Publikacje polecane

Tadeusz Drzazgowski: Czekam na Ojczyznę moich snów - wstrząsająca opowieść opozycjonisty



Od najmłodszych lat byłem wychowywany w przeświadczeniu, że komunizm jest największym złem, jakie przytrafiło się Polsce po II wojnie światowej. Całe życie starałem się żyć uczciwie – jednak absurdy PRL-u powodowały, że często zmieniałem pracę – w pewnym sensie jest to przyczyną mojej obecnej sytuacji, bo większość z tych zakładów nie istnieje i nie można znaleźć papierów potwierdzających długość stażu pracy.

Gdy miałem 11 lat, wraz z kolegą zgłosiłem się na ochotnika, aby oddać krew dla Węgrów, którzy w 1956 r. walczyli z sowiecką agresją. Pamiętam, że lekarze odesłali nas z kwitkiem, bo byliśmy zbyt młodzi, ale za gotowość poniesienia ofiary dostaliśmy po czekoladzie.

Na dobre osiadłem dopiero w 1971 r. w Gliwicach, gdzie zostałem pracownikiem Gliwickiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Węglowego. Podjąłem też studia zaoczne na Politechnice Gliwickiej. W 1979 r. z Radia Wolna Europa dowiedziałem się, że w moich okolicach działa Andrzej Spyra, któremu można przekazywać pieniądze dla KOR-u. Umówiłem się z nim na spotkanie i przekazałem mu dosyć pokaźną, jak na tamte czasy, kwotę. Niestety okazało się, że Spyra był konfidentem i zaczęła się mną interesować bezpieka. Niedługo potem trafiłem na przesłuchanie i zaliczyłem 48-godzinny dołek.

Kiedy powstała Solidarność, od razu zacząłem organizować struktury związku w zakładzie. Dla mnie Solidarność od początku miała służyć rozwaleniu bolszewii i to był podstawowy motyw mojej działalności. Po wyborach zakładowych usunąłem się na bok. Obserwowałem, co się dzieje w kraju, z pozycji zwykłego członka związku i widziałem, że czerwony nie odpuści.

Stan wojenny nie był dla mnie takim szokiem jak dla wielu kolegów. Od pierwszego momentu uznałem, że jak jest wojna, to trzeba się bić. Ponieważ znałem wiele osób z czasu, kiedy rejestrowałem Solidarność w MKZ Katowice, już w niedzielę 13 grudnia odbyłem pierwsze spotkania konspiracyjne. Powołaliśmy II Garnitur Delegatury Gliwickiej, a ja zdecydowałem, że schodzę do podziemia. Musiałem też porzucić pracę. Ukrywałem się do 1990 r. i nigdy w sposób formalny się nie ujawniłem.

Zostałem szefem II Garnituru. Już w grudniu przeprowadziliśmy dwie spektakularne akcje balonowe. Balony wypełnione gazem, z przywiązanymi ulotkami, które sami wydrukowaliśmy, zasypały Gliwice. Były skonstruowane „na papierosa”, który po jakimś czasie przepalał nitkę i ulotki rozsypywały się ok. kilkuset metrów od miejsca, z którego je wysłano. Zaczęliśmy wydawać gazetki, przygotowaliśmy kilka manifestacji w Gliwicach. Byłem wówczas drukarzem, kolporterem, szefem struktury. Pełniłem wszystkie te funkcje, praktycznie nie mając nadziei na zwycięstwo. Ale to, że musiałem tak robić, było dla mnie jasne. Dla Ojczyzny byłem gotów zginąć.


Z czasem związałem się z Solidarnością Walczącą i przeniosłem się z Gliwic do Wrocławia. Byłem blisko kierownictwa i uznałem, że możemy z komuną wygrać. Kiedy nadszedł Okrągły Stół, wiedziałem, że zostaliśmy oszukani, ale wierzyłem w solidarność – już nie przez duże „S”, ale w tę międzyludzką. Myślałem, że ludzie się otrząsną i wszyscy razem dobijemy czerwonego. Niestety stało się inaczej.

Z perspektywy czasu myślę, że gdyby to była prawdziwa wojna i zginąłbym w walce, to nigdy nie doznałbym takiej goryczy i upokorzenia, jakie przeżywam dzisiaj. Walczyłem o wolną Polskę, a dostałem III RP, za którą muszę się wstydzić. Moja emerytura – 720 zł – jest za duża, żeby umrzeć, a za mała, żeby żyć. Jednak mimo że obecnie bardziej szanowany jest Jaruzelski, który całe życie zniewalał Polaków, niż ci, którzy za Polskę walczyli i ginęli, wiem, że gdyby trzeba było jeszcze raz dokonać wyboru, to zrobiłbym to sam.


foto: arch.

za:http://niezalezna.pl/56856-czekam-na-ojczyzne-moich-snow-wstrzasajaca-opowiesc-opozycjonisty

www.dziekujemyzawolnosc.pl

Wpłat można dokonywać na konto: Fundacja Wspólnota Pokoleń 58 1090 1056 0000 0001 6435