Nowe „Pokłosie”

Inspiracją dla bohaterki filmu „Ida” była krwawa stalinowska prokurator Helena Wolińska, morderczyni m.in. gen. Fieldorfa „Nila”. Ale to niejedyny problem z nagradzanym obrazem Pawła Pawlikowskiego. Większym jest to, że Polacy są tam mordercami. O Niemcach znów nie ma ani słowa. Tak jak w zakłamanym „Pokłosiu”.

Przypomnijmy sprawę Jedwabnego, na podstawie której nakręcił swój kłamliwy film Władysław Pasikowski. W „Pokłosiu” pominął całkowicie niemiecką odpowiedzialność. M.in. to, że mord w Jedwabnem i pozostałych, okolicznych miejscowościach prawdopodobnie inspirował, ale nawet przeprowadził Herman Schaper. Któż to taki? Przecież nie polski sąsiad-morderca. To gestapowiec, który w czasie wojny kierował komandem w Ciechanowie, a następnie został oddelegowany na tereny okręgu Łomża.

Marszruta morderców

W materiałach Instytutu Pamięci Narodowej, któremu w 2002 r. udało się przesłuchać gestapowca w charakterze świadka, czytamy m.in.: „Herman Schaper powiedział, że latem 1941 r. dowodził komandem gestapo liczącym od 10 do 15 ludzi, które poruszało się samochodami osobowymi, a także motocyklami; zadaniem komanda było poszukiwanie agentów rosyjskich oraz zabezpieczanie dokumentów; w tym okresie był raz obecny przy rozstrzeliwaniu Żydów”.

Zasadniczych pytań dotyczących bezpośrednio zbrodni w Jedwabnem i okolicznych miejscowościach Schaperowi nie udało się już zadać. Powód? Były krwawy gestapowiec się zdenerwował. Wyciągnął z szuflady liczne zaświadczenia o złym stanie zdrowia. Z jednego wynikało, że w ogóle nie jest zdolny do składania zeznań. Obecny podczas przesłuchania lekarz stwierdził, że Schaper może zaraz (pytany o Jedwabne) dostać ataku serca lub wylewu.

Prawda o Schaperze jest jednak inna. Niemiecki historyk Thomas Urban, na podstawie ustaleń Sądu Okręgowego w Ludwigsburgu, mówił: „W tym okręgu [Łomża – TP] »akcję przeciwko Żydom« przeprowadziło Einsatzkomando SS Zichenau-Schrottersburg. Zichenau nazywali niemieccy okupanci miasto Ciechanów, Schrottersburg natomiast to Płock. Komando SS otrzymało rozkaz zapełnienia »próżni bezpieczeństwa policyjnego« w obszarze Łomży i przeprowadzenia »czystki«, jak to się mówiło w nazistowskim języku. Chodziło o wymordowanie żydowskiej ludności.

Marszruta morderców z SS latem 1941 r. daje się dobrze zrekonstruować zarówno na podstawie niemieckich dokumentów, jak też dzięki zeznaniom świadków: w końcu czerwca Wizna, 5 lipca Wąsosz, 7 lipca Radziłów, 10 lipca Jedwabne, w sierpniu (bez dokładnej daty) Łomża, około 22 sierpnia Tykocin, 4 września Rutki. Ponadto wymienione są »akcje żydowskie« w Zambrowie i Borkowie”.

„Tylko wykonywał rozkazy”

Udział Schapera w „akcjach przeciwko Żydom” potwierdzały też dokumenty znajdujące się w Izraelu i Polsce. W warszawskim archiwum MSW odnalazł je historyk Witold Pronobis.

Z wcześniejszych ustaleń wynikało, że Hermana Schapera widziano 7 lipca 1941 r. w Radziłowie w dniu pogromu Żydów. Chaja Finkelstein rozpoznała go na zdjęciach jako tego, który stojąc na rynku w Radziłowie „wydawał rozkazy innym gestapowcom, a także Polakom, którzy współpracowali z gestapo” i „robił wrażenie kierownika tej akcji”.

Niemcy prowadzili śledztwo przeciwko Schaperowi w latach 60. (umorzone „z braku dowodów winy”) i ponownie w latach 70. Thomas Urban: „Sąd w Giessen w Hesji stwierdził ostatecznie w »procesie gestapo« w roku 1976, że on oraz czterech innych członków komando SS Zichenau-Schrottersburg winni są współudziału w mordzie na Polakach i Żydach [...] Schaper został skazany na sześć lat. Jednak jego adwokat złożył rewizję i były Hauptsturmfuhrer SS pozostał na wolnej stopie, bo nie zachodziło przecież niebezpieczeństwo ucieczki. Adwokat argumentował, że Schaperowi nie można zarzucić nienawiści rasowej, bo twierdzi, że wśród jego przyjaciół miał kilku Żydów. A poza tym on tylko wykonywał rozkazy. Ta argumentacja pozwoliła Schaperowi i jego adwokatowi wygrać przed Trybunałem Federalnym w Karlsruhe”.

Potem gestapowiec Herman Schaper był już zbyt chory na osądzenie…

Aby wyglądało to na pogromy…

Zbrodnia na ok. 300 (a nie 1600, jak tego chciał autor „Sąsiadów” J.T. Gross) Żydach w Jedwabnem 10 lipca 1941 r. została dokonana z niemieckiej inspiracji. Jej wykonawcami było ok. 40 mieszkańców miasteczka i okolic (a nie cała polska społeczność) – takie były wyniki śledztwa IPN-u.

Dr Sławomir Radoń, ówczesny przewodniczący Kolegium IPN, oceniał, że feralnego dnia Niemcy nie tylko byli w Jedwabnem, ale było ich od kilkudziesięciu do około dwustu. Wykluczył przy tym możliwość, „żeby Niemcy, którzy bardzo rygorystycznie traktowali swoją władzę na terenach okupowanych, mogli pozwolić, by tego rodzaju działania dokonywały się bez ich inspiracji albo przyzwolenia”. Prof. Edmund Dmitrów z białostockiego IPN-u też nie miał wątpliwości: – Wydarzenia w Jedwabnem nie były możliwe bez niemieckiej akceptacji.

Z kolei prof. Tomasz Szarota w książce „U progu Zagłady. Zajścia antyżydowskie i pogromy w okupowanej Europie” pisze, że prowokowanie miejscowej ludności do tzw. akcji samooczyszczenia przez Einsatzkommanda nakazywali najbliżsi współpracownicy Hitlera. 29 czerwca 1941 r. szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) Reinhard Heidrich rozesłał do wszystkich szefów Einsatzgruppen dalekopis, w którym zalecał „inscenizowanie samooczyszczenia” na terenach okupowanych, tak aby wyglądało to na pogromy dokonywane spontanicznie przez miejscową ludność, która popiera niemiecką politykę eksterminacji ludności żydowskiej.

Szef SS i policji Heinrich Himmler 3 lipca 1941 r. rozesłał do wszystkich jednostek szyfrogram, w którym nakazywał prowokowanie pogromów na terenach okupowanych tak, aby wyglądało to na spontaniczną akcję miejscowej ludności, która popiera politykę niemiecką.

„Polscy kolaboranci, mordercy”

Mimo jednoznacznych ustaleń IPN-u i polskich naukowców w świat poszła zupełnie inna informacja. „New York Times” pisał: „Polacy mieli się dotąd wyłącznie za ofiary zbrodni zarówno nazistowskich, jak i sowieckich, nigdy zaś za sprawców. Historia, która zdarzyła się w regionie (Jedwabnego) po wycofaniu się wojsk radzieckich i przed wejściem Niemców, zachwiała tymi przekonaniami”. „NYT” dodawał jednak, że „liczni Żydzi w regionie Białegostoku sprzymierzyli się z Rosjanami, a po wyjściu Armii Czerwonej miejscowi Polacy, zachęcani przez Niemców, wzięli odwet”. Nowojorski dziennik cytował Michaela Schudricha, rabina Warszawy i Łodzi, który powiedział: „W debacie (o mordzie w Jedwabnem) Polska musiała sobie sama poradzić z własną duszą. Zdała ten sprawdzian”.

Najbardziej wpływowa organizacja żydowska – Światowy Kongres Żydów (WJC), apelowała do polskiego rządu o kontynuowanie badań nad „polskimi zbrodniami wobec Żydów, aby Polska i cały świat poznały w końcu prawdę”. Sekretarz tegoż kongresu dr Beker śledztwo nazwał „testem zbiorowej narodowej pamięci Polski”, a jego rezultaty „historycznym krokiem w międzynarodowej misji konfrontowania przeszłości z prawdą”. Napisał również: „Ponieważ Auschwitz symbolizuje nazistowskie panowanie w Polsce w okresie Holocaustu, umożliwiło to Polakom tłumienie pamięci i unikanie konfrontacji z rolą odgrywaną przez polskich kolaborantów, a czasami, jak w Jedwabnem, zwykłych morderców”.

Holocaust był straszniejszy

W komunikacie jerozolimskiego Instytutu Yad Vashem można było przeczytać: „Śledztwo polskiego Instytutu Pamięci Narodowej dowodzi, że masakry w Jedwabnem dopuścili się Polacy. Masakra ta należy do najbardziej przerażających, bowiem chodzi o mord (popełniony przez) sąsiadów, a zamordowani nawet znali ich osobiście po imieniu i nazwisku. To jeden z najbardziej przerażających aktów antysemityzmu w tamtych dniach. [...] Synowie polskiego narodu, aczkolwiek sami ofiary nazistowskiej agresji, w ten sposób stali się wykonawcami zbrodni”.

Historyk prof. Tomasz Strzembosz uznał zgłaszanie takich propozycji przez Instytut Yad Vashem za nietakt: „Zbrodnia była straszliwa i obciąża pewną grupę obywateli polskich, ale nie wszystkich mieszkańców Jedwabnego. Udział niemiecki jest również niewątpliwy i on czynił, że sprawstwo polskie było możliwe. Nie byłoby tego, gdyby nie Niemcy – mówił Strzembosz i przytaczał relacje świadczące o aktywnym udziale Niemców w zbrodni. Wynikało z nich np., że siłą zmuszali oni niektórych Polaków do pójścia na rynek, z którego potem musieli konwojować Żydów do stodoły”.

Podobne zdanie wyraził inny historyk, prof. Andrzej Paczkowski: „Nie tylko Polacy są winni mordu w Jedwabnem. Napis na pomniku w Jedwabnem, iż to oni dokonali mordu Żydów, odbiegałby daleko od rzeczywistości 10 lipca 1941 r. Uznanie, że było to jedno z najstraszniejszych wydarzeń antysemickich w dziejach drugiej wojny światowej jest grubą przesadą, bo Holocaust był niewątpliwie straszniejszym wydarzeniem”.

Dyskwalifikacja dla naukowca

Na zbrodnię w Jedwabnem nowe światło rzuciły dokumenty odnalezione w archiwum w Łomży, jednoznacznie wskazujące na niemieckie sprawstwo. Prawdziwy przełom przyniosła jednak wizyta dwóch historyków – Tomasza Strzembosza i Piotra Gontarczyka – w archiwum IPN. Zbadali dokumenty z 1949 r., z których korzystał J.T. Gross, ale ich wnioski były całkowicie odmienne od jego wniosków. Mord w Jedwabnem bez wątpienia był częścią niemieckiego planu eksterminacji Żydów, do którego naziści wykorzystali (na ogół pod przymusem) Polaków.

Od dłuższego czasu wiadomo było, że książka Grossa zawiera wiele warsztatowych uchybień, nieścisłości, przeinaczeń, półprawd, a wyciągane przez niego wnioski są grubo przesadzone. Nikt nie spodziewał się jednak, że „Sąsiedzi” są aż taką manipulacją, co powinno dyskwalifikować profesora New York University jako naukowca.

Prof. Tomasz Strzembosz napisał: „Im dłużej wczytywałem się w te akta, tym większe było moje zdumienie. Akta te bowiem, jeżeli je potraktować kompleksowo i poważnie mówią zupełnie coś innego, niż twierdzi prof. Gross, opierający się co prawda nie tylko na nich, ale głównie na nich”.

Co mówią osoby oskarżone o mord na jedwabieńskich Żydach, zeznające w trakcie śledztwa i procesu w 1949 r.? Wszyscy jednoznacznie wskazują na winę Niemców – jako inspiratorów, organizatorów i współsprawców (oprócz Polaków) zbrodni. Do takich samych wniosków doszedł sąd – oskarżeni działali pod wpływem niemieckiego terroru. Inni „wiarygodni” świadkowie Grossa (m.in. Szmul Wasersztajn), od których pochodzą najbardziej wstrząsające relacje, nie mogli widzieć tragedii, bo albo znajdowali się daleko od miejsca wydarzeń, albo w ogóle ich wówczas w Jedwabnem nie było. Żeby było ciekawiej – relacja Wasersztajna mówiła wyraźnie, że rozkaz „zniszczenia wszystkich Żydów” wydali Niemcy. We wnioskach Gross pominął jednak ten fakt.

Bez słowa „przepraszam”

„Poważny” profesor Gross nie zamierzał przepraszać oskarżonego przez siebie społeczeństwa polskiego. Również za to, na co zwracali uwagę historycy, że wyjaśnienia mordu w Jedwabnem i okolicy należy szukać także w stosunku części Żydów do Polaków pod okupacją sowiecką, że był to odwet za kolaborację Żydów z Sowietami. We wrześniu 1939 r., jeszcze przed wejściem Armii Czerwonej na tereny tzw. Białorusi Zachodniej, Polacy toczyli regularne walki z żydowsko-białoruską rebelią w wielu miejscach na Grodzieńszczyźnie – w powiecie wołkowyskim, słonimskim, na Polesiu, tam, gdzie stacjonowały jeszcze oddziały polskie.

Gross nie musiał również przepraszać Kazimierza Laudańskiego za pomówienie jego ojca – Czesława: „Po powrocie z sowieckiego więzienia ojciec był ciężko chory i leżał w łóżku”. Gross na to: „Owego feralnego 10 lipca najwyraźniej jednak wstał z łoża boleści i pognał pod stodołę”. Przepraszać musieliśmy my, społeczeństwo. Choć nie do końca za nasze winy.

***
Z przykrością stwierdzam, że film „Ida”, kandydat do Oscara, mimo swoich walorów artystycznych, nawiązuje w swoim antypolskim wydźwięku do twórczości J.T. Grossa i filmu „Pokłosie”. W „Idzie” polscy sąsiedzi też mordują Żydów dla niskich, materialnych korzyści. Przekaz jest czytelny: Polska nie była okupowana, to nie Niemcy dokonali zagłady Polaków i Żydów. Mordowali Polacy, którzy nie byli ofiarami, tylko katami.

Tadeusz Płużański.

Publicysta polityczny i historyczny, prezes Fundacji „Łączka”, właśnie ukazała się jego najnowsza książka „Moje spotkania z bestiami”.    

za:niezalezna.pl/63018-nowe-poklosie