Czy chrześcijanie muszą zamilknąć w społeczeństwach postchrześcijańskiego zachodu?

Chrześcijanie w krajach zachodnich doświadczają coraz silniejszej wrogości ze względu na swą wiarę, a świecka nietolerancja coraz mocniej ogranicza chrześcijańską wolność słowa, jak wynika z najnowszego badania Instytutu Wolności Religijnej.

Takie wnioski płyną z opublikowanych właśnie badań nad wolnością słowa chrześcijan. Prowadzone były one przez Międzynarodowy Instytut Wolności Religijnej (IIRF), Obserwatorium Wolności Religijnej w Ameryce Łacińskiej (OLIRE) oraz Obserwatorium Nietolerancji i Dyskryminacji Chrześcijan w Europie (OIDAC Europe).

Jak mówi jedna z autorek badania Janet Epp Buckingham dla Die Tagespost, prześladowanie na tle religijnym niekoniecznie oznacza więzienie czy proces sądowy. Według niej, obecne prześladowanie w sekularyzujących się państwach zachodu można porównać do zadawania „śmierci przez tysiąc cięć”. Zwraca ona uwagę, że chrześcijanie są poddawani coraz większej presji ze strony licznych, choć często trudno uchwytnych czynników, które sprawiają, że coraz mniej chętnie mówią o swoich przekonaniach.

Raport zatytułowany „Percepcje samocenzury. Potwierdzenie i zrozumienie zjawiska «efektu schładzania»” podsumowuje dziesięć lat badań nad wolnością słowa w zachodnich społeczeństwach. Płynące z niego wnioski są niezwykle niepokojące: chrześcijanie poddawani są coraz silniejszej presji społecznej, aby nie wyrażać swoich poglądów. Nacisk ten szczególnie mocno przejawia się w mediach społecznościowych, gdzie chrześcijański punkt widzenia jest rugowany, ośmieszany lub spychany na margines.

Badania prowadzone były przez niezależne zespoły badawcze w krajach Europy Zachodniej (Niemcy, Francja) oraz Ameryki Łacińskiej (Kolumbia, Meksyk). Kraje te wybrane zostały nieprzypadkowo – pomimo teoretycznie demokratycznego systemu społecznego notowane są one stosunkowo wysoko w indeksie prześladowań chrześcijan, przygotowywanym corocznie przez organizację Open Doors. Dla głębszego zrozumienia zjawiska pytania zadawane respondentom miały charakter otwarty, aby mogli opisać konkretne przejawy nietolerancji i prześladowania oraz swoje reakcje na tego rodzaju sytuacje. Przykładowe pytania brzmiały: „Czy dostrzegasz zjawisko autocenzury? - Czy potrafisz podać jego przykłady? - Czy czujesz się swobodnie, dzieląc się swoimi opiniami na temat tych delikatnych spraw? - Jak wpływa to na innych chrześcijan, z którymi pracujesz?”.

Odpowiedzi uzyskane od respondentów pozwoliły na ujawnienie zjawiska, które autorzy badania określili mianem „efektu schładzania”, czyli stałego ograniczania wolności wypowiedzi, prowadzącego ostatecznie do zamilknięcia chrześcijan czy silnej autocenzury. Jak podkreśla raport, z powodu swej stosunkowo ulotnej natury i braku zewnętrznej przemocy efekt schładzania jest często niezrozumiany lub ignorowany i dlatego w dużej mierze pozostaje niedostrzegany, a jednak wywiera olbrzymi wpływ na współczesne społeczeństwa, które dotąd były uważane za chrześcijańskie, dziś zaś należałoby je raczej określić jako post-chrześcijańskie.

Powtarzające się niewielkie incydenty nietolerancji przynoszą efekt „śmierci przez tysiąc cięć”. Jak piszą autorzy badania: „Kilka skaleczeń nie zabija i boli tylko trochę. Ale ciągle powtarzane małe uderzenia w końcu wywierają wpływ. Kumulacja pozornie nieistotnych incydentów tworzy środowisko, w którym chrześcijanie nie mogą swobodnie przeżywać swojej wiary. W istocie zachodni chrześcijanie doświadczają «efektu schładzania» wynikającego z postrzeganych przez nich nacisków we własnym środowisku kulturowym, związanych z szeroko mediatyzowanymi sprawami sądowymi”.

Okazuje się, że nawet osoby, które uważają, że mogą otwarcie wyrażać swoje przekonania w kwestiach dotyczących życia, małżeństwa, rodziny, moralności seksualnej, odczuwają jednocześnie, że płacą za to wysoką cenę. Jest nią całkowita dyskredytacja lub stygmatyzacja chrześcijan, którzy otwarcie wyrażają swoje przekonania. Określani są oni mianem „wsteczników”, „dyskryminatorów”, „osób nietolerancyjnych i niekompetentnych”. W niektórych przypadkach doprowadziło to do utraty pracy, zawieszenia w prawach studenta czy kierowania przeciw nim spraw do sądu.

Reakcją większości chrześcijan jest w tym przypadku nałożenie sobie kagańca autocenzury, który często był przez nich określany łagodniejszymi sformułowaniami, takimi jak „samoregulacja”, „roztropność”, „posługiwanie się językiem demokratycznym”, „używanie języka poprawnego politycznie”. Fakt jednak pozostaje faktem: nacisk wywierany na chrześcijan przynosi efekt w postaci zamilknięcia wielu z nich, tak że poglądy chrześcijańskie stają się coraz słabiej obecne w przestrzeni publicznej.

Ciekawym spostrzeżeniem, którego dokonali autorzy badania w krajach Ameryki Łacińskiej, było to, że lepiej wykształceni chrześcijanie (a zwłaszcza posiadający dyplomy szkół wyższych) byli mniej skłonni do stosowania autocenzury i bardziej odważnie przedstawiali swoje poglądy. Co zastanawiające, protestanci wyrażali swoje poglądy bardziej odważnie niż katolicy. Jak sugerują autorzy raportu, wskazuje to na rolę edukacji chrześcijańskiej: „Wydaje się, że wykształcenie biblijne, które otrzymali ewangelicy, jest głębsze, co wpływa na zdolność ich członków do mówienia bez obaw o wierze chrześcijańskiej lub o tematach związanych z życiem, małżeństwem i rodziną z perspektywy chrześcijańskiej. Biorąc pod uwagę wpływ wykształcenia na stopień autocenzury, wyznawcy Kościołów protestanckich wydają się lepiej przygotowani lub bardziej pewni siebie, aby dzielić się swoimi przekonaniami”.

Obecnie główną płaszczyzną nietolerancji i wrogości wobec chrześcijan stają się sieci społecznościowe. Nietolerancja dotyczy zarówno tematów związanych z wiarą, jak i opinii na temat życia, małżeństwa, rodziny, stosowania narkotyków, eutanazji czy moralności seksualnej. Nawet gdy przedstawiane argumenty nie miały charakteru religijnego, wystarczyło, że pochodziły od chrześcijan, by stawały się obiektem ostrej krytyki, drwin i obelg.

W całym badaniu jako główną przyczynę autocenzury podawano wrogie środowisko, szczególnie motywowane przez grupy nacisku lub kolektywy związane z mniejszościami seksualnymi i radykalnymi grupami feministycznymi, a także przez partie polityczne i sektory społeczeństwa sympatyzujące z tymi grupami. Nie ulega więc wątpliwości, że nietolerancja wobec chrześcijan nie jest wynikiem przypadku albo nastrojów panujących w szeroko rozumianym społeczeństwie, ale inspirowana jest przez grupy jawnie wrogie chrześcijaństwu, które nie może się zgodzić z lansowaną przez nie ideologią.

W kontekście Europy zachodniej, jak zauważają autorzy studium, praktycznie wszystkie tematy mogą być omawiane publicznie, z jednym wyjątkiem: głosy konserwatywnych chrześcijan są albo wyśmiewane, albo ignorowane. Wyjątek ten jest podkreślany przez niektórych rozmówców jako niezgodny z ideałami otwartej debaty demokratycznej, jest jednak faktem we wszystkich sferach społeczeństwa. Chrześcijanie często wstydzą się swojej wiary lub doświadczają odrzucenia (w tym przy ubieganiu się o pracę), kiedy ujawniają swą wiarę. Wielu respondentów zwracało także uwagę na brak głosu biskupów w ważnych kwestiach społecznych. Dotyczy to w szczególności Francji, która szczyci się swoimi ideałami „laickości”, prowadzącymi w istocie do zepchnięcia chrześcijaństwa do sfery prywatnej. Jednak również wielu niemieckich respondentów uznało wiarę za kwestię prywatną, której nie porusza się w publicznej debacie. W Meksyku to zepchnięcie wiary w sferę prywatną dotyczy nawet tak pozornie drobnych kwestii jak znak pokuty, który otrzymujemy w Środę Popielcową. Jak zauważył jeden z meksykańskich katolików, jego dziecko nie mogło iść tego dnia na Mszę św. rano przed szkołą, ponieważ nie zostałoby wpuszczone do szkoły, gdyby na jego czole pozostał ślad popiołu – zostałoby to uznane za zakazany przejaw symboliki religijnej.

Efekt „schładzania” nie jest czymś nieznanym w świecie prawnym. Dostrzegł go m.in. Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych. Według jego definicji, zjawisko to występuje wtedy, gdy jednostka, która cieszy się wolnością swobodnego wyrażania opinii, decyduje się na cenzurę, aby uniknąć negatywnych konsekwencji wyrażenia swojej opinii w danej sprawie. Raport Instytutu Wolności Religijnej wskazuje, że zjawisko to obecnie dotyczy w szczególny sposób chrześcijan.

Autorzy raportu podsumowują go, wyciągając konkretne wnioski, które jednocześnie stanowią wskazania dla samych chrześcijan, na jakie obszary i zjawiska powinni zwrócić uwagę w obliczu narastającej nietolerancji:

    W wielu krajach sam Kościół zgadza się na autocenzurę
    Chrześcijańscy przywódcy religijni mają większą swobodę wypowiedzi, ale nie zawsze z niej korzystają
    Przywódcy chrześcijańscy muszą być szczególnie przygotowani do obrony swojego stanowiska. Wyłącznie doktrynalne argumenty nie wystarczą
    Naciski ze strony ustawodawstwa, mediów i społeczeństwa mają na celu utrzymanie religii w sferze prywatnej.
    Jeśli chodzi o edukację, naukowcy i nauczyciele coraz bardziej zmuszani są do przemilczania swojego światopoglądu
    Działania/opinie studentów są poddawane kontroli i mogą podlegać sankcjom społecznym i instytucjonalnym.
    Brakuje edukacji/szkoleń na temat pluralizmu i wolności religijnej.
    Nowe formy e-learningu w związku z pandemią zostały wykorzystane do wyeliminowania zajęć z religii
    Konieczna jest większa obecność podmiotów chrześcijańskich w mediach
    Powszechne jest rozpowszechnianie zniekształconych wiadomości i stronniczych informacji
    Istnieją ograniczenia w nadawaniu treści religijnych (jawne oraz ukryte)
    W sferze politycznej istnieje dyskryminacja i brak szacunku dla różnorodności religijnej
    Teoretycznie pochwala się otwartość religijną, ale w praktyce ogranicza się wyznawanie wiary
    Przynależność do wiary chrześcijańskiej dyskredytuje/delegitymizuje funkcjonariusza publicznego i utrudnia pełnienie funkcji publicznej


za:opoka.org.pl