"Tygodnika Powszechnego" laurka dla Jerzego Urbana

Żadnych trudnych pytań, żadnego niepokojenia starszego pana, któremu drżą dłonie... Żadnego wspomnienia o złu, jakie wyrządził... Tak wygląda materiał „Tygodnika Powszechnego” o Jerzym Urbanie...

W ostatnim numerze „Tygodnika Powszechnego”, pisma kierowanego do katolickiej inteligencji, znajdziemy zaskakujący materiał, poświęcony... Jerzemu Urbanowi. Zaskakująca jest może nie tyle próba stworzenia sylwetki, przeplatanej rozmową z Goebbelsem stanu wojennego, co sposób, w jaki został on przedstawiony na łamach katolickiego niby pisma. Paweł Reszka na pięciu (sic!) stronach numeru kreśli coś bardziej przypominającego słodką laurkę, aniżeli oddającego gorzką rzeczywistość, jaka stała się udziałem tej postaci.

Tekst zaczyna się od ubolewania nad tym, że nazwisko Urbana służy w dzisiejszej Polsce jako epitet. „To moim nazwiskiem grają. Moje nazwisko jest jak g... Ma się przylepić do postaci, którą się zwalcza” - mówi minister propagandy PRL.

Autor „Tygodnika Powszechnego” ciepło opowiada o starzejącym się Urbanie. Ze szczegółami opisuje jego „elegancki” gabinet, w którym Urban wydaje się on „malutki”. Zauważa, że kawę pije maleńkimi łyczkami, bo trzęsą mu się dłonie. Z rozrzewnieniem wspomina, że ostatni raz spotkał się z Urbanem 11 lat temu, kiedy ten po występie przed komisją śledzą ws. afery Rywina był „pełen wigoru i sił”.

Celem tekstu w „Tygodniku Powszechnym” wydaje się być zajrzenie „w głąb” Goebbelsa stanu wojennego, próba odczytania tego, co znajduje się pod pancerzem „człowieka, którego wszyscy kochają nienawidzić”. W artykule znajdziemy liczne wzmianki o luksusie, w jaki opływa Urban. Bo „woli być bydlakiem z wywalonym językiem i butlą szampana niż kimś, kto wymienił bystrych przyjaciół na tępawych generałów”.

Dalej kreślenie sylwetki Urbana (przeplatane rozmową z nim) schodzi na opis dziennikarskiego kunsztu ministra propagandy PRL. Sam Urban, wedle relacji autora jest inny, kiedy o tym mowa. Reszka pisze o Urbanie z tamtych czasów: „Świetny publicysta, który chętnie stawał okoniem: nie pękał przed władzą, nieraz na niego wściekłą i zakazującą drukować”.

Jeśli padają jakieś pytania, o – delikatnie mówiąc kontrowersyjną – twórczość Urbana, to raczej o to, z których tekstów jest najbardziej zadowolony. Zaraz pada też komplement: „Niektóre kawałki były przednie” oraz wyrazy uznania dla reportaży wcieleniowych, które wywoływały prawdziwe burze.

W międzyczasie Urban zapala papierosa Davidoff i przestają mu się trząść dłonie. „Za to cały znów trzęsie ze śmiechu” na wspomnienie swoich błyskotliwych tekstów. Dalej Reszka serwuje czytelnikom „TP” duże passusy, opisujące co ciekawsze i głośniejsze artykuły Urbana. Zaznacza też, że minister propagandy PRL „przyjaźnił się z najlepszymi”, wśród których wymienia Hannę Krall czy Ryszarda Kapuścińskiego (razem pili wódkę, wzajemnie redagowali swoje teksty). „Moglibyśmy tak jeszcze o całej plejadzie ważnych reporterów i publicystów z czasów PRL – sam miał jedno z najostrzejszych piór i należał do czołowych dziennikarzy tamtej Polski” - puentuje Reszka.

Ciekawie(?) robi się również przy okazji wspomnień o gen. Wojciechu Jaruzelskim, który zdaniem Urbana uprawiał „marzycielsko nieporadną” politykę. „To był bardzo uroczy człowiek. Nie miał wiedzy w żadnej dziedzinie poza wojskiem, a jednocześnie wnikliwie chwytał istotę rzeczy” - relacjonuje Goebbels stanu wojennego, na co Reszka przymilnie zauważa: „Lubił pan iść pod prąd, ale w latach '80 pod prąd coraz częściej oznaczało klaskanie władzy”. Urban przekonuje jednak, że to „było ciągle pod prąd, tym razem środowiskowo”.

Minister propagandy PRL z rozrzewnieniem wspomina okres, kiedy był rzecznikiem rządu. „To było fascynujące, bo człowiek zajmuje się ważnymi sprawami od świtu do zmroku, albo wydaje mu się, że to ważne sprawy”. Kiedy ta władza się kończy, konstatuje gorzko Urban, życie sprowadza się do podejmowania decyzji, czy gosposia ma zrobić na obiad rosół albo befsztyk.

Autor „TP”, opisując życie Urbana, przeplatając je rozmówkami z nim zgrabnie unika trudnych tematów. Zasłona milczenia spowija te wszystkie okropności, które wypisywał i robił Goebbels stanu wojennego (który przecież zasłużył na to miano nie bez przypadku). Wątek ks. Jerzego Popiełuszki pojawia się tylko raz i to na bardzo krótko, kiedy Reszka pyta Urbana o tekst „Sense nienawiści” z 1984 roku. „Nie mam sobie nic do zarzucenia. Nie można przewidzieć, że kogoś zabiją. Popiełuszko wygłaszał polityczne kazania, a ja z nimi polemizowałem. Uważałem, że mam prawo” - próbuje uciąć Urban. Co na to Reszka? Zero jakiejkolwiek reakcji, wyłącznie tyle, że ludzie pamiętają Urbanowi ten tekst i jest to jeden z jego „najsłynniejszych” felietonów...

Kwestia wyjątkowego chamstwa i prostactwa, jakimi epatował Urban w swoich tekstach pojawia się również tylko raz, kiedy Reszka wspomina tekst „Obwoźne sado-maso” z 2002 roku. Autor zwracał się do papieża Jana Pawła II: „Choruj z godnością, gasnący starcze, albo kończ waść, wstydu oszczędź”. Jedyne pytanie, jakie zadaje w tym momencie autor „TP” brzmi: „Ale był pan z felietonu zadowolony, niezależnie od rozgłosu?”...

Na koniec rozmówcy pochylają się raz jeszcze nad postacią gen. Jaruzelskiego. Urban, który odwiedzał go w szpitalu, wspomina, że na korytarzu byli dwaj księża, na sali obrazek Matki Boskiej. Jaruzelski, który przed śmiercią nawrócił się na wiarę chrześcijańską, miał mu się żalić, że „polują na jego duszę”.

Autor „TP” po raz ostatni opisuje luksusy, w które obrósł Urban. Codziennie pływa przez pół godziny w swoim krytym basenie. „Zatrudnia dużo służby: kierowcę, wartowników, sekretarki, dwie gosposie. Mieszka w Konstancinie, do pracy wożą go jaguarem...”. Dla Reszki to opis życia „starego zapomnianego człowieka” (jakże to chwyta za serce!), który jest „postacią zapomnianą, epitetem”. Na koniec ckliwe spojrzenie na Urbana, który „walczy z drżącymi rękami”, nalewając sobie wody do picia...

Tak wygląda obszerny (5 stron) materiał w „Tygodniku Powszechnym” o wyjątkowo mrocznej postaci z kart polskiej historii. Żadnych trudnych pytań, żadnego niepokojenia pana, któremu drżą dłonie. Brak jakichkolwiek choćby wzmianek o jego ciemnych „zasługach”, o złu jakie wyrządził... Zastanawiające jest to, czemu „TP” wplótł wypowiedzi Urbana w tekst, będący laurką dla jego publicystyczno-dziennikarskich dokonań. Czyżby redakcja wstydziła się zrobienia takiego wywiadu? Może głupio wyglądałoby „Jerzy Urban dla Tygodnika Powszechnego”? Ciekawe jest również to, że taką niestosowność ze strony katolickiego pisma całkiem przemilczały inne media. Fakt ten odnotował wyłącznie portal Wpolityce.pl, zniesmaczony obrazem „starszego pana, po przejściach, z niejednoznacznym życiorysem, od którego można się sporo nauczyć”, jaki zafundował czytelnikom „TP”...

za: http://www.fronda.pl/a/tygodnika-powszechnego-laurka-dla-jerzego-urbana,46157.html