Przyczyny ataku na Polskę

W wypadku relacji Unia Europejska–Polska warto uporządkować fakty oraz rozdzielić fakty właśnie od propagandowych nacisków i mitów. Warto znać realną genezę antypolskiego i antyregionalnego szturmu. Mówi się na przykład o ukaraniu Polski przez KE za nieprzyjęcie uchodźców (imigrantów). Warto wyjaśnić.

Po pierwsze, UE nie ma w tym zakresie żadnych instrumentów formalnoprawnych – w związku z tym, na razie, temat istnieje jedynie w obszarze medialnym i pewnej (mniej lub bardziej zawoalowanej) groźby, którą należy traktować jako formę nacisku politycznego. Po drugie, nikt nie mówi o czasie i okresie wprowadzenia ewentualnych sankcji wobec Polski za inną niż Europa Zachodnia politykę imigracyjną.

Bałamutne kwoty imigranckie

Otóż jeśli założyć, że Unia nadal będzie miała taką wolę i uzna, że karanie krajów członkowskich (zwłaszcza dużych i wiodących – z racji wielkości i dynamiki wzrostu gospodarczego, jak Polska) jej się opłaca, to kary takie nastąpić mogą, uwaga, za... pięć lat! Rzecz w tym, że pod względem formalnoprawnym nie można ukarać Polski za nierespektowanie wyników szczytu UE we wrześniu 2015 r. w Brukseli, gdzie podjęto decyzję o przymusowych „kwotach uchodźców” dla poszczególnych krajów, w tym Polski.

Oto bowiem na tymże szczycie, podczas którego premier Ewa Kopacz głosowała wiernopoddańczo „za” (gdy przeciw byli premierzy Słowacji, Węgier, Rumunii przy wstrzymaniu się od głosu Finlandii), w ogóle nie mówiono i nie zapisano żadnych kar dla krajów, które przyjęcia, głównie islamskich, imigrantów odmówią. W konkluzjach szczytu nie ma słowa na ten temat! Nie można więc Polski karać w kontekście realizacji – czy braku realizacji – postanowień tamtego unijnego spotkania sprzed blisko dwóch lat. Jakakolwiek próba sankcji wobec Polski spot­ka się z zaskarżeniem przez polski rząd do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. To potrwa, i to długo. Chyba że Unia zdecydowałaby się na nowy szczyt i nowe regulacje. Tyle że musiałyby one wtedy objąć innych uchodźców niż tych, którzy umieszczeni są w obozach na terenie Włoch i Grecji. Wtedy można wprowadzić kary finansowe – tyle że chodziłoby o kolejne tysiące ludzi do zabrania „na pokład”, co musiałoby wzbudzić bardzo silny opór, także tych państw, które teraz, z różnych powodów, nawet niechętnie, pod przymusem, z politycznej „wyższej konieczności” decydują się przyjąć imigrantów wymienionych w konkluzjach szczytu AD 2015 – do tego dość bałamutnie przekonując własnych obywateli, że to już na pewno „ostatnia transza, gdy chodzi o imigrantów”.

Europejski kalendarz wyborczy a naciski na Polskę

Warto się zastanowić, dlaczego teraz właśnie nastąpił prawdziwy wysyp informacji o karaniu Polski i Węgier, a więc tych krajów nowej Unii, które nie przyjęły żadnego imigranta. Skąd nagła debata w Parlamencie Europejskim na temat Budapesztu i rządu Orbána, przecieki w brukselskim Politico dotyczące potencjalnych politycznych „klapsów” finansowych ze strony Komisji Europejskiej i stanowisko w tym zakresie rządu w Berlinie oraz szereg jeszcze innych, głównie medialnych nacisków.

Warto spojrzeć na kalendarz polityczny. Za sześć dni od ukazania się niniejszego tekstu odbędzie się pierwsza tura wyborów parlamentarnych we Francji, a za 13 dni druga rozstrzygająca tura wyborów do tegoż Zgromadzenia Narodowego. Za trzy miesiące mamy wybory w Republice Federalnej Niemiec. I choć prowadzi tam dość wyraźnie partia kanclerz Angeli Merkel – CDU, niejako po drodze wygrywając kolejne wybory w poszczególnych landach, to szefowa niemieckiego rządu musi wyciągać wnioski z doświadczeń Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej.

Tam przewaga pewnej siebie rządzącej Partii Konserwatywnej zmalała z 20 procent do 5. Dlatego też liderzy polityczni Republiki Francuskiej i Republiki Federalnej za wszelką cenę chcą teraz – używając instrumentów w postaci unijnych struktur oraz rodzimych mediów – pokazać, że kontrolują sytuację i „załatwią” problem imigrantów wpychając ich, nawet na siłę, do krajów, które dotąd ich nie chciały i nie chcą.

Nawet jeśli kraje te nie miały kolonii i z tego tytułu nie muszą płacić politycznych odsetek w postaci uchodźców. Nawet jeśli państwa te prowadziły zdroworozsądkową, realistyczną politykę imigracyjną, w przeciwieństwie do krajów „starej Unii”. Krajów, które ze względu na sytuację demograficzną i ubytek rąk do pracy (oraz ze względu na spuściznę kolonialną, ale też przez polityczną poprawność i ze względów ideologicznych) już dziesięciolecia temu otworzyły na oścież swoje bramy dla imigrantów spoza Europy.

Trudniej dzielić nową Unię

Powiedzmy sobie wprost, że w tych wszystkich atakach na rząd RP i nasz kraj wcale nie chodzi o praworządność, Trybunał Konstytucyjny (którego w Królestwie Niderlandów – ojczyźnie Timmermansa – w ogóle nie ma, a w Luksemburgu niedawno go zlikwidowano) ani o wymiar sprawiedliwości, ani o media i co tam jeszcze. Chodzi o interesy: polityczne i ekonomiczne. Polityczne, bo Polska zaczęła wreszcie organizować państwa nowej Unii, kraje naszego regionu, które w końcu przestały dawać się rozgrywać przez największe unijne potęgi.

Skończyły się – przynajmniej na razie – czasy, gdy Berlin rozbijał solidarność środkowoeuropejską, skutecznie przeprowadzając dwustronne rozmowy, osobno z Warszawą, osobno z Pragą, osobno z Budapesztem itd. I trudno będzie podzielić ten blok, bo choć kraje nowej UE mogą się różnić np. stosunkiem do Rosji, czy też inaczej głosować w wyborach na przewodniczącego Rady Europejskiej, to doskonale uświadamiają sobie własny interes, który skutecznie można realizować przy wspólnym występowaniu wobec starej Unii czy jej głównych playmakerów. Ale to właśnie z powodu tego utraconego politycznego raju, gdy nasi bliżsi i dalsi sąsiedzi rządzili i dzielili także w naszym regionie, bierze się ten zmasowany atak na Polskę, Węgry, w jakiejś mierze też Rumunię. Atak przybierający czasem formy wręcz histeryczne.

Dogonimy Zachód w dekadę, półtorej

Jest jeszcze kwestia interesów stricte gospodarczych. Oto bowiem bogata stara Unia nie spodziewała się, że kraje nowej Unii, w tym duże, jak piąte i szóste państwo w UE po brexicie, czyli Polska i Rumunia, rozwijać się będą tak szybko, że w perspektywie dekady czy półtorej mogą w wielu obszarach stać się realnymi konkurentami dla krajów Europy Zachodniej. Czy to przypadek, że najostrzejsze ataki w ostatnim czasie dotknęły te nowounijne państwa? Państwa, które bądź są w absolutnej czołówce wzrostu PKB per capita w I kwartale AD 2017 (Rumunia i Polska)? Kraje, których rządy zakończyły pewne eldorado dla zachodnich korporacji, firm i banków w swoich krajach (w kolejności chronologicznej: Węgry i Polska)? Nie, to oczywiście nie jest przypadek.

Warto znać realną genezę tego antypolskiego i antyregionalnego szturmu. Warto też wiedzieć, że z powodów formalnoprawnych nie jest wcale łatwo starej Unii zapędzić Polskę w kozi róg. Nawet jeśli opozycyjne media i opozycyjni politycy, impregnowani na wiedzę o UE, powtarzają propagandowe komunały.


 Ryszard Czarnecki


za:niezalezna.pl/100036-przyczyny-ataku-na-polske