Stanisław Michalkiewicz - Umiera zaufanie

Kiedy don Ciccio Tumeo, organista z Donnafugaty nie ukrywając rozgoryczenia opowiadał księciu Salinie o fałszerstwie wyborczym w tej sycylijskiej gminie, gdzie podano, iż „wszyscy” opowiedzieli się za republiką, podczas gdy on, don Ciccio Tumeo głosował za monarchią - książę doznawał nieprzyjemnego wrażenia, jakby ktoś umarł. Nie miał pojęcia, skąd ma takie wrażenie, aż wreszcie odgadł, kto, a właściwie - co umarło. Że umarło zaufanie. Podobnego wrażenia doznaję rozmawiając z wieloma Polakami - obywatelami amerykańskimi, którzy w tamtejszym społeczeństwie niekiedy uzyskali nawet wysoką pozycję - że oto obumiera zaufanie znacznej części amerykańskiego społeczeństwa do swojego rządu, do instytucji państwa i w ogóle - do rzeczywistości, którą coraz więcej ludzi przestaje uważać za autentyczną, tylko podejrzewa, że jest sztucznie zaaranżowana, to znaczy - podstawiona. Nie mają zaufania do polityków, których uważają za marionetki w rękach „banksterów”, wśród których dominują i rej wodzą starsi i mądrzejsi.

Sprzyja temu niewątpliwie kryzys finansowy, który właśnie wchodzi w kolejną fazę, wzbudzając w wielu ludziach obawę utraty domu, stanowiącego dorobek życia. Ta obawa sprawia, że mało kto, a tak naprawdę - nikt nie ośmiela się stawiać szefowi w pracy, bo jeśli ją utraci, to nie będzie mógł spłacać rat, no a wtedy... Inni z kolei nie mają zaufania do sprzedawanej w sklepach żywności, podejrzewając iż przetwarzające ją przedsiębiorstwa bez ceregieli ja fałszują, karmiąc konsumentów nafaszerowanym chemikaliami Scheissem, od czego ci nie tylko gwałtownie tyją, ale przy okazji nabawiają się różnych skomplikowanych schorzeń spowodowanych systematycznym spożywaniem trucizn zawartych w produktach spożywczych.

Na tym oczywiście nie koniec, bo jeszcze inni nie ufają lekarzom, podejrzewając ich o zmowę z koncernami farmaceutycznymi, na skutek czego faszerują oni swoich pacjentów prochami bez żadnej potrzeby ani umiaru - a nawet - o zimne morderstwa z chęci zysku, kiedy na przykład bez potrzeby kierują pacjenta na operację, po której ten niemal natychmiast umiera - ale szpital inkasuje zapłatę za zabieg i w kolejce ustawia następnego nieszczęśnika, wmawiając mu, że bez natychmiastowej operacji umrze. Jeszcze inni wreszcie nie mają zaufania nawet do... pogody, wypatrując na niebie smug chemtrailsów, to znaczy - jakichściś chemikaliów rozpylanych przez samoloty. Na ile te podejrzenia są uzasadnione, a na ile nie - to jedna sprawa - ale nawet gdyby uzasadnione nie były, to ich narastanie jest faktem politycznym.

Naturalnie nasi „młodzi, wykształceni”, co to wierzą we wszystko, w co wierzyć człowiekowi postępowemu wypada, w najlepszym razie wzruszą na te wszystkie wątpliwości ramionami, jeśli w ogóle nie wyśmieją ich jako przykładów paranoi spowodowanej wiarą w teorie spiskowe, ale z drugiej strony inżynier, wybitny specjalista w dziedzinie akustyki opowiada mi, jak to zrezygnował ze znakomitej oferty pracy, ponieważ zorientował się, że jej rezultaty doprowadziłyby do udoskonalenia urządzeń do porażania ludzi ultradźwiękami, co może prowadzić do trwałego uszkodzenia słuchu a nawet wzroku, na skutek zmian w gałce ocznej, a przy okazji wyjaśnia, że zagadkowe samobójstwa wielorybów są następstwem oddziaływania na te ssaki potężnych sonarów, służących do wykrywania łodzi podwodnych.

No a przecież całkiem niedawno policja w Polsce urządzenia do porażania ludzi dźwiękami właśnie sobie kupiła nie przejmując się nawet, że prawo nie przewidywało oddziaływania takimi urządzeniami na obywateli będących przecież suwerenami naszego demokratycznego państwa prawnego, którzy wybierają nie tylko Umiłowanych Przywódców drobniejszego płazu, ale nawet samego prezydenta, który później poucza ich, że muszą się przyzwyczaić do tego, iż są narodem zbrodniarzy wojennych. Jak możemy się domyślać, prawo zostało natychmiast dostosowane do policyjnych zakupów, co z kolei również w nas może wzbudzić podejrzenia, iż żyjemy w demokracji aranżowanej jak nie przez bezpieczniaków cywilnych, to przez bezpieczniaków wojskowych, albo nawet - przez policjantów, którzy - tylko patrzeć - jak zaczną nas pacyfikować, kiedy tylko przybędzie trochę więcej kryzysu. Wprawdzie maleńcy uczeni z „Gazety Wyborczej” przekonują nas, że żadnych spisków nie ma, że to wszystko naprawdę - ale przecież pamiętamy, że niech no tylko Rywin przyjdzie do Michnika, to zaraz pojawia się dyspensa na teorie spiskowe i nie tylko wolno, ale nawet trzeba wierzyć, że grupa trzymająca władzę zawiązała straszliwy spisek przeciwko spółce „Agora”.

Słuchając tedy opowieści świadczących o galopującej erozji zaufania, zastanawiam się, jaka też przyszłość czeka demokrację, skoro coraz większy odsetek ludu przestaje ufać nie tylko Umiłowanym Przywódcom, ale w ogóle - wszystkim dookoła? Jakie oparcie, jaką legitymizację przypiszą sobie rządy? Czy będą brnęły w podtrzymywanie rzeczywistości podstawionej przy pomocy monopolu edukacyjnego, agentury wpływu w mediach głównego nurtu i przemysłu rozrywkowego, produkującego coraz gorsze knoty z udziałem skorumpowanych beztalenci, czy też porzuci te wszystkie pozory, te wszystkie wybory Umiłowanych Przywódców i będą próbowali zmusić wszystkich, by ugięli się przed najbardziej prymitywnym narzędziem siły - przed pięścią i kijem? Oczywiście na razie nic niepokojącego się nie dzieje; słońce nad Los Angeles świeci jak gdyby nigdy nic, samochody uwijają się po czteropasmowych autostradach w jedną i drugą stronę - ale co z tego, skoro za zasłoną tego uspokajającego obrazu powoli umiera zaufanie?

za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2217 (kn)