Karuzela z uchodźcami

Nie ma wątpliwości. W kwestii uchodźców Platforma trzyma się zobowiązań z czasów rządu Ewy Kopacz. Cała reszta zaś to tylko pusta retoryka

, która przez chwilę obliczona była na zdezorientowanie skołowanych wyborców.

Trzeba pamiętać, że w swojej masie elektorat PO specjalnie nie różni się w tej kwestii od pozostałych Polaków i – być może poza środowiskami wielkomiejskich lekkoduchów – wyraża obawy podobne jak większość społeczeństwa. Platforma chce tymczasem przyjęcia kilku tysięcy uchodźców, powtarzając zaklęcia o naszym prawie do wyboru i sprawdzenia osób, które moglibyśmy zaprosić do Polski. Szantażując przeciwników zdjęciami nieszczęśliwych kobiet i dzieci oraz chętnie (tylko w tej jednej sprawie), powołując się na autorytet Kościoła katolickiego, dokładniej zaś na papieża Franciszka.

Politycy prześlizgują się natomiast między niewygodnymi faktami, takimi jak płynąca z unijnej rezolucji zapowiedź przyjmowania kolejnych grup przybyszów, a także wysoce wątpliwe procedury sprawdzające. Historie adoptowanych dzieci, które okazywały się trzydziestoletnimi, brodatymi bykami, znamy wszyscy, najwyraźniej z wyjątkiem kilku egzaltowanych posłanek.

Grzegorz Schetyna, poruszając temat uchodźców, trafił w wyjątkowo zły moment. Gdy tylko ogłosił, że „obecnie jest to jedynie problem sztucznie podnoszony przez PiS”, Parlament Europejski wydał rezolucję wzywającą kraje do staranniejszego wywiązywania się z obowiązku przyjmowania uchodźców.

Tusk przeciw Polsce

O możliwości nałożenia sankcji na państwa, które nie mają ochoty na udział w politycznie poprawnym szaleństwie, jakie jest udziałem choćby Francji i Niemiec, wypowiedział się również Donald Tusk. Szef Rady Europy jasno i konkretnie opowiedział się za sankcjami przeciwko Polsce. „Jeśli polski rząd będzie zdecydowany, jako jeden z dwóch, trzech w Europie, nie uczestniczyć w solidarnym podziale obowiązków w sprawie uchodźców, będzie to się wiązało z konsekwencjami. Takie są zasady w Europie” – mówi Tusk, przy okazji pokazując, kto miał rację w niedawnym sporze o brak poparcia jego kandydatury na drugą kadencję.

Gdy tylko okazało się, że Unia rakiem wycofuje się z nałożenia na nasz kraj sankcji z powodu rzekomego „zagrożenia porządku prawnego”, kwestia jakiejś formy gospodarczych lub politycznych represji wobec Polski wraca za sprawą człowieka, którego nie tak dawno kazano nam za wszelką cenę popierać. Tyle tylko, że w kwestii, której nie poprą nawet jego krajowi sympatycy. O ile bowiem unijne restrykcje z powodu Trybunału, ustroju sądów czy zagrożenia demokracji spotkałyby się z entuzjazmem publiczności z marszów KOD‑u i zjednoczonej opozycji, o tyle już kwestia przyjęcia imigrantów raczej nie wzbudzi pozytywnej reakcji.

Tusk nie pomógł sobie w ewentualnej walce o prezydenturę, podobnie jak Schetyna przegrał swój krótki zryw. Problem obu polityków polega na tym, że są całkowicie ubezwłasnowolnieni w sprawie, która przez kolejne lata będzie prawdopodobnie pozostawała kluczowa w polskiej i europejskiej polityce. Jeśli zaś szamotaninę lidera PO można rozpatrywać w kategorii instynktu samozachowawczego, to wszystko, co wydarzyło się później, wskazuje, że opozycja w tej sprawie nie chce podobać się Polakom, szansy upatrując już tylko w zagranicy.

Gdy PO nie była jeszcze zdecydowana, w którą stronę iść ze swoim przekazem, Nowoczesna podjęła wyzwanie, zajmując stanowisko o wiele bardziej nieprzejednane. W sposób mniej zdecydowany, ale mimo to wierny polityce koalicji z czasów Tuska i Kopacz, wypowiada się zresztą również Polskie Stronnictwo Ludowe, którego głos jest jednak w tej sprawie zdecydowanie najsłabszy.

Kobiety na traktory i do korporacji

Nowoczesna, która w niedzielę odbyła swój kongres programowy, wydaje się przyjmować strategię bycia „Platformą bardziej” wszędzie tam, gdzie prawdziwa PO, z uwagi na wyborcze słupki, kluczy i sobie zaprzecza. Gdy więc Platforma wiek emerytalny chce „urealniać”, Nowoczesna deklaruje wprost, że zamierza go podnosić.

Równocześnie jej lider krytykuje jako „populizm rodem z PRL‑u” pomysły PO na trzynaste i czternaste emerytury. Partia Schetyny nie za bardzo wie, co zrobić z programem 500+, partia Petru mówi jasno, że żadnego 500+ nie będzie. Będą ulgi podatkowe, ale tylko dla pracujących. Najwyraźniej obowiązek pracy nie kojarzy się Ryszardowi Petru z PRL‑em, o tym zaś, że opieka nad domem i dzieckiem również może być pracą, koleżanki swojego przywódcy nie poinformowały. Zarzuty, że Nowoczesna staje się w tej sytuacji siłą antykobiecą, nie są pozbawione sensu. Od społecznej inżynierii PRL‑u odróżnia ją głównie to, że kobiety wysyła do pracy w korporacji, a nie na traktory i do fabryk.

Aby jeszcze wzmocnić socrealistyczne skojarzenia, Nowoczesna przechodzi na mocno antyklerykalną pozycję, domagając się usunięcia religii ze szkół i zapowiadając „rozdział Kościoła od państwa”. Mamy więc powrót do haseł Ruchu Palikota przy równoczesnym silnym przekazie antyrodzinnym i antypracowniczym, a także bardzo mocnym wsparciu dla przyjmowania uchodźców. Jest to czytelny sygnał wysłany do niewidzialnych wajchowych, by nie skreślać na razie partii Petru, równocześnie jednak niedzielne komunikaty mogą jeszcze mocniej pogrążyć ją w oczach potencjalnych wyborców. Tak niepopularnego programu, w sposób bezdyskusyjny i autorytatywny, nikt nie przedstawiał od czasów Unii Wolności.

Kasta macha konstytucją

W sobotę, dzień przed Nowoczesną, swój kongres mieli również prawnicy, a raczej ta ich część, która najgłośniej protestuje przeciwko planom reformy sądownictwa. Jeszcze przed imprezą do mediów wyciekła rozsyłana uczestnikom instrukcja, w której upominano ich, by nie poruszali drażliwych dla obserwatorów wątków, takich jak zarobki czy wyjątkowość kasty sędziów. W instrukcji zabrakło jednak kursu dobrego wychowania, w związku z czym wielu czcigodnych reprezentantów świata prawniczego wybuczało przedstawiciela prezydenta, gdy zaś wiceminister sprawiedliwości w swoim wystąpieniu ośmielił się zauważyć problemy i patologie, z jakimi boryka się to środowisko, wielu demonstracyjnie opuściło salę. W ten sposób cała ściągawka poszła na marne, bowiem kongres udowodnił dokładnie to, co wykazać chce dążący do reformy rząd – arogancję tej grupy społecznej i jej przekonanie o swoim wyjątkowym posłannictwie. – W demokratycznym państwie prawnym suwerenem nie są wyborcy. Suwerenem są wartości znajdujące się w prawie, a na straży tych wartości stoją niezależne sądy i niezawiśli sędziowie – powiedział podczas kongresu
profesor Wojciech Popiołek z Uniwersytetu Śląskiego. Po raz kolejny udowadniając, że zamiast konstytucją uczestnicy spotkania wymachiwać powinni raczej „Procesem” Kafki.

Krzysztof Karnkowski

za:niezalezna.pl