Polecane

Kto tam znów ruszył prawą?!

Obecny morderczy pochód neomarksizmu przez świat dla nas, pamiętających realny socjalizm, czyli zamordyzm, biedę, zamknięcie w więzieniu „obozu socjalistycznego” – jest zjawiskiem strasznym.
Jak to możliwe, by ideologia, która zabrała życie dziesiątkom milionów ofiar, w nowym wydaniu tak łatwo opanowywała umysły ludzi Zachodu?

Czyżby lewactwo było odwieczną, niezwalczalną przywarą ludzkości?

A przecież nie tylko w języku polskim wszystko związane z lewicą nosi pejoratywny charakter: mówimy o lewej kasie, lewiźnie, czyli nielegalnym zysku, o niezdarze mającym dwie lewe ręce.

To oczywiście odblask Biblii, choć dziś coraz mniej nawet wykształconych ludzi zdaje sobie sprawę, jak nasz i każdy inny język europejski jest nasycony słownictwem i wyrażeniami stąd pochodzącymi – wszystkie te ucha igielne, przez które nie przejdzie wielbłąd, sodomki z gomorkami, Dawidy i Goliaty czy wołający na puszczy wedle pięknego przekładu księdza Wujka.

No bo to przeciwieństwo prawicy, po której obok Boga Ojca zasiądzie Chrystus, to prawi mężowie i takież niewiasty trafią do królestwa niebieskiego, a ogólnie biorąc, nie powinna wiedzieć lewica, co czyni prawica. I lepiej, by nie wiedziała, bo nie da jej wyżyć.

Znaki końca świata na opak

Szaleństwo politpoprawności, genderyzmu, kultury (?) kasowania – wszystko to służy zamazaniu podstawowego podziału na dobro i zło, którego rozpoznanie i głoszenie zostało nam zlecone przez Pana słowami: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”. Tylko że Zły się wycwanił i nie daje tak mówić, kneblując nam usta fałszywą tolerancją i fałszywą troską o rzekomo gnębionych mniejszościach choćby najoczywiściej zboczonych, a w istocie pod groźbą kar dziś już administracyjno-sądowych każe zamiast „nie, nie” wykrzykiwać – i to z entuzjazmem: „tak, tak!”.

Docierające z USA, a także z Europy Zachodniej kuriozalne przykłady niszczenia wszystkiego, co prawe – wiary, tradycji, sztuki, kultury – sprawiają przygnębiające wrażenie, że lewizna zatriumfowała ostatecznie, zwłaszcza że nawet Kościół zaczyna jej coraz bardziej ulegać.

Jednak nie wolno tracić nadziei – wszak bynajmniej nie jest ona „matką głupców”, jak sądzą przemądrzali głupcy, ale córką Sofii – Mądrości Bożej, i wraz z siostrzycami stanowi odwiecznie rządzącą ludzkim rodzajem trójcę – wiara, nadzieja i miłość.

Więc zamiast się pogrążać w zniechęceniu, wypatrujmy znaków końca tego wywróconego na opak świata, ciesząc się z sukcesów w walce innych, sami starajmy się kąsać wroga, w co się da, licząc, że miliony takich ugryzień wykrwawią wreszcie bestię ostatecznie.

Wszak w Stanach Zjednoczonych, gdzie już ojcowie założyciele oskarżani są o rasizm, nietolerancję, wspieranie niewolnictwa i ogólnie obrzydłą kulturę patriarchalną, meteor na politycznym niebie, Trump, zdołał doprowadzić dzięki nominacjom konserwatywnych (czyli po prostu normalnych) sędziów, że Sąd Najwyższy znienacka zniósł proaborcyjne prawo uchwalone na początku lat 70. XX w., w wyniku którego aborcja została uznana za legalną przez cały okres ciąży.

I oto 24 czerwca 2022 r. Sąd Najwyższy w sprawie Dobbs vs. Jackson Women’s Health Organization uchylił wyrok w sprawie Roe vs. Wade, decyzję o dopuszczalności aborcji pozostawiając samym stanom.
To za mało! – powie ktoś, podobnie jak u nas wybrzydza się na decyzję Trybunału Konstytucyjnego zawężającą możliwość aborcji poprzez wykluczenie motywów eugenicznych, jednakże statystyki pokazują, że nawet te niepełne zakazy skutkują uratowaniem setek tysięcy dzieci dotychczas całkiem legalnie mordowanych.

Tymczasem trzeba się radować i zwiększać nacisk na dalsze poprawianie złego prawa, podobnie jak słusznie podejmowana kolejna próba prawnej ochrony polskich dzieci przed zboczeńcami występującymi pod szyldem seksedukatorów. Bez dociekania niepojętych powodów zawetowania „lex Czarnek” przez prezydenta, należy docenić ruch mający mu to uniemożliwić kolejny raz, dzięki zgłoszeniu projektu ustawy nie przez partię, a samego suwerena – naród. Zebranie setek tysięcy podpisów wykaże to dobitnie..

Morał z piwnego buntu normalsów

Nie należy też lekceważyć właśnie ludowych, oddolnych ruchów protestu przeciw brutalnej przemocy wulgarnej ideologii gender, bo nawet niewielkie na pozór zwycięstwa uświadamiają normalsom, że tę zarazę da się pokonać. Niezwykle pouczająca pod tym względem jest uwieńczona sukcesem walka amerykańskich piwoszy ze zlewaczeniem ich ulubionego napoju, którą zawdzięczam internetowemu przyjacielowi Andrzejowi Rosińskiemu.

Produkowane od 1883 r. piwo Bud Light, choć wedle znawców miało mizerny smak, było kultowe w kręgach „rednecków”, wielbicieli country & western i trumpistów. Łatwo więc sobie wyobrazić ich wściekłość, gdy firma zaprosiła do reklamowania piwa lewaka-transformera, czy jak to się nazywa, krótko mówiąc słodkiego chłopczyka noszącego sukienki, niejakiego Dylana Mulvaney’a, którego zdjęcie ozdobiło puszki dla uczczenia „jego 365 dni bycia kobietą”. Wzburzeni fani zastosowali broń dla głupich firm najstraszniejszą – totalny, udany bojkot. Już po dwóch tygodniach sprzedaż feralnego piwa spadła o połowę, mimo że hurtownicy desperacko przeceniali je nawet o 80 proc. Bary, których stałymi klientami były owe „białe szowinistyczne samcze świnie”, przestały serwować Bud Light, zastępując je innymi gatunkami, a po następnych kilku tygodniach firma straciła 8 mld dol.!

Ale gwoździem (chyba nawet do trumny, sądząc po katastrofalnym spadku akcji firmy na giełdzie) tego zaiste absurdalnego programu cyrkowego stał się pozew skierowany do właścicieli marki Bud Light przez największe organizacje LGBT+coś tam, oskarżające ich, że… za mało stosowali „różnorodność” przy zatrudnianiu i niedostatecznie wspierają i promują biednego, przeżywającego stres z powodu odrzucenia Dylana!

Może rację ma pan Rosiński, że skala tej wyjątkowo skutecznej akcji jest światełkiem w tunelu, a może i kamieniem, który pociągnie za sobą lawinę, bo zachęceni sukcesem inni przedstawiciele dotychczas poniewieranej bezkarnie „milczącej większości” zaczynają stosować bojkot wobec różnych wielkich firm, przy okazji swych usług i produktów wciskających klientom zgoła przez nich niepożądaną lewacką ideologię w najróżniejszym opakowaniu.
Da się powstrzymać marsz żywych trupów

W tytule przewrotnie użyłem fragmentu słynnego wiersza „Lewą marsz” piewcy rewolucji bolszewickiej Władimira Majakowskiego, napisanego przezeń w 1918 r. Już we wstępie prezentuje on znany nam i dziś rodzaj marksistowskiej „tolerancji”:

„Dzisiaj
głos ma
towarzysz Mauser
Dość już żyliśmy w glorii
praw, które dał Adam i Ewa
zajeździmy kobyłę historii
Lewa
Lewa
Lewa!”
Ale nawet wtedy wielkiemu dziełu bruździli jacyś niedobici „prawacy”:
„Czyż ulegniemy w walce
Ciaśniej
ściśnijcie światu na gardle
proletariatu palce
(...)
Kto tam znów rusza prawą?
Lewa
Lewa
Lewa!”

Złośliwy rosyjski internauta, odwołując się do słynnego poematu „Charaszo!” pióra wielkiego rewolucyjnego poety, gdzie są wbijane sowieckim uczniom w głowę słowa „I żyzń charasza i żyt’ charaszo”, tak podsumował jego żywot: „Majakowski napisał, że żyć jest dobrze, i palnął sobie w łeb”.
Sowiecka komuna przeżyła swego barda o nieco ponad pół wieku i też zdechła, a dzisiejsi jej pogrobowcy to tylko zombiaki, których – jak nas poucza kultowy amerykański serial „The Walking Dead” – z trudem, bo z trudem, ale daje się pokonać.
Więc niekoniecznie może piwem Bud Light, ale wznieśmy toast na pohybel chorym ideologiom! I wtedy będzie naprawdę „żyt’ charaszo”.

Jerzy „Bayraktar” Lubach

za:niezalezna.pl