O emerytowanym księdzu i jego słuchaczach, którzy nie chcieli modlitwy

4 lutego  Poleski Ośrodek Sztuki w Łodzi gościł znanego z mediów księdza W. Lemańskiego. Sala była wypełniona po brzegi - ok. 200 osób.  Spotkanie prowadziła  Anna Wacławik - Orpik, autorka książki o zaproszonym oraz  red. Konrad Borusiewicz. Na stole, przy którym siedział gość i osoby prowadzące stała lampa oświetlająca ich swoim światłem. Sala natomiast tonęła w mroku. Taka dość dziwna sceneria nadająca tajemniczości otwartemu  spotkaniu.



Ksiądz mówił monotonnie, relacjonował swoją ciężką drogę, jaką przyszło mu kroczyć, sprawując posługę w Kościele Katolickim w Polsce. Mówił o rozlicznych patologiach trawiących polski Kościół. Relacjonował swoje doświadczenia,  jako kapłana i jako duszpasterza. Opowiadał o przypadkach pedofilii, kradzieży, molestowania, zakłamania, bezduszności, homoseksualizmu  - o tym wszystkim, czego dowiedział się pełniąc służbę w Kościele. Podkreślał, że w Kościele Katolickim w Polsce nie są to pojedyncze przypadki, jak w innych grupach zawodowych, lecz jest to nagminne, a właściwie jest to …. normą.

Żalił się, że ciężko mu w życiu i gdyby nie ci ludzie , którzy , przychodzą na spotkania, bo  dowiedzieli się o nim z mediów,  mógłby się nawet załamać. Napiętnował złych  kapłanów, którzy odwrócili się od niego, nie pytając o samopoczucie i nie kontaktując się z nim. Jest tylko kilka wyjątków ( tutaj pozytywnie wypowiedział się o ks. Bonieckim, swoim towarzyszu niedoli).

/.../

Z sali padały liczne pytania, a gość odpowiadał na nie ze stoickim spokojem. Mówił miedzy innymi, że jest  tolerancyjny dla małżeństwa decydującego się na  zapłodnienie in vitro, bo jest to sprawa ich sumienia oraz  że nie widzi nic złego w ideologii gender i nie podziela stanowiska Episkopatu w tej sprawie.

Żal było tego księdza, że tak się musi borykać zupełnie niezrozumiany w swoim środowisku i  dla pocieszenia jeździ raz w miesiącu do obozu koncentracyjnego w Treblince, aby odwiedzić  miejsce na ziemi, gdzie  ludzie mieli gorzej od niego. Gdyby nie Gazeta Wyborcza i sprzyjające media , nikt by nawet o jego troskach i męczeństwie nie słyszał. Wspomniał, że nie zdawał sobie sprawy z tego, że po występach w środkach masowego przekazu stanie się osobą rozpoznawalną.

Zgromadzeni słuchali ks. Lemańskiego,  raz po raz nagradzając gromkimi brawami, gdy wymieniał z nazwiska swoich przeciwników z odpowiednio złośliwym komentarzem.

Te brawa i wierni jego poglądom zgromadzeni, najwyraźniej  pomagają przetrwać  księdzu doznane upokorzenia . Na spotkaniu czuło się emocjonalne więzi miedzy nimi i przemawiającym do nich kapłanem.


Pod koniec spotkania  jedna z kobiet poprosiła  wszystkich, aby powstali i pomodlili się za księdza Lemańskiego, by nie miał w życiu cały czas " pod górę". Na sali zawrzało. Padały stwierdzenia, że nie czas na modlitwę, że każdy modli się sam. Nie pomogło tłumaczenie, że wspólna modlitwa ma wielką moc. Publiczność była nieprzejednana, a sam ksiądz przywołał, jako przykład wspólnej modlitwy, Ojca Tadeusza i  Radio Maryja. Wywołało to ogólną wesołość.

Tu spotkanie uznano za zakończone.

***

Dziwni ci wierni, którzy odrzucają  modlitwę za kapłana. Dziwny to ksiądz, który w trudnych chwilach nie prosi o modlitwę, sam się nie chce do niej przyłączyć, a zamiast tego mówi zgodnie z oczekiwaniami zgromadzonych...



" Choćbym mówił językami ludzkimi i anielskimi,

a miłości bym nie miał,

byłbym miedzią dźwięczącą

lub cymbałem brzmiącym "

/ I list św. Pawła do Koryntian /



Alicja Jach



Całość artykułu na portalu Solidarni2010 pod adresem:
http://solidarni2010.pl/17753-relacja-z-pewnego-spotkania.html