Publikacje polecane

Legutko: Społeczeństwa mają dość sankcji na Rosję, a Unię męczy wojna na Ukrainie

Unia jest zmęczona Ukrainą, a zachodnie społeczeństwa sankcjami na Rosję. Zdaniem europosła Ryszarda Legutki, Polska powinna wspierać sąsiada tak, jak dotąd.
W czwartek Unia Europejska po raz kolejny rozszerzyła sankcje na Rosję w związku z jej agresją na Ukrainę. Na czarnej liście UE znalazły się "Grupa Wagnera" i firma medialna RIA FAN – organizacje związane z przyjacielem Władimira Putina i biznesmenem, Jewgienijem Prigożinem.

Społeczeństwa zachodnie mają dość sankcji

Na antenie radiowej Jedynki profesor Ryszard Legutko, europoseł Prawa i Sprawiedliwości, stwierdził, że te sankcje mają ograniczony wpływ na agresora i przynoszą więcej szkody UE niż Rosji.

– Po jakimś czasie społeczeństwa krajów, które narzucają sankcje, domagają się ich złagodzenia. Wchodzimy powoli w ten okres. Dlatego mówi się o konieczności rozmów pokojowych, rozpoczęcia jakichś negocjacji, co oczywiście wprawia w wielki gniew rząd i prezydenta Ukrainy, bo to oznacza, że Rosjanom daje się na talerzu to, co zdobyli. Warunkiem powinno być wycofanie, a nie uznanie zdobyczy wojennych, jako tego materiału do negocjacji– zaznaczył profesor.

 Legutko wskazał, że porażka Rosji leży w interesie Polski. Podkreślił, że nasz kraj musi wspierać Ukrainę tak, jak robił to do tej pory. – Nie ustawać, zbroić się, pomagać, nakłaniać innych, podnosić cały czas tę sprawę, nie ulegać tendencjom i nie wpisywać się w nie. Bo to jednak w naszym interesie jest porażka, a nie zwycięstwo Rosji, nawet takie umiarkowane i niecałkowite – powiedział polityk.

Unia zmęczona Ukrainą

Zdaniem europosła, unijni decydenci są już zmęczeni pomaganiem ogarniętej wojną Ukrainie. Europoseł przypomniał w radiowym programie "pełne egzaltacji przemówienia Ursuli von der Leyen" z początku wojny i stwierdził, że obecnie ten temat nie wzbudza już wśród eurokratów takich emocji.

– Mimo, że niektórzy unijni politycy wypowiadają się stanowczo na temat Rosji, to w ich przemówieniach jest coraz mniej treści – ocenił. Jego zdaniem ukraińscy przywódcy zdają sobie sprawę z nastrojów panujących w Unii.

za:dorzeczy.pl


***

Dla świata sportu wojna się skończyła

W ślad za rekomendacjami MKOl kolejne federacje przywracają Rosjan i Białorusinów do międzynarodowej rywalizacji. Może to znudzenie wojną? A może tęsknota do hojnych rosyjskich sponsorów? Bo w kwestii brutalnej napaści Rosji na Ukrainę nie zmieniło się od roku nic.

W ostatnich dniach kolejne sportowe federacje przywracają Rosjan i Białorusinów po rocznej przerwie spowodowanej napaścią na Ukrainę do międzynarodowej rywalizacji. Dziś taką decyzję ogłosił World Triathlon.  W ostatnich dniach m.in. Międzynarodowa Federacja Zapaśnicza, Szermiercza i Taekwondo. Od dłuższego czasu lub nieprzerwanie Rosjanie i Białorusini bez przeszkód rywalizują m.in. w tenisie ziemnym, stołowym, boksie i kolarstwie. Umożliwienie startu wykluczonym z rywalizacji Rosjanom wydaje się być kompletnie odklejonym od rzeczywistości pomysłem, bo w ciągu 13 miesięcy od rosyjskiego ataku w tym temacie nie tylko nic się nie zmieniło, ale Rosja wręcz zaostrzyła swoją narrację i działania. W międzyczasie ujawniono dokonane na ukraińskich cywilach zbrodnie, których ofiarami nieraz zresztą padali też ukraińscy sportowcy. Logika nakazywałaby więc co najmniej podtrzymanie zakazu. A sytuacja jest dokładnie odwrotna.

Kolejne bulwersujące decyzje dające zielone światło dla reprezentantów państw-agresorów to bezpośrednie następstwo wydanej pod koniec marca przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski rekomendacji, zgodnie z którą poszczególne federacje mają samodzielnie podejmować decyzje o przywróceniu Rosjan i Białorusinów na stadiony, maty, tory i strzelnice. Gorącym orędownikiem wielkiego powrotu jest sam szef MKOl, Niemiec, Thomas Bach. Decyzja MKOl pojawiła się w kontekście zbliżających się igrzysk w Paryżu, rozpoczyna się bowiem okres walki o indywidualne kwalifikacje olimpijskie. I chociaż sportowcy rosyjscy i białoruscy mają występować pod określonymi rygorami takimi jak neutralne barwy czy brak aktywnego popierania wojny, to trudno nie doszukać się absurdu tej sytuacji.

Przeciwko decyzji MKOl wystąpiło ponad 30 państw, wśród nich Polska. Wszystkie te kraje są krajami szeroko rozumianego Zachodu: od Europy, przez USA i Kanadę, na Australii, Nowej Zelandii, Korei Południowej i Japonii kończąc. A co z pozostałymi? Pozostałym kwestia startu Rosjan jest albo obojętna, albo wprost pożądana, jak w przypadku państw afrykańskich, które wydały wspólne oświadczenie wzywające do zdjęcia z rosyjskiego sportu wszelkich ograniczeń. Jak to możliwe? Ogromną pracę w tej sprawie wykonali w ostatnich miesiącach rosyjscy dyplomaci.

Nieco innym tematem jest podejście poszczególnych federacji i samych sportowców. Każdy kibic regularnie obserwujący rywalizację sportową mógł jeszcze przed wojną zauważyć, że w wielu dyscyplinach wśród głównych sponsorów zawodów przez długie lata zauważalne były rosyjskie koncerny państwowe. Taki choćby Gazprom wykładał potężne pieniądze na rozgrywki piłkarskich europejskich pucharów i do teraz jest głównym sponsorem Międzynarodowej Federacji Boksu. To w ogóle bardzo ciekawa organizacja, bo na jej czele stoi blisko związany z Kremlem Rosjanin, a Rosjan i Białorusinów od początku wojny nie spotkały tam nawet najmniejsze ograniczenia. W zamian na rozegranych ostatnio mistrzostwach świata kobiet rozdano rekordowe w tej dyscyplinie nagrody: złoto wyceniono na 100 tys. dolarów, srebro na 50 tys. a brąz na 25 tys. I być może właśnie tu leży odpowiedź na zagadkową woltę świata sportu. Początkowo wstyd było nie przyłączyć się do oburzenia związanego z rosyjską agresją i nie obłożyć rosyjskiego sportu sankcjami. Ale jak wiadomo prawdziwe sankcje mają cenę również dla tego, kto je nakłada. Miesiąc bez rosyjskich sponsorów to żaden problem, pół roku już bolało, ale przy zaciśniętych zębach dało się ten ból znieść. Ale skoro po roku pojawia się okazja, by "znormalizować" miejsce rosyjskich sportowców w rywalizacji, to może i niebawem otworzy się przestrzeń do "normalizacji" relacji sponsorskich? Czy to jedyna motywacja? Zapewne nie. Sprawa jest bardziej skomplikowana, na horyzoncie pojawia się też m.in. brak jakichkolwiek reakcji świata sportu wobec innych konfliktów o wojen, które dzieją się na świecie. Ale nie sposób nie dostrzec, że najszybciej i najchętniej rekomendacje MKOl realizują federacje, w których istotną rolę odgrywają rosyjscy działacze lub rosyjskie pieniądze.

Wracając do samych sportowców i rekomendacji MKOl - jak zdradziła Maja Włoszczowska, większość sportowców zasiadających w Komisji Zawodniczej MKOl była za powrotem Rosjan i Białorusinów na areny (czasem pod flagą neutralną, a czasem nie), bo ważniejsze od sprawy wojny są dla nich sprawy dopingu. Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że to podejście idealistyczne, oceniające sport przez pryzmat wyłącznie sportu i postulujące czystość rywalizacji. A jednak trudno nie odnieść wrażenia, że jednym z największych uroków sportu jest właśnie to, że ma nas uczyć zasad fair-play - najpierw na boisko, a następnie w życiu. Odbieranie rywalizacji sportowej oddziaływania na życie codzienne, przymykanie oczu na to, co dzieje się zaraz za wyjściem z ringu czy linią końcową boiska sprawia, że sport traci swoją magię. Bo dzielenie radości choćby i olimpijskiego zwycięstwa z zawodnikami, którym nie przeszkadza dumnie powiewająca na stadionie flaga państwa bombardującego w tym samym czasie szkoły i szpitale, delikatnie mówiąc budzi niesmak.

Wojciech Teister

za:www.gosc.pl

***

Pod Krasnodarem ma powstać cerkiew pamięci Rosjan, którzy zginęli na Ukrainie. „Na ścianach złotymi literami wypiszemy ich nazwiska”

W Rosji ma powstać cerkiew "pamięci obrońców ojczyzny" - rosyjskich żołnierzy, którzy zginęli w inwazji na Ukrainę. "Naszym świętym obowiązkiem jest iść za przykładem pobożnych przodków, pamiętając, że naród rosyjski jest z tego niezwyciężonego narodu, który zawsze oddawał Bogu to, co najlepsze i czcił, jak świętą, pamięć o tych, kto wypełnił przykazanie, kto duszę swoją oddał za przyjaciół swoich" - piszą organizatorzy zbiórki na budowę świątyni. Dotychczas udało się im zebrać ponad 1 mln rubli.Jak informują rosyjskie media lokalne, Rosyjska Cerkiew Prawosławna rozpoczęła zbiórkę środków na budowę Cerkwi Opieki Najświętszej Bogarodzicy "ku pamięci obrońców ojczyzny", który zginęli podczas zbrojnej inwazji Rosji na Ukrainę. Zbiórkę organizuje proboszcz z miejscowości Kopanskoj na przedmieściach Krasnodaru, Iwan Mielnik, wieloletni kapelan wojskowy.

Na stronie zbiórki można przeczytać, że:

"Naszym świętym obowiązkiem jest iść za przykładem pobożnych przodków, pamiętając, że naród rosyjski jest z tego niezwyciężonego narodu, który zawsze oddawał Bogu to, co najlepsze i czcił, jak świętą, pamięć o tych, kto wypełnił przykazanie, kto duszę swoją oddał za przyjaciół swoich".

I dalej:

"Dlatego stawiamy tę świątynię. Stawiamy dla całej Rosji, żeby w tej świątyni - zawsze płonęło niegasnące światło i Bogarodzica wzięła w swoją opiekę ich nieśmiertelne imiona, złotymi literami wypisane na ścianach świątyni. Imiona wszystkich, wszystkich naszych dzieci, które każdego dnia giną za nas. Żeby była dla nich wszystkich w tej świątyni wieczna pamięć i wieczna sława na wieki".

Redakcja portalu SOTA zastanawia się, czy wypisane na ścianach nazwiska "ujawnią tajemnicę państwową dotyczącą liczby zabitych w wojnie z Ukrainą".

Na stronie zbiórki można znaleźć informację, że dotychczas ponad 5000 osób wpłaciło łącznie na cel budowy cerkwi ponad 1,1 mln rubli, co stanowi 7 proc. oczekiwanej sumy.

"Każda osoba, która straciła męża, syna, ojca, brata, przyjaciela - może wysłać imię zmarłego bojownika i imię to zostanie uwiecznione na murach świątyni" - ogłaszają organizatorzy zbiórki.

Na stronie można przeczytać również, że budowa zyskała błogosławieństwo Grzegorza, metropolity Jekaterynodaru i Kubania.

Tak budowę cerkwi komentuje portal ekumenizm.pl.

"W Krasnodarze powstaje świątynia kultu ludobójstwa, gwałtu i kradzieży - dla niepoznaki nazywana cerkwią prawosławną, oczywiście Patriarchatu Moskiewskiego" - czytamy na Twitterze.

za:niezalezna.pl