Publikacje polecane

Tomasz Terlikowski - Panie Bartoś, odczep się Pan od Kościoła

Tak krótko i jednoznacznie mam ochotę skomentować wypociny byłego dominikanina, które dziś zamieścił „Newsweek”. Zakonnik, który złamał dane Bogu i ludziom słowo, zdecydował się tym razem zająć spowiedzią dzieci przed Pierwszą Komunią Świętą. I zajął się nią we właściwy sobie, histeryczny i sfrustrowany sposób, który – nie wiedzieć czemu – uchodzi wśród dziennikarzy za dowodzący wielkiej wiedzy i ogromnego otwarcia.
A oto kilka próbek „twórczości teologicznej”, a w zasadzie pseudopsychologicznego bełkotu profesora Bartosia.
Zaczyna się od opisu przygotowania do spowiedzi, który ma wstrząsnąć rodzicami. A dowiadujemy się z niego, że dzieci „mają się zastanowić czy szanują rodziców, a więc czy są posłuszne matce i ojcu, czy  nie zapominają o Bogu, a więc czy odmawiają pacierz rano i wieczorem, czy przechodząc obok kościoła, robią znak krzyża? Czy nie śmieją się z kolegów i koleżanek” – oskarżycielskim tonem oznajmia Bartoś. I to ma już zmrozić serca i sumienia rodziców… Mojego nie mrozi, choć moja córka (pierwsza) już za rok do komunii świętej i spowiedzi pójdzie. I dowie się, że trzeba robić rachunek sumienia, a nawet (o zgrozo), że rodziców trzeba szanować.
A dalej jest tylko mocniej. „Cały ten proces sprawia, że dziecko dowiaduje się od normatywnego dla niego otoczenia, że jest brudne i złe (…) W ten sposób dokonuje się  traumatyzująca inicjacja, głęboko osiadająca w psychice, bo oddziałująca na ośrodki w starej części mózgu, odpowiedzialnej za warstwy odruchowe: gwałtowny lęk, agresję, popęd seksualny (…) Lęk religijny, silny i niemożliwy do opanowania, towarzyszy dorosłym już ludziom aż do starości. I nigdy ich nie opuszcza. (…) Dla Kościoła – świadomie lub nie – jest to najskuteczniejsza, wymagająca najmniej nakładów forma utrzymanie na całe życie aktywności religijnej wyznawców, którzy bez możliwości wyrażenia swojej woli, zostają uzależnieni od religii osadzonej na pierwotnym instynkcie – lęku” – przekonuje Bartoś, by zaapelować.
„Przedstawiony tu opis prowadzi prostą drogą do wniosku, że pierwsza spowiedź w ta wczesnym okresie życia, jest okrutną przemocą rodziców i przedstawicieli Kościoła wobec bezbronnego dziecka. Jest rodzajem wulgarnego gwałtu na psychice osoby niezdolnej do obrony. Stąd mój apel – rodzice, ratujcie dzieci. Nie pozwalajcie na taką przemoc wobec waszych małych córek i synów. Domagajcie się zaprzestania zwyczaju pierwszej spowiedzi świętej. Obudźcie się, weźcie odważnie sprawy w swoje ręce”.
Resztę tekstu miłościwie pominę. Jest tam o „kompulsywnym warunkowaniu”, które jest głęboko niemoralne, jest o tym, że oddając dzieci Kościołowi wcale nie oddajemy ich w dobre ręce, a na koniec mamy kilka uwag o odwadze Bartosia, który naraża się pisząc taki tekst na niechęć innych duchownych. Ale on da sobie radę, bo „ma lat czterdzieści, a nie osiem” (swoją drogą czytając ten tekst można odnieść wrażenie, że ojciec Bartoś ma lat sześć, a nie czterdzieści, bo tak – jak on – na własne błędy reaguje moja córka, która zawsze uważa, że jak zbije wazon, to winien jest wazon, bo stał w nieodpowiednim miejscu, a z prof. Bartosiem jest jakoś podobnie, bo za to, że on złamał dane Bogu słowo, winien jest Kościół, z Panem Bogiem do spółki).
I w zasadzie nie byłoby czego komentować, bowiem cały ten tekst jest jednym wielkim usprawiedliwieniem decyzji życiowych byłego dominikanina, gdyby nie fakt, że swoim pisaniem filozof ten robi wodę z mózgu zwykłym ludziom. Apeluje do nich o odrzucenie ważnego sakramentu (niestety odrzuconego już w znaczącym stopniu na Zachodzie Europy), opisuje Kościół, teologię i życie w Kościele językiem kompletnie nieadekwatnym i nie mającym nic wspólnego z rzeczywistością. A robi to po to, by jak najwięcej ludzi popełniło jego błąd i odrzuciło Kościół, narażając swoje życie wieczne.
Dlatego apeluję do Pana Bartosia: Drogi Panie, odczep się Pan od Kościoła! Rób Pan ze swoim życiem (także wiecznym), co chcesz, ale nie niszcz wiary innych! Nie niszcz pięknego zwyczaju pierwszej komunii i pierwszej spowiedzi. Zwyczaju, który jest głęboko wychowawczy. A piszę to, jako ojciec czwórki dzieci, z których jedno już w przyszłym roku będzie u pierwszej komunii. I daj Boże, żeby w trakcie przygotowania do niej, dowiedziało się, czym jest grzech, jak dotknął je grzech pierworodny, i że jest Miłość, która jej grzech może zmyć! Tą Miłością jest Jezus Chrystus. On ma moc zmienić nasze życie, także życie Tadeusza Bartosia. A Pan, Panie Tadeuszu, musi w to tylko uwierzyć. Pojednanie jest o wiele lepszą drogą leczenia własnych frustracji niż sianie nienawiści do Kościoła.
Komentarze:
Kiedy popełniamy jakiś paskudny czyn, podejmujemy decyzje, nie do końca zgodne z naszym sumieniem możemy albo: bić się w piersi, przeżyć ekspiację, żałować, albo... "dorabiać ideologię do zboczenia". To dlatego np. Fakty i Mity - na exkapłanach "stoją". Ten sam mechanizm działa i tutaj. To symptomatyczne. Pan Bartoś zaś, skoro jest takim znawcą psychologii, powinien sobie z tego zdawać sprawę. I nie wiadomo, czy jego wiara dziecinna z takimi lękami i skojarzeniami z gwałtami była sprzężona, (co imputuje dzieciom) - to wtedy Bogu trzeba dziękować, że zrezygnował z kapłaństwa, bo szkód narobiłby jeszcze więcej - czy sobie tak dywaguje. Jedno i drugie godne pożałowania. W sumie współczuję mu.
Sumienie go gryzie. W innym przypadku po "wyswobodzeniu" się od Kościoła przestałby się nim zajmować. Widać nie może spać po nocach. Albo też nikt nie chce go zatrudnić jako fachowca w jakiejkolwiek dziedzinie i musi dorabiać artykułami, które mógłby zamieszczać równie dobrze w "Faktach i Mitach" lub "Obleśnych Nowinkach".

za: /fronda.pl/ (xwk)