Polecane

Delegacja PE interweniowała ws. prof. Engelking. Prof. Czarnek przyjął europosłów w gmachu przy al. Szucha

Zaalarmowani sprawą prof. Barbary Engelking europosłowie postanowili odwiedzić Warszawę, aby przyjrzeć się wolności słowa w Polsce. Delegację do budynku MEiN przy Szucha 25, gdzie dawniej mieściła się siedziba Gestapo, zaprosił prof. Przemysław Czarnek. Minister miał opowiedzieć o tym, w jaki sposób próbowano w Polsce wprowadzać „praworządność” w latach 1939-1945.

W rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim, na antenie TVN24 gościła prof. Barbara Engelking, która przekonywała, że Polacy zawiedli Żydów.  Kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii PAN przekonywała, że zamiast im pomagać, warszawiacy utrudniali Żydom przeżycie. Na skandaliczne słowa badaczki stanowczo zareagowali przedstawiciele rządu, a szef resortu edukacji i nauki prof. Przemysław Czarnek oświadczył, iż „nie będzie finansował na większą skalę instytutu, który utrzymuje tego rodzaju ludzi, którzy obrażają Polaków”.

Ta reakcja polskich władz zaniepokoiła europosłów z Komisji Kultury i Edukacji, którzy postanowili przyjechać do Polski, aby przyjrzeć się swobodzie mediów, instytucji kulturalnych i artystycznych oraz edukacji w naszym kraju. Ich wizytę opisało Oko.press. Wedle relacji portalu, delegacja miała być zszokowana „brutalnością” prof. Przemysława Czarnka, który przyjął europosłów w gmachu przy al. J.Ch.Szucha 25.

- „Twoi przodkowie zabili mnóstwo ludzi, my jesteśmy potomkami bohaterów - tak minister Czarnek zwrócił się do niemieckiej europosłanki. Ci ludzi nie potrafią już chyba z nikim już rozmawiać ludzkim głosem, w każdej sytuacji zachowują się jakby agitowali swoich fanatyków” - relacjonuje Jakub Majmurek.

Publicyście odpowiedział sam prof. Czarnek.

- „Ciekawe, bo jakoś Pana tam nie widziałem. A może wie Pan o czym opowiadałem? O Szucha 25. Tak. Tam przodkowie Niemców mordowali tysiące polskich bohaterów. Ta Pani nie wiedziała o tym. A Pan też nie?” - zapytał szef MEiN.

Do wizyty delegacji PE w mediach społecznościowych odniósł się też europoseł PiS Paweł Lisiecki.

- „Do Polski w ramach badania praworządności przyjechała delegacja z Europarlamentu, na czele której stała Niemka Sabine Verheyen. Minister Czarnek zaprosił delegację do budynku Ministerstwa przy Szucha 25 (dawna siedziba Gestapo) i opowiedział delegacji o próbie wprowadzenia praworządności w latach 1939-1945. Delegacja była wstrząśnięta szczerością Ministra” - napisał.

Delegacja PE spotkała się również z szefem KRRiT Maciejem Świrskim, który poinformował, że „ze względu na wprowadzające w błąd informacje” na ten temat, upubliczniony zostanie stenogram ze spotkania.

za:www.fronda.pl

***

Unijni funkcjonariusze „wstrząśnięci” po konfrontacji z Czarnkiem. Był „brutalny i agresywny”

Wyraźnie nie po myśli delegacji Parlamentu Europejskiego przebiegło spotkanie z przedstawicielami polskich władz. Grupa unijnych urzędników przyjechała do Polski, by przeprowadzić obserwację rzekomych braków w demokracji naszego państwa, w tym relacjonowanych przez instytucje UE uchybień w zakresie swobody prasy. Gościom  z Brukseli nie spodobała się asertywność władz Rzeczpospolitej – a szczególnie ministra edukacji i nauki – Przemysława Czarnka. „Wszystkie bezczelne antypolskie tezy spotkały się z moją jednoznaczną reakcją”, komentował szef MEIN, który przypominał delegatom, jak skończyło się organizowanie polskiego życia społecznego przez niemieckie władze w latach 1939 – 1945.

– Są powody do niepokoju. Swoboda akademicka, swoboda artystyczna, a przede wszystkim wolność mediów są atakowane przez polski rząd. Unia Europejska nie może tego akceptować – stwierdzili podczas prezentacji wstępnych wniosków po wizycie w Polsce unijni urzędnicy. Jak dodawała Sabine Verheyen, niemiecka przewodnicząca grupy rozliczającej polskie władze, nie tylko decyzje polityczne, ale i asertywność rządzących względem grupy „wstrząsnęła” wizytatorami.

– Jesteśmy wstrząśnięci otwartością, z jaką mówi się o pewnych rzeczach po stronie rządu. Dla mnie to było wręcz niespotykane – relacjonowała Niemka.

Największe niezadowolenie urzędnicy wyrazili względem spotkania z Przemysławem Czarnkiem. Ilana Cicurel, francuska członek delegacji zarzuciła szefowi MEIN „agresję” i „brutalność”. – Do jednej z moich koleżanek krzyknął: »Przestań się śmiać!«. Choć wcale się nie śmiała – przywołuje słowa Francuzki skrajnie lewicowy portal OKO. Press.

Skąd te zarzuty pod adresem polityka? Jak czytamy na łamach powielających lamenty unijnej delegacji liberalnych mediów, Czarnek jednoznacznie odpowiadał na zastrzeżenia co do jego decyzji dotyczących m.in. delegowania funduszy rządowych. „Finansuję, to, co chce finansować”, miał powiedzieć. Ostro odpowiadał też na zarzuty pod adresem praworządności Polski i próby moralizowania jej obywateli przez zachodnią delegację.  –Twoi przodkowie zabili mnóstwo ludzi, my jesteśmy potomkami bohaterów – przypominał przewodniczącej delegacji. Francuskiej przedstawicielce PE zwracał z kolei uwagę, że to nie w Rzeczpospolitej, a we Francji zagrożona jest dziś wolność.

W czasie kilkudniowego pobytu nad Wisłą delegaci Parlamentu Europejskiego spotkali się również z przewodniczącej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Maciejem Świrskim – od którego mogli doświadczyć podobnie adekwatnego przyjęcia. We wnioskach po przyjeździe urzędnicy podkreślili „pilność” przedsięwzięcia wymierzonych w Polskę działań dyscyplinarnych.

za:pch24.pl

***

Delegacja PE po spotkaniu z Czarnkiem mocno go oczerniła. My pokazujemy, co tak naprawdę mówił szef MEiN!

Wczoraj oko.press opisało na swoich stronach niedawną wizytę delegacji Parlamentu Europejskiego w Polsce. Delegaci europarlamentu spotkali się z ministrem edukacji i nauki Przemysławem Czarnkiem oraz szefem KRRiT, Maciejem Świrskim. Oko.press przytoczyło kilka wypowiedzi członkiń delegacji. Te opisały polskiego ministra edukacji jako tego, którego "brutalność była szokująca". Do niemieckiej delegatki - Sabiny Verheyen - minister miał powiedzieć, że "jej przodkowie zabili mnóstwo ludzi, a my jesteśmy potomkami bohaterów". Verheyen uznała wizytę za "alarmującą" i potwierdzającą "zagrożenie dla wolności mediów". My pokazujemy, jak to spotkanie przebiegło naprawdę...

Celem wizyty Komisji Kultury i Edukacji PE w Polsce miała być "chęć przekonania się na własne oczy, jak wygląda w Polsce swoboda mediów, instytucji kulturalnych i artystycznych oraz edukacja". Jak podaje oko.press, asumptem do wizyty miała być sprawa wypowiedzi Barbary Engelking, traktująca m.in. o powszechności szmalcownictwa wśród Polaków w czasie drugiej wojny światowej. Kontrowersyjna i trzeba przyznać wprost - uderzająca w Polskę wypowiedź Engelking wywołała zdecydowany sprzeciw i reakcje m.in. ze strony premiera Mateusza Morawieckiego, a także ministra edukacji i nauki, Przemysława Czarnka.

Właśnie z szefem MEiN Czarnkiem oraz szefem KRRiT, Maciejem Świrskim mieli spotkać się podczas wizyty w Polsce delegaci europarlamentu. Z relacji członkiń tejże delegacji wynika jasny przekaz - "minister Czarnek wypowiadał się w sposób agresywny i ordynarny".

"Fakty są takie, jakie są..."

Dysponujemy materiałem, który wskazuje na zupełnie co innego. Fakt, Przemysław Czarnek poruszył temat II wojny światowej, trwającej obecnie wojnie na Ukrainie, ale jedyne czego użył, to nie ataki, tylko fakty.

    Pani przewodnicząca, na historię nie patrzy się z takiego albo innego punktu widzenia, tylko patrzy się na fakty - takie, jakie one były. Pragnę zauważyć, że jest pani przedstawicielką nacji, która akurat w sposób czarno-biały zachowywała się w tym mieście i akurat w siedzibie głównej Ministerstwa Edukacji przy al. Szucha 25 miała miejsce siedziba gestapo. Przez kilka lat Pani przodkowie dokonywali masakry. I na to patrzy się właśnie jako na masakrę, a nie z takiego, czy innego punktu widzenia" – zaznaczył na wstępie swojego przemówienia na spotkaniu z europejskimi delegatami.

Zwracając się bezpośrednio do Sabiny Verheyen, przyznał, iż "dobrze jest, żeby przedstawiciele Pani nacji, pomimo ładnych haseł, które tu wygłaszają przedstawiciele państwa niemieckiego i za co jesteśmy bardzo wdzięczni, nie unikali i nie wybielali swojej odpowiedzialności za wszystko, co wówczas się działo".

    "Wydaje mi się, że zupełnie inaczej podchodzę do historii niż Pani. Wydaje mi się, że historia jest pełna faktów. Po prostu. A fakty są takie, jakie są. Jeśli ktoś kogoś zabił, to ktoś kogoś zabił. Jeśli ktoś kogoś uratował, to ktoś kogoś uratował. Jeśli w konkretnej nacji było mnóstwo bohaterów niewielu szmalcowników, a w innej było mnóstwo morderców, to też tak po prostu jest. Historia jest historią. To nie jest kwestia opowieści. To jest kwestia przytaczania faktów" – mówił Czarnek, dodając - "badania historii polegają na tym, że odkrywa się fakty i o faktach się mówi".

"Wojna nie trwa rok. Trwa już 9 lat"

Podczas spotkania, na tapet wzięto również temat ukraińskich dzieci w Polsce. Oczywiście, skupiając się przede wszystkim na ich edukacji.

Zaczynając ten wątek, Czarnek wskazał, że należy pamiętać o tym, iż ta wojna trwa już kilka lat.

    "Ona może trwać jeszcze kilka lat i tego nie możemy wykluczyć. Najgorsze jednak jest to, że ona zdaje się być na rękę niektórym państwom Zachodu, które świetnie dogadują się z Rosją nad głowami Ukraińców czy Polaków. Przykładów na to jest wiele. Czy to prezydent Francji, czy wielu innych przywódców. Oni robią rzeczy nieodpowiedzialne..." – wskazał.

Zaznaczył w tym miejscu, że "to tylko pokazuje, że wojna może trwać dłużej niż nam się wydaje". Nie omieszkał wspomnieć też o reakcji, a raczej jej braku, Zachodu, gdy Putin bez pytania, zajął ukraiński Krym.

    "Ona się zaczęła w 2014 roku, zaraz po Igrzyskach Olimpijskich w Soczi. Reakcja państw Zachodu była taka, że przyjmowaliście Państwo Putina z otwartymi rękoma i traktowaliście go jako równorzędnego partnera gospodarczego, nie zwracając uwagi na zabór Krymu, na wojnę, którą on rozpoczął w 2014 roku i prowadził. Przecież tam ginęli ludzie. Skoro ona trwa tak naprawdę już 9. rok to kto nas zapewni, że nie będzie trwać kolejne 9 lat?" – kontynuował polityk, dodając, że "niestety, niektórym na tym właśnie zależy. Szczególnie tym nieodpowiedzialnym przywódcom".

    "Jeśli tak będzie, to trwanie w systemie, gdzie kilkaset ukraińskich dzieci będzie korzystać ze zdalnej edukacji szkolnictwa ukraińskiego, a trzeba zaznaczyć, że ten system z uwagi na wojnę  jest po prostu ułomny, działa na niekorzyść państwa ukraińskiego, ale i polskiego. Brak opieki edukacyjnej nad tak dużą grupą może wyzwalać w perspektywie lat różne problemy społeczne. Ale póki co, ten elastyczny system, który wprowadziliśmy, działa. I działać będzie. Będziemy potrzebować na pewno więcej zachęt dla tych dzieci, które migrują, żeby nawet kiedy migrują pomiędzy Ukrainą a Polską, mogły nadal korzystać ze szkół ukraińskich - tych weekendowych, w których edukacja byłaby ukraińska. Ale na to potrzeba środków finansowych" – ocenił.

W tym miejscu, zwracając się do delegacji PE, przyznał, iż "byłoby łatwiej to zrobić, gdybyście Państwo nie blokowali nam naszych środków z KPO. To byłyby kolejne miliardy, które można by było przeznaczyć również na ten cel".

"Może warto to przestudiować"

Niestety, nie dysponujemy nagraniem wideo ze spotkania, lecz w pewnym momencie słychać, jak minister Czarnek zwrócił uwagę na "podśmiechujki" przedstawicieli PE, podczas gdy on poruszał w tym czasie poważne kwestie.

    "Ten uśmiech świadczy o tym, że Pani nie rozumie tej sytuacji, ale to jest Pani sprawa. Rozmawiamy o sprawach bardzo poważnych. Jesteśmy największym krajem europejskim, który graniczy bezpośrednio z Rosją, Białorusią oraz Ukrainą, gdzie toczy się wojna. My jako pierwsi przyjmujemy wszystkie ciosy z tym związane. Może warto to przestudiować w Parlamencie Europejskim, bo są to naprawdę poważne tematy"
– zaapelował.

Jak zaznaczył - prośba o to, aby nie uśmiechać się w momencie, gdy poruszane są poważne tematy, jest wyłącznie prośbą. "Jest to wolny kraj, może Pani robić co chce" - podkreślił.

Odnosząc się do osoby, przez którą to wszystko się zaczęło - Barbary Engelking, a raczej jej antypolskich wypowiedzi, minister Czarnek przyznał, że fakt, "Pani Engelking jest profesorem jak każdy inny, dlatego swoje wypowiedzi, zwłaszcza medialne, powinna popierać argumentami naukowymi, a nie swoim punktem widzenia - absolutnie skrzywionym".

    "Jeśli będzie operowała argumentami naukowymi, w Polsce ma przestrzeń do każdej argumentacji. Ta przestrzeń wolności akademickiej w Polsce zwiększyła się, odkąd zostałem szefem MEiN. To my, konserwatywni przedstawiciele nauki, byliśmy szkalowani, dyscyplinowani tylko dlatego, że twierdziliśmy, iż zdrowa rodzina to rodzina oparta o małżeństwo kobiety i mężczyzny. To są pojęcia znane jeszcze z prawa rzymskiego. W ramach świata akademickiego każdy może powiedzieć co chce, ale ma być to poparte argumentami naukowymi, a nie publicystycznymi. I nie politycznymi, tak jak w przypadku Engelking" – zaznaczył.

Na koniec dodał, że jako szef MEiN ma prawo podejmować decyzje odnośnie finansowania poszczególnych badań naukowych.

    "Jedne mogę finansować, drugich nie muszę. I podtrzymuję tutaj swoje zdanie. Nie będę finansował badań, które nastawione są na szkalowanie dobrego imienia państwa polskiego. W państwie polskim byli szmalcownicy, folksdojcze, byli mordercy, byli ci, którzy pracowali z gestapo, ale zdecydowana większość była nastawiona na zwalczanie wszystkich tych elementów absolutnie negatywnych" – konkludował.

za:niezalezna.pl


***

Nas - starszych - takie cóś nie dziwi - nawyki to nawyki.                                                                           A może geny?...
A może po prostu prace zlecone?...

Ongiś pretekstem była obrona najsłuszniejszego ustroju :-( teraz inny pretekst.                                         Jeno "broniący" jakby po jednych metrykach...
k