Opozycja wzywa pomoc

Prof. Wojciech Sadurski, jeden z bardziej zapiekłych wrogów obecnych polskich władz, nie spodziewał się zapewne tak potężnej promocji swojej książki.

Choć nawet w skali przez niego samego i jego przyjaciół zaplanowanej już zapowiadało się nieźle, nie każde dzieło, nawet dotyczące polityki, promowane jest w Parlamencie Europejskim z udziałem międzynarodowego składu gości. Ale że na imprezie obecne były kamery, spotkanie stało się medialną i polityczną sensacją weekendu. Być może zaś zapamiętamy je na dłużej, ponieważ jest o czym rozmawiać.

Powiedzmy sobie szczerze, gdyby nie cała ta medialna otoczka, pewnie nie wiedzielibyśmy o książce Wojciecha Sadurskiego, a już na pewno mało kto by po nią sięgnął. Zresztą to ostatnie zapewne się akurat nie zmieni, przynajmniej na razie.

Poznać myśli Sadurskiego

Opowieść o tym, co (opis wydawcy) wydarzyło się w Polsce po 2015 r., ukazała się w języku angielskim nakładem prestiżowego wydawnictwa Uniwersytetu w Oksfordzie. Zapewne profesorowi uda się napsuć nam trochę krwi i wizerunku, dlatego też może warto, by poza skupieniem się na samej konferencji, która stała się inspiracją dla tego tekstu, ktoś kompetentny zwrócił uwagę na zawartość tej pozycji, wymagającej zapewne polemiki. Jej podstawowym odbiorcą jest przecież czytelnik brytyjski, w Wielkiej Brytanii zaś, niezależnie od brexitu, Prawo i Sprawiedliwość ma nadal swoich politycznych przyjaciół. Na rynku polskim pozycję Sadurskiego „Poland’s Constitutional Breakdown” nabyć można za raczej wygórowaną kwotę od 140 do 214 zł. Sporo. Zresztą, choć większość z nas usłyszała o niej dopiero teraz, na rynku książka jest od wiosny ubiegłego roku. Po drodze sytuacja zdążyła się więc zmienić na gorsze, przynajmniej z punktu widzenia jej autora – PiS wygrało bowiem dwukrotnie wybory, zwiększyło stan posiadania w Parlamencie Europejskim i utrzymało większość w polskim Sejmie.

Nic więc dziwnego, że Sadurski w weekendowym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” mówi, że dzisiejsza Polska to „Mrożek w wersji horror”. Z rozmowy tej możemy dowiedzieć się rzeczy, o których pojęcia nie mają zdaje się nawet autorzy ostatnich ustaw sądowych. Sadurski twierdzi bowiem, że system dyscyplinarny może ingerować w treść wyroków. Powtarza przy okazji stały zestaw zaklęć i uogólnień w rodzaju zarzutów o łamanie konstytucji, dobrej, lecz zupełnie w obliczu PiS bezbronnej, oraz o braku kontroli politycznej nad działaniami rządu, PiS, a przede wszystkim jego prezesa. Receptą na wszystkie te bolączki ma być oczywiście powrót do tego, co wcześniej, łącznie z powrotem do starego, nieefektywnego systemu kontroli sędziów. Sadurski zauważa zresztą, że ci nie zawsze byli bez winy, lecz stary system się według niego sprawdzał, a krytyczna opinia społeczeństwa dotycząca sędziów jako grupy zawodowej ma wynikać z… propagandy TVP.

Ciekawe, co by powiedzieli, gdyby nie było kamer?

Taki też prawdopodobnie obraz prof. Wojciech Sadurski, intelektualna podpora opozycji, maluje w swojej oksfordzkiej publikacji. Nic więc dziwnego, że fetuje się ją w gronie partyjnych kolegów z europejskich frakcji PE. I toczy się przy tym rozmowy ciekawsze od samej książki, o co zresztą, jak można zgadnąć, nie jest akurat trudno. Media, oczywiście te, które nie zatraciły jeszcze instynktu państwowego, uznały doniesienia o rozmowach, jakie odbyły się przy okazji, czy raczej pod pretekstem promocji książki, za szokujące. W komentarzach internautów i co bardziej emocjonalnych komentatorów pojawiły się nawet słowa o zdradzie i targowicy.

Trudno zresztą uciec od takich skojarzeń, gdy przedstawiciele grup odsuniętych od władzy i rządu dusz szukają pomocy, rady, a może nawet rozwiązania swojego problemu u kolegów z zagranicy. Kolegów, którzy dysponują przecież pewną siłą zbliżoną do tej, którą przed wiekami skutecznie rozrywano nasz kraj. Nie militarną, bo dziś taka siła potrzebna jest tylko w ostateczności, lecz dyplomatyczną, medialną, agenturą wpływu i współczesną magnaterią, chętną oprzeć się na każdej sile, która zapewni jej trochę władzy na własnym poletku, nawet kosztem siły i zdrowotności całego państwowego mechanizmu.

Pojawienie się podobnych skojarzeń uprawomocnia sam Radosław Sikorski, współorganizator imprezy, który gdy tylko ktoś z dyskutantów zaczyna przejawiać jakiekolwiek ślady realizmu, przywołuje go do porządku, mówiąc, że tematem rozmowy jest sposób na pozbycie się PiS, najbardziej jednak niepokoi go, by ktoś nie powiedział za dużo. – Proszę wziąć pod uwagę, że jesteśmy nagrywani, więc proszę uważać, co pan mówi – zwraca się Sikorski do Juana Fernando Lópeza Aguilara, przewodniczącego Komisji Wolności Obywatelskich PE. Nie sposób uniknąć myśli: co zostałoby powiedziane, gdyby nie kamery? Co jest mówione, gdy kamer i mikrofonów nie ma? – Co jeszcze może zrobić Parlament Europejski? Czego jeszcze można od niego oczekiwać? Bo my w obecnej sytuacji zrobiliśmy wszystko, co było możliwe – konstatuje więc Juan Fernando López Aguilar, a Sikorski, choćby chciał, nie może mu odpowiedzieć.

Zagranica ma już dosyć?

Jednak na słowa Aguilara warto zwrócić uwagę, ponieważ w jakimś stopniu pobrzmiewa w nich ton zniechęcenia, braku wiary w powodzenie unijnego nacisku na Polskę. Trudno się dziwić, skoro kolejny rok używania, pomimo zmiany europarlamentu i jego władz, tych samych próśb, ubolewań i gróźb, nie przynosi żadnego efektu. Czy kolejnym etapem nastawienia elit, których głosem wydaje się szef Komisji Wolności, będzie zniecierpliwienie lub przynajmniej dostrzeżenie słabości ich polskich pomazańców? Biorący udział w tej samej dyskusji Robert Biedroń zauważa zaskakująco trzeźwo, że również według niego formuła interwencji UE już się wyczerpała. – Z całym szacunkiem, ale nie wierzę, że wizyta komisarz Jourovej, deklaracje Parlamentu Europejskiego czy rezolucje Rady Europy cokolwiek pomogą. Naszą jedyną nadzieją są zbliżające się wybory – mówi Biedroń. Jednak ta konstatacja nie przekłada się na zaniechanie działań mających na celu dalsze zaognienie sytuacji na linii Warszawa–Bruksela, podejmowanych z błogosławieństwem choćby Biedronia właśnie. To zaś pozwala na dalszą mobilizację wyborców PiS i opisywanie opozycji jako siły zdradzieckiej i antypolskiej. Sadurski tymczasem namawia, by iść w tym konflikcie na ostro, w trochę inny sposób przywołując dawną myśl Władysława Bartoszewskiego o bydle i nie-bydle: – Powinniście pomyśleć o zmianie łagodnego podejścia, które mówi o ryzyku zagrożenia dla praworządności na takie, które stwierdza, że już nastąpiło złamanie praworządności. Jest takie powiedzenie, że nie możesz zawstydzić kogoś, kto jest bezwstydny, a polski rząd jest bezwstydny.

Marek Belka, również obecny na spotkaniu, stwierdza zaś, że programy socjalne zapewniają PiS popularność, więc trzeba ludzi postraszyć polexitem.

Podsumowując to (niewątpliwie nieprzynoszące uczestnikom chwały) wydarzenie, warto odnotować, że opozycja wciąż nie ma nowego pomysłu na zmianę sytuacji w Polsce. Swoją nieudolnością próbuje obarczyć politycznych przyjaciół z innych krajów, licząc, że ci wykonają za nią robotę. Ci jednak sami chyba mają już trochę dosyć. Kiedy u kogoś pojawia się cień refleksji, jak u Biedronia czy nawet Belki, jakiś tajemniczy mechanizm nie pozwala połączyć im ze sobą położonych tuż obok siebie kropek. Jeżeli zaś na relację z tej dziwnej promocji książki nałożyć wieści z kampanii wyborczej i rytualne narzekania przedstawicieli elit na Polaków, widać, że dla bardzo wielu osób rok 2015 nigdy się na dobre nie skończył. Wciąż tkwią oni gdzieś w okolicach kwietnia.

zaa:niezalezna.pl/309301-opozycja-wzywa-pomoc

***

Kiedyś chodziła taka piosenka: " Ludzie to kupią, ludzie to kupią, byle na chama, byle głośno, byle głupio"...                                        

Towarzysze - ja wam wszystko zaśpiewam!
kn