Premier przestał kontrolować to, co się dzieje w kraju

Premier przestał kontrolować to, co się dzieje w kraju i powinien odejść. Zazdroszczę wam jednak zero-jedynkowej wizji świata: ze złym Tuskiem i walczącym o wolność słowa duetem Lisiecki-Latkowski


Wiem, wiem. Sylwester Latkowski po środowym wieczorze i groteskowej akcji Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, prokuratorów i policji jest bohaterem wolnych mediów, a Michał M. Lisiecki niemal świętym wydawcą. Zgadzam się, że trzeba stanąć w obronie „Wprost” po wydarzeniach wczorajszego wieczoru, że obojętnie kto stałby w miejscu autorów tygodnika, należałyby mu się solidarność środowiska dziennikarskiego i wzięcie w obronę.

Problemem jednak pozostają archiwa, które wciąż - jak na złość! - nie chcą płonąć. I pomijam tu nawet mafijną przeszłość Latkowskiego, którą krok po kroku ujawnia na łamach „wSieci” Andrzej R. Potocki.

CZYTAJ WIĘCEJ: „Rób z tymi dziewczynami, co chcesz - to były słowa Latkowskiego”. We „w Sieci” szokująca relacja jego byłego wspólnika. Czy ktoś taki może być naczelnym tygodnika? Ustawiać lekarzom sumienia? Jak nisko upadły media III RP?

Skupmy się na samych mediach. Pamiętają jeszcze państwo sprawę tekstu o Aleksandrze Kwaśniewskim, który napisał ówczesny dziennikarz „Wprost” Andrzej Stankiewicz? Relacja autora sprzed kilku miesięcy:

Wtedy zadzwonił do niego właściciel. Już znał tekst. Oświadczył, że nie ma czasu na wyjaśnienia, a jeśli naczelny nie ściągnie tekstu, to on sam przyjdzie do redakcji i zatrzyma druk. (…) Lisiecki oświadczył mi, że zawarł kilkadziesiąt ugód z politykami lewicy i z najpoważniejszymi biznesmenami w Polsce. Są to ugody z tajnymi załącznikami. Ale ich założenie jest proste: w zamian za wycofanie roszczeń albo zaniechanie bojkotu „Wprost”, Lisiecki zobowiązał się, że tygodnik nie będzie się zajmował ich „prywatnymi” sprawami, w tym majątkiem. Oznacza to, że można pisać o działalności publicznej Aleksandra Kwaśniewskiego czy Włodzimierza Cimoszewicza, ale już o ich pieniądzach nie można

— mówił Stankiewicz.

I dodawał:

Mam dla Lisieckiego propozycję: niech napisze nad winietą gazety, o kim we „Wprost” pisać nie można. Inaczej po prostu okłamuje Czytelników. (…) „Wprost” nie jest gazetą, która patrzy politykom na ręce i rzetelnie relacjonuje rzeczywistość. Możesz w niej pisać tylko pod warunkiem, że nie wkraczasz w obszary objęte ugodami wydawcy

— przekonywał.

Tak wygląda duet Latkowski-Lisiecki walczący dziś o wolność słowa. Wtedy jakoś nie było listów w obronie Stankiewicza. Pisaliśmy o tej sprawie w naszym portalu sporo. Odsyłam do tych tekstów, warto mieć je z tyłu głowy, gdy dziś redakcję „Wprost” - mocno powiązaną z środowiskiem Kwaśniewskiego - ustawia się w pierwszym szeregu walki o wolność słowa z reżimem Tuska. Proszę wybaczyć, ale jeśli mam wybierać między Latkowskim a Stankiewiczem, to bez chwili wahania wskażę tego drugiego.

CZYTAJ WIĘCEJ: UJAWNIAMY! Tekst o Kwaśniewskim „niezgodny z linią redakcyjną tygodnika”. „Wprost” zakneblowany ugodą z byłym prezydentem

CZYTAJ TAKŻE: Stankiewicz o kulisach odejścia z „Wprost”. „Mam dla Lisieckiego propozycję: niech napisze nad winietą gazety, o kim pisać nie można. Inaczej okłamuje Czytelników

Żeby nie było zbyt łatwo, dorzucę kilka kolejnych kamyczków: tygodnik „Wprost” hołubiący do granic możliwości Bronisława Komorowskiego, ginąca śmiercią naturalną sprawa majątku Kwaśniewskich, pojawiająca się w tle sprawa Azotów, wreszcie - jak pisał Stanisław Janecki -porachunki między Legią a Gwardią w służbach specjalnych. Dziś prezydent dał do zrozumienia w Łowiczu, że opowiada się za wcześniejszymi wyborami.

To wszystko trzeba mieć z tyłu głowy, ale nie da się nie postawić pytań o środową akcję ABW i innych instytucji aparatu państwa. Była ona w wielu wymiarach skandaliczna, w wielu też groteskowa. Pozostawiona teczka, szarpanina o laptopa, przepychanki z dziennikarzami… Celnie zauważył Piotr Skwieciński - gdyby ruchy związane z środowiskiem Palikota i Kwaśniewskiego miały większe poparcie, sprawa byłaby czysta i jasna.Chodziłoby o grę na zmianę rozdającego karty. W przypadku słabnących notowań palikociarni i SLD - pytania pozostają otwarte.

Głównym problemem w całej sprawie nie jest „policyjne państwo Tuska”, ani nawet skandaliczne rozmowy na linii Belka-Sienkiewicz, co do których pisałem już, że trzeba je wyjaśnić i pociągnąć rządzących do odpowiedzialności. Kłopot leży gdzie indziej.

Donald Tusk nie kontroluje tego, co się dzieje w państwie. Nie panuje nad służbami specjalnymi, jego ministrowie są szantażowani i manipulowani nagranymi rozmowami, a on sam nie jest w stanie szybko wyjaśnić tej sprawy. Stąd akcje ABW we „Wprost”, stąd panika i nerwowe ruchy. Kompletnie rozbite państwo Tuska jest dziś areną, gdzie hasają różni bohaterowie - ci z dobrej bajki, i ci ze złej. Dobrze pokazała to poranna konferencja.

CZYTAJ WIĘCEJ: Duże nerwy Tuska po awanturze we „Wprost”: „Nie podam się do dymisji! Apeluję o ujawnienie wszystkich materiałów z podsłuchów!” Sugeruje też wcześniejsze wybory…

Premier nie jest dziś w stanie kierować państwem. Już nawet nieważne, czy dobrze, czy źle - po prostu nie jest w stanie kontrolować tego, co się dzieje w kraju. Grozi to postępującą destabilizacją państwa, brakiem bezpieczeństwa dla jego najwyższych przedstawicieli, a co za tym idzie - także obywateli. To już jest koniec Tuska - być może premier dopiero jest nadgryziony, a jego rządy potrwają jeszcze jakiś czas, ale to de facto jego koniec. Nie był w stanie zapanować nad żywiołem. Ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że bierzemy udział, że jesteśmy aktorami w jakimś misternie napisanym scenariuszu. Kto go napisał, jaki ma cel i kto na tym wszystkim zyska to pytania, na które ciężko udzielić dziś jednoznacznej odpowiedzi.

Tusk nie jest bohaterem z mojej bajki, brak kontroli nad instytucjami państwa, służbami specjalnymi i całym tym chaosem jednoznacznie wskazuje, gdzie jest jego miejsce. Na pewno nie w fotelu premiera. Radość z tego typu „przewrotu” jest jednak naiwna. Zazdroszczę wam, panie i panowie - z lewa i prawa - zero-jedynkowej wizji świata.

autor: Marcin Fijołek

Dziennikarz wPolityce.pl i tygodnika "wSieci".

za:http://wpolityce.pl/polityka/201348-premier-przestal-kontrolowac-to-co-sie-dzieje-w-kraju-i-powinien-odejsc-zazdroszcze-wam-jednak-zero-jedynkowej-wizji-swiata-ze-zlym-tuskiem-i-walczacym-o-wolnosc-slowa-duetem-lisiecki-latkowski


***

Tusk kłamie!” Wojciech Sumliński komentuje wypowiedź premiera twierdzącego, że prokuratura zleca zadania ABW. Może być dokładnie odwrotnie


Podczas konferencji prasowej ze strony dziennikarzy padły zarzuty nadmiernej ekspresji i inicjatywy ze strony ABW. Tusk odparł, że ABW jest jedynie wykonawcą poleceń prokuratury.

Tymczasem za rządów Tuska zdarzały się precedensy, gdy to prokuratura była bezwolnym narzędziem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. I na dodatek stwierdził to sąd!

Chodzi o głośną kilka lat temu sprawę podsłuchiwania przez ABW trójki dziennikarzy: Wojciecha Sumlińskiego, Cezarego Gmyza oraz Bogdana Rymanowskiego.

Sprawa podsłuchiwania wyszła na jaw, gdy Agencja przekazała teksty nagrań ówczesnemu wiceszefowi ABW Jackowi Mące, który chciał wykorzystać je do procesu wytoczonego „Rzeczpospolitej“. W marcu 2010 r. sędzia Piotr Gonciarek z Sądu Rejonowego w Warszawie wydał orzeczenie, które powinno zatrząść posadami kraju. Jednak wówczas mainstream leżał u stóp Tuska.

Sędzia powiedział wówczas, że wbrew temu co orzekła prokuratura poznańska badająca nieprawidłowości w śledztwie prowadzonym przez prokuraturę warszawską w sprawie podsłuchiwanie przedstawicieli mediów to nie ABW pracowała na zlecenie prokuratury, ale prokuratura wykonywała polecenia Agencji. Jak wspomina Wojciech Sumliński sędzia użył bardzo barwnego opisu działań ABW i prokuratury.

ABW i prokuratura ma takie poszanowanie dla prawa w tej sprawie jak człowiek, który widzi na trawniku tabliczkę z napisem „zakaz wchodzenia na trawnik”, po czym wjeżdża na niego koparką i buduje sobie na nim ziemiankę

— opowiada Sumliński.

Sędzia powiedział także, że standardy obu instytucji przypominają to, co się dzieje na wschód od Polski.

Premier Donald Tusk po prostu kłamie mówiąc, że prokuratura zleca zadania ABW. Często jest odwrotnie.

Być może kiedyś się dowiemy jak odbywa się to obecnie w sprawie desperackich prób odnalezienia taśm z podsłuchanymi politykami PO: pies kręci ogonem, czy to jednak ogon kręci psem tak jak w przypadku przywołanej sprawy podsłuchiwania dziennikarzy.

Slaw

autor: Zespół wPolityce.pl

za: http://wpolityce.pl/polityka/201384-tusk-klamie-wojciech-sumlinski-komentuje-wypowiedz-premiera-twierdzacego-ze-prokuratura-zleca-zadania-abw-moze-byc-dokladnie-odwrotnie