Czy powstanie armia ateistów?

Z emerytowanym generałem Williamem „Jerrym” Boykinem, wiceprzewodniczącym Family Research Council, rozmawia Łukasz Sianożęcki

Przedstawiciele lewicowych organizacji spotykają się regularnie z urzędnikami Pentagonu, aby przedstawiać im swoją wizję amerykańskiej armii bez religii…

– Pentagon zwrócił się z prośbą o konsultacje do Mikeya Weinsteina, założyciela Fundacji Militarnej Wolności Religijnej (MRFF). Należy zwrócić uwagę, że jest to jadowicie antychrześcijańska organizacja, a celem owych konsultacji jest rozwiązanie „problemu chrześcijaństwa w armii”. Sam Weinstein z kolei w jednym ze swoich ostatnich artykułów nazwał chrześcijańskich ewangelików „fundamentalistycznymi potworami”. W związku z tym w tym samym piśmie radzi on, aby „dowódcy wszystkich szczebli za wszelką cenę unikali sytuacji, w których będą promować swoje prywatne przekonania religijne wobec swoich podwładnych lub wypowiadać się w sposób preferujący jakąkolwiek religię”. Także ostatnie wypowiedzi przedstawicieli administracji Obamy na temat osób wierzących wśród żołnierzy każą nam twierdzić, iż zagrożenie dla religii chrześcijańskiej w wojsku jest bardzo realne.

Czyli w przekonaniu tej organizacji wolność religijna oznacza zakaz funkcjonowania jakiejkolwiek religii?

– Pamięta pan takie stare powiedzenie: „W wojennych okopach nie ma ateistów”? Jeśli administracja Obamy będzie dalej kroczyła tą drogą, to w niedalekiej przyszłości w okopach po naszej stronie zostaną sami ateiści. Już dziś coraz częściej amerykańskim żołnierzom, marynarzom, lotnikom i Gwardii Narodowej mówi się, że nie mogą się dzielić swoją wiarą w Boga, którego znają z Biblii. Jeśli zaś mimo to tak robią, wówczas się ich karze, nakłada nagany, degraduje, a nawet stawia przed sądem wojskowym z zarzutem prozelityzmu. Dziś każdy, kto ma w sercu Boga, musi przeciwstawić się fali tych bezprecedensowych ataków.

Państwa organizacja jako pierwsza podjęła rękawicę…

– Tak. Zbieramy podpisy pod apelem do szefa Departamentu Obrony Chucka Hagela, aby powstrzymał ten niebezpieczny trend. Zebraliśmy już około 150 tysięcy podpisów naszych rodaków i to, co udało nam się już dziś wywalczyć, to zaprzestanie przez Pentagon publikowania rozlicznych, sprzecznych ze sobą oświadczeń w tej kwestii, które tylko i wyłącznie niszczyły wizerunek amerykańskiej armii na świecie. Wszystko, co złe w tej materii, zaczęło się w naszych siłach lotniczych, kiedy to ich dowództwo zakazało obnoszenia się ze swoją religią. Wówczas nie chodziło już o nawracanie kogokolwiek na swoją wiarę, gdyż to zgodnie z prawem jest w wojsku zakazane, lecz o zwyczajne ogłoszenie „ja jestem katolikiem, ja ewangelikiem etc.”. Na przykład w związku z tym zarządzeniem wszyscy oficerowie lotniczy musieli ze swoich biurek usunąć Biblię. Dziś wiemy, że to nieprzyjazne środowisko rozrasta się już poza siły lotnicze. Ostatnio odnotowaliśmy przypadek, że jednemu z oficerów straży przybrzeżnej zakazano podarowania Pisma Świętego żołnierzowi, który próbował popełnić samobójstwo.

Kiedy dokładnie zaobserwowaliście te niebezpieczne zmiany?

– To było w styczniu 2010 roku, kiedy Departament Obrony zakazał umieszczania na lornetkach i celownikach w karabinach odniesień i cytatów z Biblii. Potem poszło już z górki. W czerwcu 2011 roku Departament ds. Weteranów zakazał używania odniesień do Boga i Jezusa podczas uroczystości pogrzebowych na cmentarzu Narodowym w Arlington. Następnie zakazano w Akademii Lotniczej wykładania teorii wojny sprawiedliwej tylko dlatego, że opiera się ona na filozofii świętego Augustyna. Ponadto zakazano katolickim kapelanom odczytywania listów biskupich podczas Mszy Świętych. Takich przykładów są dziesiątki. Do najnowszych należy zaliczyć postawienie w jednym szeregu katolików i ewangelików z takimi organizacjami jak Al-Kaida czy Hamas przez jedno z biur wojskowych w Pensylwanii. Spotkanie członków Pentagonu z ludźmi takimi jak Weinstein, który będzie doradzał im, jak „uciszyć chrześcijan”, jest swoistym zwieńczeniem tej drogi.

Wygląda więc na to, że o Bogu w swoich szeregach żołnierze będą mogli już tylko szeptać. Czy taki był ostateczny cel lewackich aktywistów?

– O nie. Oni chcą znacznie więcej i nie będą zadowoleni z takiej sytuacji. Oni chcą postawienia przed sądem wojennym każdego, kto choćby wspomni, że jest chrześcijaninem. Do tego starają się wytworzyć atmosferę wrogości wobec ludzi wierzących, a słowa takie jak „ewangelizacja” czy „nawrócenie” traktują jako największe zagrożenie dla istnienia armii. Będą szli jeszcze dalej.

Dziękuję za rozmowę.

Łukasz Sianożęcki


za:www.naszdziennik.pl (kn)