Wszyscy jesteśmy świrami

Ulubiony dziennikarz Donalda Tuska umieścił na okładce swojego tygodnika lidera opozycji w roli „świra”, bo prezes PiS-u nie wierzy Putinowi w sprawie Smoleńska. Niestety, paranoików jest u nas coraz więcej. Jedni mają halucynacje, nie widząc obiecanych autostrad. Inni – chorzy na hydrofobię – zamiast stadionu widzą Basen Narodowy. Chrematofobia, czyli strach przed pieniędzmi, prześladuje z kolei młodzież.

Pora sklasyfikować najniebezpieczniejsze choroby psychiczne panujące wśród Polaków, by mogli zostać oni poddani bezzwłocznej hospitalizacji.

Do psychiatryka za „obelżywy wymysł”

Diagnoza Pierwszego Psychiatry III RP Tomasza Lisa nawiązuje do najlepszych wzorów z kraju naszego Wielkiego Brata. Jego przywódca Nikita Chruszczow powiedział w przemówieniu opublikowanym w gazecie „Prawda” z 24 maja 1959 r.: „Można powiedzieć, że i obecnie (w ZSRR) istnieją ludzie, którzy walczą z komunizmem... ale u takich ludzi bez wątpienia stan psychiczny nie jest w normie”.

Po ogłoszeniu tej diagnozy przez Chruszczowa – podobne postulaty padają zresztą dzisiaj – przeciwko świrom użyto kodeksu karnego. W 1961 r. wśród czynów społecznie niebezpiecznych umieszczono w nim, obok zabójstw i gwałtów, „antyradziecką agitację i propagandę” oraz „rozpowszechnianie obelżywych wymysłów, szkalujących radziecki ustrój państwowy i społeczny”. Wydano też „Instrukcję o niezwłocznej hospitalizacji chorych psychicznie stanowiących powszechne niebezpieczeństwo”.

„Rozpowszechnianie obelżywych wymysłów” – czyż ten paragraf nie byłby idealny do użycia nie tylko wobec lidera opozycji, ale i Cezarego Gmyza oraz wszystkich dziennikarzy, którzy podpisali się po listem w jego obronie? Sytuacja dojrzewa do przyjęcia podobnych rozwiązań. Trafnie zdiagnozował ją Jacek Żakowski w „GW”: „Sensaci, histerycy, konfabulatorzy – paranoiczne umysły są wszędzie. Ale trwała wszechobecność tego rodzaju mózgów w centrum przestrzeni publicznej to polski fenomen, za który jako kraj płacimy dużą cenę”.

By ułatwić psychiatrom Lisowi i Żakowskiemu walkę z chorobami psychicznymi Polaków, postanowiliśmy sklasyfikować te, których obecność w życiu publicznym jest szczególnie niebezpieczna i „Newsweek” powinien poświęcić im kolejne okładki, a następnie wszcząć kampanię na rzecz przymusowej hospitalizacji chorych.

Stadion Narodowy, czyli hydrofobia

Hydrofobia to – jak opisują psychiatrzy – chorobliwy strach przed wodą, wodowstręt. Z wybuchem epidemii tej choroby psychicznej mieliśmy do czynienia w związku z przełożeniem meczu Polska–Anglia. Zapadły na nią miliony rodaków, nierzadko w biało-czerwonych szalikach, którym nie spodobało się, że – w wyniku naturalnych przecież zjawisk atmosferycznych – Stadion Narodowy zalała woda. Skrajnym objawem zapadnięcia na hydrofobię jest nazywanie – w wyniku omamów – największego sukcesu rządu Tuska Basenem Narodowym.

Stosunek zdrowego psychicznie człowieka do owego obiektu zdefiniował 29 lutego br. sam Tomasz Lis, stwierdzając: „Stadion Narodowy jest, cóż, piękny”.

Ubocznym skutkiem hydrofobii jest kwestionowanie – poetycko opisanego przez Lisa – piękna Stadionu Narodowego. Skrajnym przykładem popadnięcia w omamy są osobnicy twierdzący, że stadion estetyką przypomina plastikowe siatki, w których Ruscy przywozili towar na Stadion Dziesięciolecia.

Chrematofobia, czyli strach przed pieniędzmi


To jedna z najbardziej przerażających fobii nasilających się wśród Polaków, bo dotyczy często osób młodych. Zarzucają oni Tuskowi, że nie obniżył podatków. Faktu, że jest to nieprawda, dowodzi niezbicie przyznanie mu w 2010 r. nagrody za obniżenie podatków przez American Institute on Political and Economic Systems. Dowodem bezstronności instytutu jest to, że członkiem rady doradczej owego instytutu jest specjalista tej rangi, co Jan Krzysztof Bielecki. A jej laureatem był wcześniej sam Lech Wałęsa.

Kwestionowanie opinii takich autorytetów przez polską młodzież dowodzi jasno, że zaraziła się ona chrematofobią – znanym psychiatrii schorzeniem, polegającym na strachu przed pieniędzmi, które dzięki Tuskowi mogą zarobić.

Halucynacje szpitalne, szkolne i policyjne


Jeszcze częściej występują dziś wśród Polaków halucynacje. W ich wyniku kwestionują oni spełnienie przez Tuska obietnic z jego spotu: „Już wkrótce Polacy zaczną wracać z emigracji, bo praca tu będzie się opłacała. Będą nas leczyli dobrze zarabiający lekarze i pielęgniarki, dobrze zarabiający nauczyciele będą uczyli nasze dzieci, dobrze zarabiający policjanci będą dbali o nasze bezpieczeństwo. Przy polskich drogach wyrosną nowoczesne stadiony i pływalnie”.

Tusk zrobił nawet więcej: wyrosły nie tylko stadiony i pływalnie, ale i obiekty wspaniale łączące jedno z drugim, co daje wymierne oszczędności. Do kraju wrócili najlepsi Polacy, którzy za rządów PiS musieli emigrować, jak Henryk Stokłosa, Jan Kulczyk czy Ryszard Krauze. Doktor Ewa Kopacz to przykład świetnie zarabiającego lekarza – na dodatek podejmującego na ochotnika pracę szeregowego medyka w ciężkich dla narodu chwilach. Podobnie Krystyna Szumilas jest znakomicie zarabiającą nauczycielką, ale mimo bogactwa nie straciła z pola widzenia dobra uczniów, którzy dzięki niej nie muszą zaśmiecać sobie głowy niepotrzebnymi datami z historii najnowszej. Dobrze dzieje się też policjantom, szczególnie tym z najważniejszych jednostek – służących do walki z niebezpiecznymi dla spokojnych obywateli ulicznymi rozróbami. Nie tylko dobrze zarabiają, ale i są pod specjalną ochroną, jak funkcjonariusz oskarżany przez „faszystów” o katowanie demonstranta w czasie zeszłorocznego Marszu Niepodległości. Kto tych osiągnięć nie dostrzega, powinien być zgodnie z chruszczowowskim zaleceniem niezwłocznie hospitalizowany.

Złota paranoja

Kolejnym zatrważającym przykładem rozprzestrzeniania się chorób psychicznych są paranoje. Jak podkreślają psychiatrzy, urojenia paranoiczne są usystematyzowane, a w wyrażanych urojeniowo treściach występuje spójność.

Z wybuchem paranoicznych postaw mieliśmy do czynienia przy okazji afery Amber Gold. Z nieprzyjemnego faktu, że klienci parabanku stracili pieniądze, paranoicy wysnuli wnioski, że dookoła nich działa cały system spisków. Osoby takie twierdzą, że pomiędzy faktem, iż w liniach lotniczych będących własnością Amber Gold zatrudniony był syn premiera Michał Tusk, a tym, że właściciele Amber Gold mogli działać bezkarnie – dzięki ślepocie prokuratury i sądów – zachodzi jakiś związek.

Owi paranoicy utrzymują też, że prokuratura i sądy nie są w Polsce niezależne, a opanowane przez wywodzącą się z komunizmu mafię. Tę samą, której polityczną wypustką jest rząd Tuska. Twierdzą oni, że w sprawie Smoleńska prokuratura zachowywała się tak samo jak w sprawie Amber Gold. Czyli dyspozycyjnie. A wobec kogo? Tu dopiero na jaw wychodzi skala ich paranoi! Myślą oni, że to, iż prokuratura ma korzenie komunistyczne, może się wiązać z jej zależnością od Moskwy.

A stąd już tylko krok do głoszenia „obelżywych wymysłów”. Trafnie opisali je z czasach ZSRS psychiatrzy Pieczernikowa i Kosaczow z moskiewskiego Instytutu Władimira Serbskiego: „Skłonność do walki o prawdę i sprawiedliwość cechuje najczęściej osobowości o strukturze paranoidalnej”.

Piotr Lisiewicz

za: http://niezalezna.pl (kn)