Publikacje polecane

97. rocznica objawień fatimskich

















Dzisiaj mija 97 lat od pierwszego objawienia fatimskiego, które miało miejsce 13 maja 1917 roku. Przesłanie Matki Bożej skierowane do trojga pastuszków: Łucji, Hiacynty i Franciszka, składa się z trzech różnych, powiązanych ze sobą części.
13 maja 1917 r. bawiliśmy się z Hiacyntą i Franciszkiem na szczycie zbocza Cova da Iria. Budowaliśmy murek dookoła gęstych krzewów, kiedy nagle ujrzeliśmy jakby błyskawicę.
– Lepiej pójdźmy do domu – powiedziałam do moich krewnych. – Zaczyna się błyskać, może przyjść burza.
– Dobrze! – odpowiedzieli.
Zaczęliśmy schodzić ze zbocza, poganiając owce w stronę drogi. Kiedy doszliśmy mniej więcej do połowy zbocza, blisko dużego dębu, zobaczyliśmy znowu błyskawicę, a po zrobieniu kilku kroków dalej ujrzeliśmy na skalnym dębie Panią w białej sukni, promieniującą jak słońce. Jaśniała światłem jeszcze jaśniejszym niż promienie słoneczne, które świecą przez kryształowe naczynie z wodą. Zaskoczeni tym widzeniem zatrzymaliśmy się.

Byliśmy tak blisko, że znajdowaliśmy się w obrębie światła, które Ją otaczało, lub którym Ona promieniała, mniej więcej w odległości półtora metra.

Potem Nasza Droga Pani powiedziała:
– Nie bójcie się! Nic złego wam nie zrobię!
– Skąd Pani jest? – zapytałam.
– Jestem z Nieba!
– A czego Pani ode mnie chce?
– Przyszłam was prosić, abyście tu przychodzili przez 6 kolejnych miesięcy, dnia 13 o tej samej godzinie. Potem powiem, kim jestem i czego chcę. Następnie wrócę jeszcze siódmy raz. (Siódmym razem było objawienie już 16 czerwca 1921 r., w przeddzień odjazdu Łucji do Vilar de Porto. Chodzi o objawienie z osobistym orędziem dla Łucji, dlatego nie uważała go za tak ważne).

– Czy ja także pójdę do Nieba?
– Tak!
– A Hiacynta?
– Też!
– A Franciszek?
– Także, ale musi jeszcze odmówić wiele Różańców.

Przypomniałam sobie dwie dziewczynki, które niedawno umarły. Były moimi koleżankami i uczyły się tkactwa u mojej starszej siostry.
– Maria das Neves jest już w Niebie?
– Tak, jest. (Zdaje się, że miała jakieś 16 lat.)
– A Amelia?
– Zostanie w czyśćcu aż do końca świata. (Sądzę, że mogła mieć 18 do 20 lat. Oczywiście nie trzeba tego brać dosłownie. Do końca świata ma oznaczać bardzo długi czas).
– Czy chcecie ofiarować się Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia, które On wam ześle jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany, i jako prośba o nawrócenie grzeszników?
– Tak, chcemy!„
– Będziecie więc musieli wiele cierpieć, ale łaska Boża będzie waszą siłą!

Wymawiając te ostatnie słowa (łaska Boża itd.), rozłożyła po raz pierwszy ręce, przekazując nam światło tak silne, jak gdyby odblask wychodzący z Jej rąk. To światło dotarło do naszego wnętrza, do najgłębszej głębi duszy i spowodowało, żeśmy się widzieli w Bogu, który jest tym światłem, wyraźniej niż w najlepszym zwierciadle.

Pod wpływem wewnętrznego impulsu również nam przekazanego padliśmy na kolana i powtarzaliśmy bardzo pobożnie:
– O Trójco Przenajświętsza, uwielbiam Cię. Mój Boże, mój Boże, kocham Cię w Najświętszym Sakramencie.

Po chwili Nasza Droga Pani dodała:
– Odmawiajcie codziennie Różaniec, aby uzyskać pokój dla świata i koniec wojny!

Potem zaczęła się spokojnie unosić w stronę wschodu i wreszcie znikła w nieskończonej odległości. Światło, które Ją otaczało, zdawało się torować Jej drogę do przestworza niebieskiego. Z tego powodu mówiliśmy nieraz, że widzieliśmy, jak się niebo otwierało.

Wydaje mi się, że pisząc o Hiacyncie albo w jakimś innym liście już podkreśliłam, że przed Naszą Panią nie mieliśmy strachu, lecz przed nadchodzącą burzą, przed którą chcieliśmy uciec. Ukazanie się Matki Boskiej nie wzbudziło w nas ani lęku, ani obawy, ale było dla nas zaskoczeniem. Gdy mnie pytano, czy odczuwałam lęk, mówiłam ”tak„, ale to się odnosiło do strachu, jaki miałam przed błyskawicą i przed nadchodzącą burzą, przed którą chcieliśmy uciekać, bo błyskawice widzieliśmy tylko podczas burzy. Błyskawice te nie były jednak właściwymi błyskawicami, lecz odbiciem światła, które się zbliżało. Gdyśmy widzieli to światło, mówiliśmy nieraz, że widzieliśmy przychodzącą Naszą Dobrą Panią.

Ale Matkę Bożą mogliśmy w tym świetle rozpoznać, dopiero kiedy była już na skalnym dębie. Ponieważ nie umieliśmy sobie tego wytłumaczyć i chcąc uniknąć drażliwych pytań, mówiliśmy nieraz, że widzimy, jak przychodzi, a innym razem mówiliśmy, że Jej nie widzimy. Kiedy mówiliśmy tak, widzimy Ją, jak przychodzi, mieliśmy na myśli światło, które się zbliżało, a którym właściwie była Ona. A jeżeli mówiliśmy, że nie widzimy, jak przychodzi, znaczyło to, że widzieliśmy Ją, dopiero gdy była nad skalnym dębem.


za:www.naszdziennik.pl/wiara-kosciol-w-polsce/77091,97-rocznica-objawien-fatimskich.html


***



"Jedna ręka strzelała, a inna kierowała kulę". Rocznica zamachu na Jana Pawła II

33 lata temu świat wstrzymał oddech. 13 maja 1981 roku o godz. 17.19 pierwszy raz w historii ktoś odważył się podnieść rękę na piotrowego następcę. Podczas audiencji generalnej na Pl. Świętego Piotra w Watykanie do papieża Jana Pawła II strzelał turecki terrorysta Mehmet Ali Agca.

Jan Paweł II został postrzelony w brzuch i rękę, choć jak ustalili śledczy chwilę wcześniej zamachowiec celował w głowę. Po postrzale Ojciec Święty został przewieziony do polikliniki Gemelli, gdzie poddano go sześciogodzinnej operacji. Spędził na rehabilitacji w szpitalu 22 dni. Potem wielokrotnie cierpiał z powodu różnorodnych dolegliwości, które były następstwem tego zamachu.

Dokładnie w rok po zamachu papież udał się w swą 11 Podróż Apostolską do Fatimy. Złożył hołd i podziękowanie Matce Boskiej Fatimskiej za ocalenie. Ojciec Święty głęboko wierzył, że to właśnie Jej zawdzięcza życie. Zamach miał bowiem miejsce w rocznicę pierwszych objawień fatimskich z 1917 roku. - Jedna ręka strzelała, a inna kierowała kulę - mówił papież.

W czasie tej wizyty pocisk z pistoletu Mehmeta Ali Ağcy wyjęty podczas operacji, został przekazany jako wotum, a następnie umieszczony wewnątrz korony figury Matki Boskiej Fatimskiej. Wizyta nie obyła się bez kolejnego incydentu. Niezrównoważony mężczyzna  ugodził papieża nożem. Napastnik został szybko obezwładniony, a papież dokończył nabożeństwo pomimo krwawienia.
"Modlę się za brata, który mnie zranił, a któremu szczerze przebaczyłem"

Ali Agca został schwytany natychmiast po napaści. W lipcu 1981 r. rozpoczął się jego proces. Skazano go na dożywotnie więzienie.

Ojciec Święty przebaczył swemu oprawcy już w czwartym dniu po zamachu: "Modlę się za brata, który mnie zranił, a któremu szczerze przebaczyłem".

W 1983 r. Jan Paweł II odwiedził Agcę w rzymskim więzieniu. - Byłem świadkiem odwiedzin Ojca Świętego u Ali Agcy w więzieniu. Papież przebaczył mu publicznie już w pierwszym przemówieniu. Nie słyszałem słowa "przepraszam" ze strony więźnia. Był tylko zainteresowany tajemnicą fatimską - wspominał kard. Stanisław Dziwisz.

Z kolei sam papież po rozmowie z terrorystą napisał: "Ali Agca - jak mi się wydaje - zrozumiał, że ponad jego władzą, władzą strzelania i zabijania, jest jakaś potęga wyższa. Zaczął więc jej poszukiwać. Życzę mu, aby ją odnalazł".

W czerwcu 2000 r. prezydent Włoch Carlo Azeglio Ciampi ułaskawił zamachowca. Śledztwo nie wyjaśniło jednak tła zamachu. Kilka lat temu Agca został wypuszczony z więzienia, gdzie odsiadywał wyrok za zabójstwo tureckiego dziennikarza. W sumie spędził za kratami 30 lat.
IPN: Ali Agcy pomagali Bułgarzy

W ubiegłym tygodniu katowicki IPN umorzył trwające 8 lat śledztwo ws. zamachu na papieża. Wszczęcie śledztwa w kwietniu 2006 r. IPN tłumaczył tym, że ranny w zamachu był Polakiem, a przestępstwo można kwalifikować jako tzw. zbrodnię komunistyczną, czyli ścigany przez IPN, nieprzedawniający się na normalnych zasadach czyn funkcjonariusza państwa komunistycznego.

Najważniejszym ustaleniem kończącym śledztwo jest fakt, że w zamachu Turkowi Mehmetowi Ali Agcy pomagali Bułgarzy, a przedstawiciele krajów komunistycznych robili wiele, by ukryć prawdę o kulisach przestępstwa. 
Informację o formalnym zamknięciu postępowania przekazała w piątek prok. Ewa Koj, naczelniczka pionu śledczego w katowickim IPN, gdzie prowadzone było śledztwo. Dokument kończący postępowanie liczy 230 stron.

Jednym z najistotniejszych ustaleń postępowania jest ocena roli bułgarskich służb specjalnych. Według IPN była ona dużo większa niż powszechnie się przyjmuje.

- To śledztwo według mojej oceny przynosi odpowiedź na pytanie podstawowe – czy Bułgarzy brali udział w zamachu, czy nie brali. Mam nadzieję, że to śledztwo w jakiejś mierze przyczyni się do odkłamania rzeczywistości - powiedział prowadzący postępowanie prok. Michał Skwara.

Prowadzący postępowanie zgromadził w śledztwie 220 tomów akt, jest też kilkadziesiąt tomów załączników. Międzynarodową pomoc prawną uzyskano m.in. z Niemiec, Bułgarii, Turcji i Włoch. Śledztwo miało wielowątkowy i skomplikowany charakter, wymagało przeglądu bardzo obszernego materiału archiwalnego, w tym także opatrzonego klauzulą tajności.

Sprawa była badana w trzech wątkach. Pierwszy dotyczył zbrojnego związku przestępczego, którego celem było dokonanie zamachu. Drugi - sprawstwa kierowniczego zabójstwa, trzeci – związku przestępczego, którego celem było zaburzenie włoskiego procesu w sprawie zamachu i doprowadzenie do tego, by prawda nigdy nie ujrzała światła dziennego.

Pierwszy wątek został umorzony, ponieważ Bułgarów, którzy pomagali Agcy nie można ścigać (jeden z nich zresztą już nie żyje). Dwaj z nich - Żeliu Wasiljew i Todor Ajwazow, którzy korzystali we Włoszech z immunitetu dyplomatycznego – byli co prawda w myśl ustawy o IPN funkcjonariuszami państwa komunistycznego, jednakże zostali już prawomocnie uniewinnieni przez zagraniczny sąd. Podstawą umorzenia w tym przypadku była tzw. powaga rzeczy osądzonej.

- Nasza ocena w oparciu o zgromadzony materiał dowodowy jest inna. Uważamy, że oni byli sprawcami tego przestępstwa, że brali udział w związku przestępczym - powiedział prok. Skwara. Jak dodał, Ajwazow kontaktował się z Agcą jeszcze w Bułgarii, gdy ten spędził tam dwa miesiące, w lipcu i sierpniu 1980 r. Potem był najważniejszą osobą uzgadniającą szczegóły zamachu. Wasilejew był mniej aktywny, ale też przekazywał Agcy informacje.

Inna sytuacja była w przypadku trzeciego Bułgara Siergieja Antonowa, który odpowiadał w rzymskim procesie i także został uniewinniony. Nie spełnia on definicji funkcjonariusza państwa komunistycznego – jak wynika z dokumentów bułgarskich był tajnym współpracownikiem wywiadu. Bułgarzy przez lata temu zaprzeczali.

- Sprawa Antonowa pokazuje jasno, że Bułgarzy i przedstawiciele tureckiego świata przestępczego brali udział w zamachu i stali za zamachem. Służby ZSRR co najmniej podżegały do akcji dezinformacji w tym zakresie – powiedziała prok. Koj. Naczelniczka wskazała, że uzyskane w ostatniej fazie śledztwa materiały z Bułgarii były największą niespodzianką. Poza tym IPN korzystał m.in. z licznych - i wielokrotnie zmienianych - wyjaśnień Agcy, z materiałów z komisji śledczej obu izb włoskiego parlamentu (tzw. komisji Mitrochina) i jej raportu końcowego oraz protokołów z włoskich procesów w tej sprawie. Uzyskane materiały STASI rozszerzyły wiedzę na temat celowych dezinformacji.

Kto stał za Bułgarami, IPN nie odpowiada - nie ma na to dowodów, choć wiele wskazuje na inspiracje radzieckie. Wiadomo, że w dezinformację o kulisach zamachu zaangażowany były służby z całego europejskiego bloku komunistycznego. W przypadku służb Bułgarii, NRD i ZSRR można zdaniem IPN w tym kontekście mówić o przestępstwie.

- Na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego przyjęliśmy, że Niemcy w ramach tych czynności posuwali się do fałszowania dokumentów i gróźb bezprawnych w celu wpływania na włoskie organy sądowe. Bułgarzy podrabiali dokumenty i wprowadzali je do obiegu, przedstawiciele ZSRR podżegali do tego przestępstwa – powiedziała prok. Koj.

Przypomniała, że także matactwa dotyczące kulis zamachu nie są sprawą dla polskiego wymiaru sprawiedliwości - działo się to poza terenem Polski i były to przestępstwa nie dotyczące polskiego obywatela, lecz obcego wymiaru sprawiedliwości. Ponadto sprawy te już są przedawnione.

- Jeżeli chodzi o aktywność polskich służb specjalnych, polegała ona wyłącznie na dezinformacji, a dezinformacja to nie przestępstwo – wskazała prok. Koj.

W 2011 roku IPN wspólnie z "Gościem Niedzielnym" wydał książkę "Papież musiał zginąć. Wyjaśnienia Ali Agcy". To m.in. przekazane z Włoch materiały ze śledztwa i procesu zamachowca, w tym jego wyjaśnienia.
Zebrane w toku postępowania dowody wskazują, że z Agcą współdziałali wspólnicy z tureckiego świata przestępczego i kontrolujący ich funkcjonariusze służb specjalnych Bułgarii. Istnieje też podejrzenie, że funkcjonariusze tych służb groźbą usiłowali później wpłynąć na treść zeznań zamachowca.

za:telewizjarepublika.pl/quotjedna-reka-strzelala-a-inna-kierowala-kulequot-rocznica-zamachu-na-jana-pawla-ii,6821