Polecane

Koniecznie przeprosić Polaków

„Znieważeni” Sándora Máraiego w reż. Przemysława Bluszcza w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku”.
Znany dotąd jako aktor Przemysław Bluszcz na swój debiut reżyserski wybrał powieść „Znieważeni" wybitnego węgierskiego pisarza Sandora Maraia, żyjącego w latach 1900-1989.

Utwór „Znieważeni", napisany w 1947 roku, należy do cyklu powieściowego „Dzieło Garrenów", który składa się z pięciu części.
To czwarty tom tego cyklu Przemysław Bluszcz zaadaptował na scenę warszawskiego Teatru Ateneum w formie monodramu.

Są lata trzydzieste ubiegłego wieku.
Bohater spektaklu, Peter Garren (Dariusz Wnuk), to w pewnym sensie alter ego autora powieści.
Podobnie jak Sandor Marai jest pisarzem, intelektualistą, węgierskim emigrantem.
Obecnie mieszka w Paryżu, przebywa głównie w środowisku tutejszej elity intelektualnej, pisarzy, dziennikarzy.
Mimo owych spotkań czuje się osamotniony, to nie jest jego ojczyzna.

Któregoś dnia słyszy w radiu przemowę Hitlera i odbiera to jako groźną zapowiedź czegoś, co niebawem może zmienić dotychczasowy tryb życia ludzi, a nawet kształt Europy i świata.

Garren, konserwatysta, wychowany na tradycyjnych, chrześcijańskich wartościach, które dały fundament cywilizacji europejskiej z wielkimi dziełami sztuki i w ogóle kultury, obecnie widzi zagrożenie dla porządku świata. Takiego świata, który zna, który dotąd był jego światem. Przeczuwa rychłą degradację kultury, rozchwianie obyczajowości, upadek moralny.

Przechadzając się ulicami Paryża, widzi jakichś degeneratów, transwestytów itd., itd. Można powiedzieć - niczym dzisiejsze tzw. marsze równości, a tak naprawdę marsze dewiantów.

Dariusz Wnuk prowadzi postać swego bohatera, Petera Garrena, bez niepotrzebnych zawijasów psychologicznych.

Przedstawienie, prezentując tekst Sandora Maraiego, podejmuje temat, który i dziś jest aktualny, a dotyczy degeneracji sztuki, w tym nierzadko sztuki teatru.

Teatr obecnie, i to nie tylko w Polsce, stał się narzędziem ideologicznym w ręku niszczycieli wartości podstawowych, co, jak często obserwujemy, doprowadziło do całkowitego upadku artystycznego tej dziedziny sztuki, nad czym należy ubolewać i zastanowić się, jak doprowadzić do odbudowy artystycznej i moralnej teatru.

Wyznam szczerze, iż w osłupienie wprawił mnie program do spektaklu, który - jak sądzę - został wydrukowany dla jednego konkretnego celu, a mianowicie jako instrukcja dla widza, jak należy odczytać treść przedstawienia.

Zatem chodzi o to, jak widz ma interpretować spektakl.
Tak odbieram opublikowaną w tymże programie obszerną rozmowę, którą prowadzą ze sobą trzej panowie: Tadeusz Nyczek, który jest kierownikiem literackim Teatru Ateneum, Przemysław Bluszcz, reżyser spektaklu, i Dariusz Wnuk, aktor grający w tymże spektaklu.
Ta rozmowa ma być - jak rozumiem - dopełnieniem, poszerzeniem treści prezentowanych w spektaklu.

I czegóż taki widz jak ja dowiaduje się z tejże rozmowy?
Ano tego, że Hitler, Putin i Jarosław Kaczyński, zestawieni przez rozmówców razem i wypowiedzeni na tzw. jednym oddechu - są właściwie tacy sami.

Czyli jeśli tamci są mordercami (a tak przecież jest), to Kaczyński też.
Ciekawe tylko, kogo zamordował.
Gdzie my jesteśmy?
 
Panowie, opamiętajcie się!

Prześcignęliście nawet największych oponentów Kaczyńskiego.
Co to ma być - program do przedstawienia czy akcja wyborcza na rzecz PO?

Ponadto, wbrew poglądom autora, Sandora Maraia, dopisywanie (w programie) sensu, znaczeń, których nie ma w tekście źródłowym i których autor nie może zdementować, bo już nie żyje - powinno być karalne. Czy nie ma już nikogo, kto upomni się o dobre imię węgierskiego pisarza?

A biorąc pod uwagę ilość miejsca poświęconego Jarosławowi Kaczyńskiemu w programie do spektaklu, można by przypuszczać, że Marai napisał rzecz o Jarosławie Kaczyńskim jako „faszyście" i jego „faszystowskim PiS-ie" oraz o „polskich faszystowskich wyborcach" tejże partii, czyli prymitywnych analfabetach.

W programie do spektaklu czytamy bowiem, że Maraia o wiele bardziej niż sam fuhrer „przerażał ryk i wycie tłumu, które słyszał w tle przemówienia Hitlera. Dzisiaj wyje za Putinem większość Rosjan. W Polsce wyje 30 proc. zwolenników Kaczyńskiego" itd., itd.

Treści zawarte w programie do spektaklu odbieram jako stanowisko Teatru Ateneum w Warszawie, zatem uważam, że dyrekcja tej placówki winna przeprosić Polaków za tekst rozmowy umieszczony w programie do przedstawienia i pomawiający nas o faszystowskie sympatie!

Temida Stankiewicz-Podhorecka

***
„Znieważeni" Sandora Maraia, adapt, reż. i oprać. muz. Przemysław Bluszcz, scenog. i kost. Agata Piotrowska, Teatr Ateneum, Warszawa.

***
"Gdzie my jesteśmy? Panowie, opamiętajcie się!"

Stara, smutna i - bywa - przerażająca w docelowych skutkach-prawda Pani Temido:"Pan każe - sługa musi!"
Pan z piekła rodem.
Brrr...
Żal.
Wszak i oni - to nasi bracia-ludzie. Zwodzeni i idący ku zatracie...
kn