Słowa, a gdzie wnioski i czyny

Przewodnicząca Komisji Europejskiej przyznała, że trzeba było słuchać Polski od lat ostrzegającej przed imperialną polityką Rosji i skutkami uzależnienia od ruskich węglowodorów.
Lepiej późno (niestety już po szkodzie) niż wcale. Szkoda, że Ursula von der Leyen nie wskazała, którzy Polacy przed Putinem ostrzegali, bo akurat namaszczony przez nią na premiera Polski Donald Tusk ma na koncie grubą jak encyklopedia listę haniebnych działań, o których powiedzieć, że były prorosyjskie, to eufemizm.

Dziś jednak ważniejsze od polskiej satysfakcji jest radykalne odejście od polityki nakładania na nasz kraj sankcji, a w efekcie osłabiania bezpośredniego zaplecza frontu na Ukrainie. Mimo bezprecedensowej pomocy dla milionów uchodźców Polska nie otrzymała od rzekomo solidarnej UE ani grosza.

Co więcej, same służby prasowe KE w oficjalnym mejlu przyznały, że nie istnieje podstawa prawna do braku wypłaty należnych Polsce środków.

Takie postępowanie jest jawnym bezprawiem i próbą realizacji prawa silniejszego, a więc tej samej zasady układania relacji międzynarodowych, którą, z mizernym na szczęście skutkiem, próbuje narzucić światu moskiewski barbarzyńca. Dobrze, że chociaż metodami się różnią.

Adrian Stankowski

za:niezalezna.pl