Stanisław Michalkiewicz - Każdy pretekst dobry



U progu transformacji ustrojowej, kiedy już było jasne, że sowieciarze wycofają się ze środkowej Europy, w następstwie czego ustrój, jakiego świat nie widział, nie utrzyma się ani dnia dłużej, choćby dlatego, że nikt już nie da na to pieniędzy, tworząca najtwardsze jądro komunistycznej władzy wojskowa razwiedka weszła w apogeum środowiskowych przygotowań do zajęcia pozycji społecznej w nowym ustroju.

To, co można było rozkraść z majątku państwowego za pośrednictwem spółek nomenklaturowych, nie zaspokajało apetytów, toteż zmontowana została afera będąca „matką wszystkich afer”, a mianowicie Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Pod pretekstem wykupienia polskich długów razwiedka wyłudziła od państwa 1 miliard 700 milionów dolarów, z czego na wykupienie długów poszło tylko 60 milionów dolarów. Reszta została rozkradziona.

Komu tam spadły jakieś okruszki ze stołu pańskiego – trudno powiedzieć, ale właśnie od tego czasu wielu dotychczasowych biedaków zaczyna prowadzić życie dostatnie, a nawet hulaszcze. Jak powiadają wymowni Francuzi, „l’appétit vient en mangeant”, co się wykłada, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, toteż dojenie Rzeczypospolitej bynajmniej na tym się nie zakończyło.

Przeciwnie – dzięki naszej młodej demokracji okupujące państwo bezpieczniackie watahy zyskały możliwości, o jakich za komuny nie mogły nawet marzyć. Agentura uplasowana w konstytucyjnych organach dostarcza dla rozkradania państwa pozorów legalności, a jeśli pozory nie zostaną zachowane, to nad bezpieczeństwem dojenia czuwają niezależna prokuratura i niezawisłe sądy, zaś funkcjonariusze poprzebierani za dziennikarzy niezależnych mediów głównego nurtu starannie ukryją przed opinią publiczną wszelkie informacje, a jeśli nawet któraś wyjdzie na jaw, to natychmiast utonie w powodzi szumu informacyjnego i fałszywek produkowanych przez pierwszorzędnych fachowców.

Dzięki temu razwiedka może bezpiecznie żerować na tak zwanych „strategicznych” sektorach, uzasadniając dojenie Rzeczypospolitej, to znaczy podatników, np. koniecznością podtrzymania egzystencji „narodowego przewoźnika”, którego wyfutrowano już 400 milionami złotych, które w mgnieniu oka zniknęły niczym w czarnej dziurze, więc trzeba będzie wydoić podatników na następne 400 milionów. To tylko przykłady większych operacji, bo nasi okupanci nie gardzą również drobnymi kąskami w rodzaju 15 milionów dolarów, jakie CIA wypłaciła razwiedczykom za usługi kuplerskie i stanie na świecy w Kiejkutach, podczas gdy amerykańscy fachowcy oprawiali przywiezionych tam delikwentów.

No a teraz – kolejna okazja na co najmniej 300 milionów. Co najmniej – bo pewnie na 300 milionach się nie skończy. Oto na zwołanym 8 kwietnia posiedzeniu Rady Gabinetowej w sprawie Ukrainy rada w radę uradzono między innymi, że utworzony zostanie specjalny polsko-ukraiński fundusz wspierania małych i średnich przedsiębiorstw ukraińskich, który na to „wspieranie” przeznaczy na początek 300 milionów złotych. Znaczy – polscy podatnicy będą musieli składać się na ukraińskich biznesmenów.

Ciekawe, jakie będą kryteria tego „wspierania”, to znaczy – które „małe i średnie przedsiębiorstwa” na Ukrainie otrzymają forsę wydartą polskim podatnikom, a które nie. Podejrzewam, że selekcja będzie dokonywana według tego, czy tubylcza razwiedka ma w tych przedsiębiorstwach udziały, czy nie ma. Jeśli ma – no to dostaną, jeśli nie ma – to nie dostaną. Obawiam się, że te 300 milionów to zaledwie parva principia, czyli skromne początki, po pierwsze dlatego, że Ukrainie trzeba będzie pomagać i pomagać, po drugie dlatego, że jeśli można pod takim patetycznym pretekstem wydoić Rzeczpospolitą, to dlaczego niby się powstrzymywać, no a po trzecie dlatego, że takie, dajmy na to, 600 milionów jest lepsze niż 300, a 900 lepsze niż 600, nieprawdaż?

Stanisław Michalkiewicz

za:www.naszdziennik.pl/mysl-felieton/74224,kazdy-pretekst-dobry.html