Publikacje polecane

Dwa komitety, dwie wizje Polski

Sławomir Nowak był łaskaw oświadczyć, że w kampanii wyborczej spotkają się ze sobą dwie Polski: ta jasna, oświecona, i ta ciemna, "moherowa". Podział to nie nowy, żyje w polskiej sferze medialnej od co najmniej kilkunastu lat, głoszony niezmiennie przez te same jasne umysły. Idąc zapewne za tym światłym wskazaniem, Andrzej Wajda na historycznym już łazienkowskim spotkaniu komitetu honorowego na rzecz prezydentury Bronisława Komorowskiego ogłosił stan wojny w kraju, mając na myśli bój między duchami jasności a oszołomstwem.

Jak rozumiem, komitet honorowy powstaje nie tylko dlatego, aby bezinteresownie wspierać kogoś lub coś, ale także składa się z ludzi godnych i honorowych. Być może jest inaczej, tzn. po stronie wspierającej Bronisława Komorowskiego stwarza się, metodą faktów dokonanych, nową definicję honoru. Być może dlatego nie rozumiem, jak ktoś uważający się (i uważany) za luminarza sztuki może jawnie rozmijać się z prawdą, zarzucając hierarsze przemyskiemu, jakoby "żałował", że samolot Tu-154M nie rozbił się 7 kwietnia? Zarzucać komuś słowa, które nigdy z żadnej ambony nie padły, i nawet nie potrudzić się o przeproszenie... Jak może sędziwy człowiek Władysław Bartoszewski, pieniąc się za złości, wymyślać kontrkandydatowi w wyborach prezydenckich od "hodowcy zwierząt futerkowych"? Zapewne w myśl neodefinicji "autorytetów" z PO tak właśnie w praktyce ma wyglądać zachowanie honorowe. Po prostu pani Małgorzata Kidawa-Błońska musi tylko wyjaśnić oszołomstwu, że "profesor Bartoszewski, odkąd słucham jego wystąpień, mówi bardzo barwnym językiem, używa zaskakujących, oryginalnych porównań", i dorzucić: "nie widzę żadnej agresji". No cóż - chciałoby się powiedzieć - jaki kandydat, taki komitet honorowy. Jakoś nie odczuwam żalu, że od tego komitetu bije taki blask - bo to i dwoje noblistów, spore gremium aktorów - Wojciech Pszoniak i Daniel Olbrychski, Andrzej Chyra i sędziwa Danuta Szaflarska, Andrzej Seweryn, Janusz Gajos, i reżyserzy - Izabella Cywińska, Feliks Falk, Janusz Morgenstern, Agnieszka Holland, Jerzy Skolimowski, są nawet tuzy sportu jak Robert Korzeniowski, warszawsko-nowojorski pisarz Janusz Głowacki, a z muzyków Krzysztof Penderecki i Zbigniew Preisner. Nie wszystko złoto, co się świeci, tombak też błyszczy. Co nie zmienia faktu, że w tych wyborach staną rzeczywiście przeciw sobie dwie wizje Polski. Ta pierwsza, realizowana od ponad dwu lat: kraj nie-rządu, którego władza troszczy się przede wszystkim o słupki sondaży i swój dobry image u sąsiadów ze Wschodu i z Zachodu. I ta druga, obudzona po 10 kwietnia na nowo, Polska, która chce być suwerennym, dbałym o własne interesy, rządzonym rozumnie krajem.
PO i jej akolici starają się wmówić Polakom, tym, którzy stali przez wiele godzin przed Pałacem Prezydenckim w kwietniu 2010 r., którzy przejrzeli się we własnym, nowym "Polaków portrecie własnym", w filmie "Solidarni 2010", że ta druga wizja to "mohery", zaścianek, że nie stoją za nią artyści, inteligencja. Komitety poparcia dla kandydatury Jarosława Kaczyńskiego powstają jak kraj długi i szeroki - w Warszawie, w Krakowie, w Poznaniu, Wrocławiu, Łodzi, Lublinie, Elblągu, Częstochowie, Białymstoku, na Podkarpaciu, Podhalu, poparcia udzielił Jarosławowi Kaczyńskiemu NSZZ "Solidarność", poparła go Polonia z wielu krajów świata. Listy są długie i wymowne, nie tylko dlatego, że znalazły się na nich prominentne postaci polskiego życia naukowego i artystycznego. Także dlatego, że obok wielkich artystów są tam nazwiska zwykłych ludzi: pielęgniarek, studentów, lekarzy, nauczycieli, prawników, działaczy samorządowych i licznych opozycjonistów, emerytów i przedsiębiorców. Te komitety honorowe liczą dziś z pewnością kilka tysięcy osób. Jeśli ktoś głodny wielkich nazwisk, służę (i z góry przepraszam niewymienionych). Na liście warszawskiego komitetu są: Tomasz Burek, Anna Chodakowska, Maciej Dejczer, Ewa Bem, prof. Krzysztof Dybciak, Halina Frąckowiak, Janusz Kapusta, Antoni Krauze, Michał Lorenc (jego muzyki słuchaliśmy w czasie żałoby), Bernard Ładysz, Halina Łabonarska, Katarzyna Łaniewska, Włodzimierz Nahorny, Marek Nowakowski, Jan Pietrzak, Karol Radziwonowicz, Rafał Wieczyński, Wanda Warska, Jerzy Zelnik. W Krakowie: profesorowie - Leszek Bednarczuk, Rafał Broda, Zbigniew Chłap, Urszula Dąmbska-Prokop, Jan Prokop, Andrzej Nowak, Maria Dzielska, Zdzisław Smorąg, Zdzisław Ryn, Wiesław Paweł Szymański, Maciej Urbanowski, i twórcy: Adam Bujak, Leszek Długosz, Leszek Elektorowicz, Marian Gołogórski, Stanisław Markowski, Krzysztof Koehler, Zbigniew Święch. W Trójmieście: Maria Fieldorf-Czarska, Joanna Duda-Gwiazda, Ewa Kubasiewicz-Houée (najdłuższy wyrok w stanie wojennym - 10 lat!), Jan Kelus, Halina Słojewska, kpt. ż.w. Zbigniew Sulatycki, Alojzy Szablewski, pierwszy szef gdańskiej "Solidarności", poeta Wojciech Wencel. Lista poznańska obok wrocławskiej to kilkadziesiąt nazwisk wybitnych profesorów różnych dziedzin nauki, od fizyki kwantowej, medycyny, chemii, biologii po humanistykę. W Łodzi są to m.in.: Robert Gliński, rektor "filmówki", Grzegorz Królikiewicz, Teresa May-Czyżewska, Zdzisław Szostak, Piotr Zarębski, a także "wielka szabla" Polski - Wojciech Zabłocki, olimpijczyk Tadeusz Mytnik. I żeby zamknąć tę wyliczankę muzycznym akordem z Katowic - Wojciech Kilar.
Taka to więc jest ta "druga Polska", takie są jej "oszołomy". Jeśli już mam polegać w sprawie wyborów na autorytetach, a nie na własnym rozeznaniu sytuacji, niby dlaczego miałabym uznać za autorytet aktora, który stwierdził niedawno, że pod koniec XVIII w. zebrały się trzy normalne kraje i rozebrały Polskę, a nie tę rzeszę cytowanych wyżej ludzi z komitetów Jarosława Kaczyńskiego, którzy w niczym nie uchybili kontrkandydatowi, honorowi własnemu ani godności Polaka? Dlaczego miałabym pójść za wskazaniem kogoś, kto nie zna nawet imienia popieranego kandydata? W imię zgody powszechnej, stosownie przedefinowanej przez sztabowców i akolitów PO, jako monopartyjne rządy "światłych" nad "ciemnymi"?
Dr Elżbieta Morawiec

Elżbieta Morawiec - krytyk teatralny i literacki, redaktor dwumiesięcznika "Arcana". Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.

za: NDz z 27.05.2010 (kn)