się molestowania seksualnego dziewczynek.

Przypomniał, że kard. Wojtyła, gdy tylko dowiedział się o sprawie, zdecydował o suspendowaniu księdza i nałożeniu na niego nakazu zamieszkania w klasztorze cystersów w Mogile. 18 marca 1970 r. ks. Loranc został aresztowany przez władzę świecką, a następnie skazany. Wyszedł z więzienia w 1971 r. i został skierowany do parafii Najświętszej Rodziny w Zakopanem, gdzie zajmował się przepisywaniem ksiąg liturgicznych.

Publicysta odniósł się również do przytoczonego w reportażu Gutowskiego listu kard. Wojtyły do ks. Loranca z 27 września 1971 r., w którym Wojtyła informował, iż w jego sprawie Trybunał Metropolitalny skorzystał z prawa łaski i powstrzymał się od wymierzenia kary na gruncie prawa kanonicznego.

Przypomniał, że w ówczesnym Kodeksie Prawa Kanonicznego istniał zapis, że tego typu sprawy mają być rozpatrywane przez Trybunał Metropolitalny, złożony z pięciu sędziów. "Widać więc wyraźnie, że kard. Wojtyła postąpił zgodnie z przepisami" - mówił.

Dodał, że ówczesny Kodeks Prawa Kanonicznego zawierał zapis pozwalający sądowi kościelnemu na odstąpienie od wymierzenia kary księdzu, jeśli został on ukarany przez władzę państwową. "Chodziło o to, że nie należy karać człowieka dwa razy za to samo przestępstwo" - zaznaczył.

"Jednocześnie Wojtyła tłumaczył, że to zaniechanie wymierzenia kary +nie przekreśla przestępstwa ani nie zmazuje winy+ ks. Loranca. Zastrzegł, że choć zdejmuje nałożoną na ks. Loranca wcześniej karę suspensy, to wszystkie funkcje kapłańskie, które będzie spełniał, mają być uzgadniane z proboszczem parafii zakopiańskiej i nie wolno mu katechizować dzieci i młodzieży, a także spowiadać" - wyjaśnił.

Krzyżak poinformował, że ks. Loranc nie został przywrócony do pełni pracy duszpasterskiej, tylko został umieszczony w klasztorze w Zakopanem, gdzie przepisywał księgi liturgiczne.

Zaznaczył, że pokazany w reportażu anonim do kard. Wojtyły, w którym jest mowa o tym, iż ks. Loranc "zachowywał się niewłaściwie w stosunku do dziewczynek wychodzących z lekcji katechezy", jest najprawdopodobniej prowokacją SB. "Mamy na tym dokumencie odręczną adnotację funkcjonariusza SB, mówiącą o tym, że list sporządzono w dwóch egzemplarzach, z których jeden trafił do kurii w Krakowie, drugi włożono do teczki operacyjnej księdza. Sądzę, że kard. Wojtyła nie uwierzył w tę fałszywkę. Być może znowu badano tę sprawę, tego nie wiem" - ocenił.

Zdaniem dziennikarza, również inna przedstawiona w reportażu sprawa - ks. Bolesława Sadusia, nie jest jasna. "Nie jestem przekonany, że kard. Wojtyła wiedział o tym, że ks. Saduś wykorzystywał seksualnie małoletnich. Wydaje mi się, że to mogła być prowokacja SB. Choć najprawdopodobniej fakt, że ks. Saduś był homoseksualistą był znany. I chyba bardziej homoseksualizm był powodem, dla którego wysłano go za granicę. Jednak nie jestem tu w stanie zająć jednoznacznego stanowiska. Ta sprawa powinna zostać zbadana" - powiedział.

za:info.wiara.pl

***

Prawda i gruba kreska. Red. „Idziemy” o „obronie” Jana Pawła II w „Gazecie Wyborczej”

Gdy świeckie media piszą o papieżu – czy to Janie Pawle II, czy Franciszku, rzadko zdarza się, aby nie miały w tym skrytego interesu. Prawda z całą pewnością nie jest tu na pierwszym miejscu, a intelektualne pułapki zastawiane przez medialnych spin-doktorów są tak liczne, że trudno się w tym wszystkim nie zaplątać

Bądźmy ostrożni wobec Michnika i jego „Gazety”, nawet gdy nas w niej bronią i chwalą! Tę parafrazę przestrogi Laokoona z Wergiliuszowej „Eneidy”: „Boję się Greków, nawet kiedy niosą dary” dedykuję wszystkim, którzy entuzjastycznie przyjęli „obronę” św. Jana Pawła II w rozmowie Dominiki Wielowieyskiej z Adamem Michnikiem, opublikowanej pod koniec lutego w „Gazecie Wyborczej”.

Wspomniany wywiad: „Tak, bronię Jana Pawła II” jest głosem w sporze o postawę Jana Pawła II wobec pedofilii. Wielowieyska taktownie przyjmuje rolę nieustępliwej dziennikarki, przepytującej własnego redaktora naczelnego. Czasem filuternie go kontruje, dzięki czemu jego obiektywizm i sprawiedliwość ma jaśnieć większym blaskiem. Zarzuca mu np. nadmierną skłonność do obrony Kościoła: „Ty jak raz w miesiącu nie pobronisz Kościoła, to się źle czujesz” – przymawia Michnikowi słowami jego zastępcy, Jarosława Kurskiego. „Rozbrojony” tym Michnik wyznaje, że choć nieochrzczony, to rzeczywiście uważa się za przyjaciela Kościoła katolickiego – bez wzajemności. Trochę się z tej słabości tłumaczy. Niepotrzebnie! Bo pod tym, że jest on przyjacielem Kościoła większym niż Wielowieyska czy Kurski, osobiście mógłbym się podpisać.

Na tle swoich hunwejbinów Adam Michnik jawi się w tym wywiadzie jako człowiek rozsądku. Po wcześniejszych atakach w „Wyborczej” na św. Jana Pawła II, a przed tymi, które miały jeszcze nastąpić, jej naczelny apeluje o umiar. To sprytne zagranie. Przypomina jako żywo sytuację z PRL, kiedy władza ogłaszała podwyżkę ceny kiełbasy z 44 do 160 zł za kilogram. Wywoływało to falę buntu, po którym I sekretarz PZPR osobiście występował z orędziem do narodu, uwzględniał protesty i wielkodusznie zmniejszał skalę podwyżek o połowę. Sekretarz był dobrym panem, lud się cieszył, że będzie taniej, niż być miało, a podwyżki wchodziły w życie. Tak i teraz: cieszmy się, że to Adam Michnik stoi jeszcze na czele „Wyborczej”, bo strach pomyśleć, co będzie, jeśli go kiedyś zabraknie…

Czym w istocie jest to, co proponuje nam Michnik wobec Jana Pawła II? Kolejną „grubą kreską”. „Przygwożdżony” argumentami Wielowieyskiej (związanej z warszawskim KIK) o winie Jana Pawła II, kapituluje i orzeka ostatecznie: „Jego odpowiedzialność jako zwierzchnika Kościoła jest bezdyskusyjna”. Apeluje jednak: „Jego błędy, których ja nie neguję, nie mogą unieważniać wielkich zasług”. Zasłania nawet papieża własną piersią, wyznając, że i on sam – Michnik – przed trzydziestu laty nie walczył, jak należało, np. o prawa LGBT, bo nie był świadomy problemu. Nawet niektórzy biskupi i katoliccy publicyści ucieszyli się z tej „obrony”. Podobnie niektórzy się ucieszyli, gdy Adam Michnik przed paru laty w swojej „Gazecie” komplementował chrześcijaństwo jako najlepszą z religii, ponieważ „wszystkie prawdy wiary zostały w niej przedyskutowane i demokratycznie przegłosowane”. Nie wszyscy się połapali, gdzie w tym jest „koń trojański”? A jest.

Z ostrożnością radzę podchodzić także do tego, co o papieżu Franciszku rozgłaszają jego „obrońcy” i „przyjaciele”. Brakuje przy nim bowiem takich wypróbowanych i kompetentnych przyjaciół, jak choćby kard. Joseph Ratzinger i Joaquín Navarro-Valls przy Janie Pawle II, którzy dbali o teologiczną i medialną interpretację nauczania papieża. Stąd w podejściu do Franciszka za dużo jest instrumentalizowania go i manipulacji. Dla przykładu, z niedawnej wypowiedzi Franciszka: „Homoseksualizm to nie przestępstwo, ale grzech” do opinii publicznej trafiła tylko pierwsza część zdania. O stwierdzeniu, że aborcja jest jak wynajęcie płatnego zabójcy, nikt już nie chce pamiętać, bo to nie pasuje do obowiązującej narracji. Nawet wiele źródeł katolickich podaje zmanipulowane zdanie z Dokumentu o ludzkim braterstwie podpisanego w 2019 r. w Abu Zabi przez papieża Franciszka i wielkiego imama Ahmada Ai-Tayyeba, sugerując, jakoby papież zakwestionował w nim jedyność prawdy objawionej. Na tę manipulację zwrócił ostatnio uwagę ks. prof. Waldemar Chrostowski. Ale takich przykładów jest więcej.

Podejmując refleksję nad dekadą papieża Franciszka, za mało zwraca się uwagę na jego epokową decyzję o powołaniu i posłaniu do świata misjonarzy miłosierdzia. Dzięki ich posłudze każdy ma w swoim zasięgu możliwość uzyskania rozgrzeszenia i zwolnienia z kar, od których dotąd uwalniać mogła tylko Stolica Apostolska. To decyzja na miarę tysiąclecia, praktyczna realizacja Franciszkowej wizji Kościoła jako „szpitala polowego”, która przybliża ludziom zbawienie. I z tym papieża Franciszka powinniśmy kojarzyć.

za:opoka.org.pl


***

Atak TVN 24 na Jana Pawła II to początek planu Nitrasa. Sakiewicz: „Pamiętamy, co mówił o opiłowywaniu katolików”

Stacja TVN powołując się na agentów komunistycznej bezpieki, zaatakowała świętego Jana Pawła II, papieża-Polaka, który z komuną walczył. - Pamiętamy, co mówił pan Nitras o opiłowywaniu katolików. On się po prostu wygadał. To jest właśnie to opiłowywanie. Uderzają w to, co jest najcenniejsze, najważniejsze, co buduje tożsamość współczesnego polskiego Kościoła - powiedział Tomasz Sakiewicz na antenie TVP Info.

W telewizji TVN wyemitowano atakujący św. Jana Pawła II materiał Marcina Gutowskiego pod tytułem "Franciszkańska 3", który opiera się na rozmowach ze "świadkami" sprzed 50 lat, archiwach SB i dokumentach krakowskiej Kurii. Mimo to, autor twierdzi, że ma niezbite dowody na to, że jako metropolita krakowski Karol Wojtyła wiedział o nadużyciach seksualnych, a nawet chronił znanych sobie duchownych.

Sprawę na antenie TVP Info skomentował redaktor naczelny "Gazety Polskiej" i "Gazety Polskiej Codziennie" Tomasz Sakiewicz, który zwrócił uwagę na komunistyczny rodowód stacji TVN. - Jak żeśmy w 2006 roku ujawnili rodowód TVN-u, to próbowano nas potem aresztować. To było w czasach, kiedy Tusk doszedł do władzy. Wytoczono nam proces - powiedział.

- TVN próbuje za wszelką cenę schować swoją przeszłość, natomiast w sposób bardzo wybiórczy zajmuje się przeszłością innych. Dzisiaj mamy do czynienia z operacją nastawioną na wybory. Pamiętamy, co mówił pan Nitras o opiłowywaniu katolików. On się po prostu wygadał. To jest właśnie to opiłowywanie. Uderzają w to, co jest najcenniejsze, najważniejsze, co buduje tożsamość współczesnego polskiego Kościoła, zupełnie nie uwzględniając tego, kim są ci "anonimowi świadkowie", ani czym są te "papiery" tak jakby w Polsce w latach 50-tych i 60-tych istniała w Polsce niezależna prokuratura i policja, która mogła weryfikować pedofilów - zaznaczył.

Tomasz Sakiewicz zauważał, że w komunizmie, kiedy biskup doniósł na pedofila wśród księży na swojej parafii, to taki ksiądz natychmiast stawał się chronionym przez służby agentem bezpieki. - Zamiast być ukarany, to jeszcze był nagradzany. A więc biskup musiał sam poradzić sobie z tą sprawą, wiedząc jeszcze, że cała sprawa może być uknuta przez bezpiekę, bo bezpieka produkowała różnego rodzaju kompromitujące materiały wobec księży - mówił.

- Walka z patologiami w Kościele była szczególnie trudna, bo wszystkie patologie były chronione i wspieranie przez system komunistyczny, który chciał tych patologii. A teraz ci, którzy mają dzisiaj prace dzięki temu systemowi, dzięki temu, że źródłem kapitału ich stacji są Komunistyczne Służby Specjalne, próbują po raz drugi uderzyć operacjami w SB w Kościół - dodał.

 za:niezalezna.pl


***

„Wiarygodne” „źródło” „informacji” w reportażu TVN24, czyli kim był arcybiskup Rembert Weakland?

W głośnym reportażu Marcina Gutowskiego na temat Jana Pawła II na antenie TVN24 dwukrotnie jako wiarygodne źródło informacji pojawia się arcybiskup Rembert Weakland, były przełożony zakonu benedyktynów na świecie oraz były metropolita diecezji Milwaukee, zmarły w sierpniu 2022 roku.

Kim był Rembert Weakland, mianowany biskupem w 1977 roku przez Pawła VI? Otóż w czasie pontyfikatu Jana Pawła II dał się on poznać jako krytyk nauczania papieża. Podważał m.in. deklarację chrystologiczną „Dominus Iesus” z 2000 roku mówiącą o tym, że Jezus jest jedynym Zbawicielem całej ludzkości.

Defraudacja pieniędzy, niszczenie dowodów

Tuż przed osiągnięciem wieku emerytalnego sam złożył rezygnację z urzędu arcybiskupiego, ponieważ na jaw wyszła dokonana przez niego gigantyczna defraudacja. Okazało się, że z budżetu archidiecezji wydał on 450 tysięcy dolarów na milczenie swego dawnego kochanka, byłego seminarzysty, który zgodził się dzięki temu nie mówić publicznie o swoich stosunkach seksualnych z Weaklandem.

Poza tym jako arcybiskup osobiście tuszował skandale pedofilskie w swojej archidiecezji, własnoręcznie przepuszczając przez niszczarkę dowody molestowania seksualnego przez podległych mu księży. Sam przyznał później, iż wiedział o kapłanach, którzy dopuszczali się wykorzystywania dzieci w jego archidiecezji, a jednak nie zrobił nic z tą wiedzą.

Podwójne życie arcybiskupa

W 2009 roku opublikował swoją autobiografię, w której przyznał, że przez długie lata prowadził podwójne życie, będąc homoseksualistą, utrzymującym liczne kontakty seksualne z mężczyznami.

W marcu 2019 roku metropolita Milwaukee arcybiskup Jerome Listecki podjął decyzję o usunięciu nazwiska Weaklanda ze wszystkich budynków należących do archidiecezji, uznając, że skompromitowany duchowny nie może być patronem żadnej kościelnej instytucji.

Rembert Weakland w reportażu TVN24 pojawia się już na samym początku jako osoba insynuująca, że po II wojnie światowej w Krakowie był arcybiskup-pedofil (w domyśle kardynał Adam Sapieha). Potem ten wątek ciągną inni. Szkoda, że Marcin Gutowski zapomniał poinformować, kim był naprawdę człowiek, którego uznał za wiarygodne źródło informacji.

Grzegorz Górny

za:wpolityce.pl


***
Nic nowego- póki szatan ma pozwolenie na działanie.
Tu.
I wobec nas.
Od naszego hartu zależy... gdzie znajdziemy Wieczność...

Żal zwiedzonych...
kn