Polityczny wiec czy marsz dla Pani Izy? Opozycja wykorzystuje śmierci pacjentki z Pszczyny

Nie „dobro kobiet”, nie troska o jakość opieki medycznej dla kobiet w ciąży, ale okazja do rozpętania politycznej awantury. Opozycja znalazła kolejny pretekst do wzbudzenia antyrządowych protestów. Tym razem wykorzystano tragiczną historię pacjentki z Pszczyny.

Miały być marsze ciszy, były polityczne wiece, którymi ochoczo chwalą się tuzy opozycji. Marsze – odbywające się w kilkudziesięciu miastach Polski – w ramach akcji „Ani jednej więcej” naszpikowane bowiem były politykami opozycji, którzy nie mieli żadnych oporów, by budować swoje polityczne poparcie na tragedii.

Największa demonstracja przeszła ulicami Warszawy. Początkowo uczestnicy marszu zostali poproszeni o schowanie flag partyjnych. Pojawiały się hasła: „Jej serce jeszcze biło”, „Mogła żyć” i „Prawa kobiet, prawami człowieka”. Był nawet na symboliczną „minutę ciszy”, a potem na „minutę krzyku”, by – jak to zrelacjonowała „Gazeta Wyborcza” można było wyrzucić z siebie złość. Było więc bicie w garnki i krzyki.

Puszczono też „światełko dla Izy”, a z głośników puszczono ten sam utwór, który towarzyszył manifestacją po śmierci Pawła Adamowicza („The Sound of Silence”). Uczestnicy tłumaczyli swoją obecność tym, że nie chcą, by „polskie państwo skazywało obywatelki na śmierć”. Twierdzili, że obowiązujące prawo antyaborcyjne jest winne śmierci kobiet, takich jak Pani Iza z Pszczyny.

Potem przyszedł czas na „opozycyjne standardy”… czyli wulgarne hasła co trzeba zrobić z PiS i jedynie opozycja wie po co wykonany happening ze skakaniem i skandowaniem: „kto nie skacze ten za PiS-em, hop, hop, hop” – a jakże – ze zniczami zapalonymi „dla Izy” w ręku.

Oskarżają prawo, a fakty mówią co innego

Sprawa śmierci pani Izy i jej nienarodzonego dziecka poruszyła całą Polskę. Zwolennicy aborcji szybko wskazali obowiązujące prawo winnym tragedii, piętnując Trybunał Konstytucyjny i rząd. Fakty jednak mówią co innego: tragedia nie miała związku z zakazem aborcji eugenicznej. Nawet pełnomocnik rodziny zmarłej (wiążącej sytuację pacjentki z wyrokiem TK) opisując ciąg zdarzeń wyraźnie to potwierdza.

W rozmowie z interia.pl mec. Jolanta Budzowska powiedziała bowiem, że pacjentka zgłosiła się do szpitala po pomoc i „została przyjęta z poważnymi powikłaniami ginekologicznymi, czyli masywnym odpłynięciem wód płodowych i bezwodziem”. Jak dodała, w momencie przyjęcia „lekarze nie dawali już szans na przeżycie dla płodu, nie podejmowano żadnych czynności, żeby poprawić jego dobrostan”. Pełnomocnik podkreśliła, że „w tym zakresie przyjęto postawę wyczekującą”, a przy „przyjęciu pani Izabela dowiedziała się, że dziecko nie przeżyje”.

Pacjentka początkowo czuła się dobrze, a celem pobytu w szpitalu było, to by nie doszło do zakażenia. Stan pacjentki pogarszał się, a ona „miała świadomość, że według lekarzy musi czekać, aż serce dziecka przestanie bić”. Kiedy po 2-3 godzinach od przyjęcia wykonano badania, okazało się, że „wskaźniki stanu zapalnego są przekroczone”. Pani Iza informowała rodzinę co się z nią dzieje (miała skoki temperatury, dreszcze, wymiotowała). – To wszystko nie skłoniło jednak lekarzy do zweryfikowania obiektywnymi badaniami, jakimi są badania morfologiczne, tego, czy wykładniki stanu zapalnego nie narastają, czyli czy nie rozwija się sepsa. Ten stan trwał, a pani Iza była coraz słabsza. Możemy z dużym prawdopodobieństwem zakładać, że w tej sprawie doszło do błędu medycznego i to było przyczyną jej śmierci – podsumowała pełnomocnik.

Zdaniem rodziny i pełnomocnik, personel mając świadomość zagrożenia i rozwoju stanu zapalnego, nie monitorował należycie stanu zdrowia matki i płodu, i nie podał interwencji zgodnej z wiedzą medyczną na tyle wcześnie, żeby uratować jej życie. To – w ocenie pełnomocnik – „dowodzi, że wyrok Trybunału w praktyce wywiera wpływ na sytuację kobiet w ciąży”.

za:pch24.pl


***

Ratować matkę, nie zabijać dziecka

W sobotę w całej Polsce odbywały się marsze spowodowane śmiercią 30-letniej kobiety, która zmarła wskutek sepsy. W Warszawie wśród demonstrantów pojawili się też politycy, którzy postanowili wykorzystać sytuację. W medialny amok wpadają celebryci, obwiniający o tę śmierć rządzących. W tym wszystkim umyka istota sprawy.

Zgon kobiety nie ma związku z wyrokiem TK, bo nie zmienił on przesłanki o możliwości aborcji w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia matki. Poza tym w sytuacji, w której 30-latka trafiła do szpitala, wyjściem wcale nie była aborcja, ale rozwiązanie ciąży (poród przedwczesny). Profesor Chazan podkreśla, że celem działania powinno być ratowanie matki, a nie zabicie dziecka. Ta śmierć to wielka tragedia, a jej wykorzystanie do promocji postawy proaborcyjnej i wylewania fali nienawiści w stosunku do rządzących zasługuje tylko na potępienie.

Leszek Galarowicz

za:niezalezna.pl


***

Centrum Warszawy totalnie zdewastowane po Marszu dla Izy

W Warszawie przeszedł wczoraj protest pod hasłem "Ani jednej więcej", zorganizowany po śmierci 30-letniej kobiety z Pszczyny. Jak informuje „Super Express”, nie wszyscy demonstranci zachowali się jednak godnie.

W miniony weekend media obiegła historia 30-latki, która trafiła do szpitala w Pszczynie będąc w 22. tygodniu ciąży, kiedy odeszły jej wody płodowe. U płodu już wcześniej stwierdzono wady rozwojowe. Kobieta zmarła w wyniku wstrząsu septycznego. Rodzina zmarłej stoi na stanowisku, że lekarze zbyt długo zwlekali z zakończeniem ciąży, co przyczyniło się do śmierci 30-latki.

W związku z tym w sobotę w Warszawie przeszedł protest pod hasłem "Ani jednej więcej”. Protestujący, którzy przyszli w sobotę przed Trybunał Konstytucyjny mieli ze sobą transparenty z hasłami: "Jej serce jeszcze biło", "Mogła żyć" i "Prawa kobiet, prawami człowieka". Wiele osób trzymało także portret zmarłej 30-latki.

Choć manifestacja upamiętniająca zmarłą 30-letnią kobietę miała być apolityczna, to jednak nie zabrakło na niej polityków i politycznych haseł. W sieci pojawiło się wiele nagrań, które pokazują faktyczny charakter demonstracji. Prócz okrzyków znanych ze Strajku Kobiet, czyli „je**ć PiS”, uczestnicy także „bawili się” w podskakiwanie.
 
„Centrum Warszawy wygląda jak pobojowisko”

Jak informuje „Super Express”, nie wszyscy demonstranci zachowali się jednak godnie. „Po przejściu manifestacji centrum Warszawy wyglądało jak pobojowisko - zniszczonych zostało wiele przystanków, na których pojawiło się graffiti. Uszkodzone są też mury, zabytkowe kamienice na Krakowskim Przedmieściu, elementy ogrodzenia, a także chodniki i jezdnie” – czytamy.

Na ten moment nie są znane dokładne straty. Usuwanie graffiti może być jednak kosztowne ze względu na skalę poczynionych zniszczeń.

za:www.tysol.pl

***

Manipulacja, histeria, odpowiedzialność

Protesty zorganizowane przez PO wykorzystującą śmierć 30-letniej kobiety w Pszczynie nie spełniły oczekiwań. Politycy PO mówią otwarcie, że chodzi im o obalenie rządu; TVN i inne media POstkomuny ściągają ludzi na protesty, ale z marnym skutkiem. Codzienna porcja nienawiści, jaką nam fundują po śmierci śp. pani Izabeli, wsparta została prostacką manipulacją próbującą obarczyć PiS odpowiedzialnością za tę śmierć.

Niegodziwość wykorzystywania tragedii jest jednak dość czytelna dla Polaków – zagłosowali nogami i zostali w domu. Słusznie – ta śmierć nie była spowodowana ani wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, ani przez jakąkolwiek ustawę przegłosowaną przez PiS – polskie prawo dopuszcza możliwość przerywania ciąży, gdy zagrożone jest życie lub zdrowie matki. Ale dobrze się stało, że minister zdrowia opublikował instrukcję na ten temat dla lekarzy – być może propaganda totalnej opozycji i histeria, jaką wywołali po zeszłorocznym wyroku TK politycy PO, mogły – w co jednak trudno uwierzyć – spowodować jakąś dezinformację także w środowiskach medycznych. A skoro prawo jest jasne, to za zamęt w tej sprawie i w konsekwencji śmierć pacjentki w Pszczynie mogą odpowiadać PO i jej histeryczne media.

Joanna Lichocka

za:niezalezna.pl


***
Nie pierwszy - i - niestety - nie ostatni raz. Kiedy weszło się w złe koleiny, trudno wybrnąć.                          Ale nie jest to niemożliwe...
kn