Stanisław Michalkiewicz - Sodomici przeciwko wolności

Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie aż tak niepokoiliśmy się wyborami. Scena polityczna po wyborach w zasadzie się nie zmieniła; nadal zewnętrzne znamiona władzy będą spoczywały w drapieżnych rękach tych, którym Siły Wyższe powierzyły je jeszcze w Magdalence, a którzy w zależności od potrzeby etapu zmieniają partyjne szyldy, kiedy stare już się dostatecznie zużyją i spłowieją. Jedyną nowością na tym firmamencie jest Ruch Palikota, byłego gwiazdora Platformy Obywatelskiej, który w pewnej chwili ze sponsora pobożnego i konserwatywnego tygodnika „Ozon” stał się politycznym ramieniem Nergala, uchodzącego w wielu środowiskach za przedstawiciela Belzebuba na Polskę, a w każdym razie - na województwo pomorskie.

Zanim jednak to nastąpiło, Janusz Palikot został członkiem Komisji Trójstronnej, w której zasiadają osobistości o sporym ciężarze gatunkowym w światowej polityce. Co wśród nich robi Janusz Palikot, to znaczy - na jakiej zasadzie owe osobistości uznały, że ktoś taki może być ich kolegą - trudno zgadnąć. Rzecz w tym, że inne osobistości z Polski, które w Komisji Trójstronnej zasiadają, dość łatwo przypisać do wyraźnego klucza. Taka dajmy na to, pani Rapaczyńska, zasiada w Komisji z klucza, jak to mówią - korzennego, to znaczy z powodu korzeni, jakimi może się poszczycić, albo jak kto woli - wykazać. Ale już pan dr Olechowski, czy Marek Belka takich korzeni nie mają, podobnie jak Dariusz Rosati, czy Jerzy Baczyński, którzy w Komisji Trójstronnej też zasiadają. Ale pan dr Olechowski, podobnie jak prof. Belka, czy prof. Rosati mogą za to wylegitymować się pięknymi pseudonimami operacyjnymi, jakimi - zapewne „bez ich wiedzy i zgody” - obdarzyły ich PRL-owskie tajne służby.

„Zachodzim w um z Podgornym Kolą, co ciągnie go do naszych dam. Przecież to barachło i chłam. A może oni takie wolą?” - zastanawiała się w poemacie „Caryca i zwierciadło” Caryca Leonida nad skłonnością Henry Kissingera do sowieckich dam. Może - kto wie - ekscytuje się on również konfidentami? Zresztą nie musi to wcale wynikać z jakiejś wstydliwej skłonności. Obecność polskich konfidentów w Komisji Trójstronnej , podobnie jak w Klubie Bilderberg, stanowi przecież znakomitą poszlakę wskazującą, iż wszyscy poważni ludzie na świecie doskonale wiedzą, że rzeczywistą władzę w naszym nieszczęśliwym kraju sprawuje bezpieka, a nie żaden z naszych Umiłowanych Przywódców. To tylko „młodzi, wykształceni z wielkich miast” myślą, że z tymi wyborami to wszystko naprawdę.

Zresztą mniejsza z nimi, bo przecież chodzi o Janusza Palikota. A on na jakiej zasadzie tam trafił? Ani Żyd, ani konfident... chociaż - czego to ludzie nie gadają? No gadają, owszem - ale jakby tak słuchać, co ludzie gadają, to gdzie byśmy zaszli? Bo przecież na członkach Komisji Trójstronnej nie mogła chyba zrobić wrażenia fortuna Janusza Palikota. Z taką fortuną to może on zadawać szyku w naszym nieszczęśliwym kraju, ale dla tuzów z Komisji Trójstronnej to nie jest żaden cymes zwłaszcza, że podobno mecenas Roman Giertych jako pełnomocnik żony sporo piórek zdążył już z pawiego ogona powyskubywać. Zagadka to zatem niesłychana, podobnie jak udział pana red. Baczyńskiego, czy przewielebnego ojca Macieja Zięby, który... ach, mniejsza z tym. Są na świecie rzeczy, które nie śniły się filozofom i jedną z nich jest właśnie udział w Komisji Trójstronnej Janusza Palikota, który zresztą sam też jest filozofem, co prawda biłgorajskim, niemniej jednak dyplomowanym.

Więc Januszu Palikotu udało się w swoim Ruchu zgromadzić różne osobliwości, niekiedy tak wielkie, że dla niektórych trudno było nawet dobrać jakaś parę, stąd formacja ta może stać się pepinierą dla wszelkich możliwych sodomii i gomorii, podobnie jak pisma Emmanuela Kanta miały być prolegomeną do wszelkiej możliwej metafizyki. To może by nie było nic złego, bo zgromadzenie wszystkich sodomitów i gomorytek w jednym klubie parlamentarnym można by uznać za swego rodzaju czynność porządkującą, zwłaszcza, że sodomici ani gomorytki z zasady nie powinny się rozmnażać, chyba, że przez pączkowanie , więc pewnie dlatego spostrzegawczy i prawdziwie męski Leszek Miller pociesza się, że Ruch Palikota jest partią jednego sezonu.

Więc, jak powiadam, nawet podgarnięcie na kupkę tych wszystkich sodomitów i gomorytki nie byłoby takie złe, gdyby nie to, że zamierzają oni wykorzystać swoją chwilową pozycję w establischmencie do ograniczenia w naszym nieszczęśliwym kraju wolności słowa. Wynika to wyraźnie z deklaracji przywódcy nadwiślańskich sodomitów, pana Roberta Biedronia, że oprócz zwalczania bezrobocia chciałby się on w parlamencie zająć kryminalizacją „mowy nienawiści”, a więc - wprowadzeniem zakazu wszelkiej krytyki sodomitów i gomorytek pod rygorem odpowiedzialności przed niezawisłym sądem. Kto wie, może dzięki temu uda mu się, przynajmniej częściowo ograniczyć bezrobocie, skoro na przykład pozatrudnia bezrobotnych przy szpiegowaniu osób podejrzewanych o posługiwanie się „mową nienawiści”?

W ten oto sposób do tematów tabu, jakie już to na drodze ustawowej, już to na drodze orzecznictwa sądowego, albo pragmatyki policyjnej wprowadzono w naszym nieszczęśliwym kraju, a więc - kłamstwa oświęcimskiego, kłamstwa jedwabieńskiego, kłamstwa konfidenckiego, kłamstwa wałęsowskiego, kłamstwa michnikowskiego oraz terroryzmu stadionowego, dojdzie jeszcze jeden - w postaci zakazu sprzeciwiania się sodomitom, kto wie, czy nawet w sytuacji wskazującej na molestowanie?

Jak bowiem z swoim czasie oświecił mnie pan pewien pan redaktor, tolerancja w dzisiejszych czasach nie polega już na cierpliwym znoszeniu czegoś, czym się brzydzę, co uważam za szkodliwe czy niebezpieczne, ale w imię wyższych wartości, na przykład - miłości bliźniego, czy pokoju społecznego cierpliwie znoszę obecność takich zjawisk w życiu publicznym - oczywiście do momentu, dopóki taki obrzydliwiec nie zaczyna ograniczać mojej wolności wypowiadania na ten temat swojej opinii. Teraz jest rozkaz, że tolerancja polega na akceptacji, więc tylko patrzeć, jak w ślad za kryminalizacją „mowy nienawiści” pojawi się następna inicjatywa ustawodawcza zmuszająca wszystkich normalnych ludzi do wychwalania sodomitów i gomorytek, a każdego, kto się przed wygłaszaniem tych peanów migał, albo przynajmniej ociągał, wezmą w swoje obroty niezawisłe sądy. W takiej perspektywie ocena Ruchu Palikota musi być już znacznie surowsza. Okazuje się, że zasiadający w Komisji Trójstronnej biłgorajski filozof może znaleźć się w sytuacji ucznia czarnoksiężnika, który wyzwoli żywioły jeszcze bardziej demoniczne od Nergala, uchodzącego przecież za delegata Belzebuba na Polskę, a w każdym razie - na województwo pomorskie.

Stanisław Michalkiewicz

za:http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2229 (kn)