Witold Gadowski-Błońska jako stan umysłu

Tak, zwracam się do pani Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Jeśli o Pałacu Saskim twierdzi pani, że „wybudowali to Rosjanie, jako nasi zaborcy, ani to nie było nigdy, historycznie, związane z Polską (…)”, to chciałbym wiedzieć, kto był pani nauczycielem historii i dlaczego tak źle wykonał swoją pracę?

Kiedy młody człowiek ma braki w erudycji, budzi to nawet sympatię, bo przecież istnieje szansa, aby jeszcze upakował sobie w głowę fakty najbardziej potrzebne do rozumienia cywilizacji, w której żyje. Jeżeli jednak żenującym brakiem wykształcenia popisuje się dama w wieku, w którym chociażby Hannah Arendt pisała swoje najbardziej fascynujące eseje, to takie zdarzenie mimowolnie budzi odruch zażenowania. Tu nie ma już mowy o żadnym wdzięku i dobrych manierach. To po prostu intelektualne faux pas. Aby bardziej przejrzyście wytłumaczyć to pewnej damie (o której za moment bardziej konkretnie napiszę), muszę posłużyć się semantyką, która będzie dla niej bardziej zrozumiała. Droga pani! To jest tak, jakby założyła pani stanik na plecy i ubrała się do tego w obcisłą bluzeczkę z głębokim dekoltem.

Proszę jeszcze o moment cierpliwości dla kolejnej dygresji: pewnego dnia nauczyciel w liceum zapytał mnie, czy wiem, kim był patron mojej szkoły – Oswald Balzer. Nie wiedziałem. Wtedy usłyszałem zdanie, które głęboko zapadło mi w pamięć: „To wstyd, człowiek urodzony w Zakopanem nie zna historii rodzinnego miejsca. To wstyd, czyli gorzej niż szpetne charknięcie na chodnik” – koniec cytatu.

Cóż, miałem świetnych nauczycieli, którzy jednak nie przebierali w słowach. Chyba właśnie dzięki nim ilekroć słyszę, jak ktoś publicznie daje dowody swojego umysłowego prymitywizmu, mimowolnie odczuwam za niego wstyd. Tak, to gorsze niż publiczne charknięcie w biały dzień na Nowym Świecie.

Jestem przekonany, że wobec niewiast należy stosować bardziej parlamentarny sposób komunikacji i ogólnie delikatniejsze maniery, jednak wstyd mi za panią. Pani przecież niedawno jeszcze miała czelność kandydować na prezydenta, i to nie Wólki Leżącej, tylko Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Szczęśliwie, w odpowiednim dla rzeczy momencie, zluzował panią w tym kandydowaniu pan Rafał Trzaskowski, wszelako faktem pozostało, że jedna z dwóch największych w moim kraju partii politycznych właśnie na panią postawiła.

Tak, zwracam się do pani Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Jeśli o Pałacu Saskim twierdzi pani, cytuję: „(…) wybudowali to Rosjanie, jako nasi zaborcy, ani to nie było nigdy, historycznie, związane z Polską (…)”, to chciałbym wiedzieć, kto był pani nauczycielem historii i dlaczego tak źle wykonał swoją pracę?

A może to jakiś Rosjanin nawkładał pani takich bredni do głowy? Siedemnastowieczny pałac, w którym – właśnie historycznie – mieściły się rozmaite instytucje ważne dla naszej państwowości, został przez panią zakwalifikowany podobnie jak carska cerkiew, którą wysadziliśmy po 1918 roku jako symbol carskiego zniewolenia.

Stan umysłu pani Kidawy-Błońskiej jest jednak symptomatyczny dla całej reprezentowanej przez nią formacji politycznej, która z pogardy dla polskiej historii i oczerniania polskiego narodu uczyniła sobie polityczny pojazd. Postkomunistyczna lewica programowo zwalcza wszystko co polskie, trwa bowiem w kompradorskim trudzie, licząc na to, że jej wysiłki zostaną docenione przez tzw. zagranicę i jakimś cudem znów zostanie na tyle wzmocniona, by marzyć o władzy. PO startowała jednak jako partia z szyldem wymalowanym z przywiązaniem do Solidarności i patriotyzmu, wkrótce jednak okazało się, że był to jedynie sztuczny neon nad środowiskiem, które chciało za wszelką cenę dorobić się na Polsce i wyprzeć się wszelkich związków z polską historią.

Jeżeli chcesz prawdziwie poznać poglądy jakiejś osoby, zadaj jej dwa pytania: o dziedzictwo Stalina w Warszawie i o stosunek do żydowskich roszczeń majątkowych. Jeżeli usłyszysz w odpowiedzi antypolską tyradę i wykrzywianie faktów z polskiej historii narodowej, to bądź pewien, że masz do czynienia z kimś, kogo kształtuje dziedzictwo nawiezionych do Polski staliniątek i ich potomstwa, które z Polską i Polakami niewiele mają wspólnego poza fizycznym ocieraniem się o te zjawiska. Staliniątko to mentalny niewolnik i potencjalny zdrajca, głęboko nienawidzi polskiej historii, bo jest ona dla niego źródłem wyrzutów sumienia, pokazuje jego rodzinę w realnych, czyli parszywych barwach. W ugrupowaniu, które stale sprzyja dyfamowaniu wszystkiego co polskie i wysługuje się Berlinowi, a czasem i Moskwie, wcale nie budzi zdziwienia tak żenujący brak erudycji. Wszak nie za to przecież pani Kidawie-Błońskiej płacą.

Od wielu lat obserwuję dużo bardziej poruszające zjawisko: brak wiedzy o historii własnej Ojczyzny stał się nie tylko mało wstydliwy, lecz także – w pewnych kręgach – jest on wręcz powodem do chwały. No, co innego, gdyby taka postać nie znała wszystkich 57 płci albo nie wiedziała, że z par homoseksualnych też mogą narodzić się dzieci. No, wtedy wszystkie prokuratorskie paluszki „warsiawki” zostałyby w nią niechybnie wycelowane.

Pani Małgorzata Kidawa-Błońska to po prostu stan umysłu pewnej grupy obywateli naszego kraju.

Witold Gadowski

za:niezalezna.pl