Musimy porozmawiać o Białorusinach

Wraz z nową falą ataków na cywilów i infrastrukturę cywilną na Ukrainie narasta poczucie goryczy, jeśli nie gniewu, Ukraińców wobec Białorusinów. Mają pretensje, że liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouska i jej emigracyjny obóz robią za mało, że Białorusini nie buntują się tak jak w 2020 r. Podejrzewają nawet, że Białorusini tak naprawdę popierają ruski mir i jego ludobójstwo.

Jeszcze na początku wojny, gdy ataków od strony Białorusi było nawet więcej (przypomnijmy – ofensywa lądowa na Kijów szła od strony Białorusi), nie było wśród ukraińskiej opinii publicznej i ukraińskich elit tak wielu pretensji do Białorusi jak obecnie. Jasne było dla większości Ukraińców, że Białorusini nie popierają Łukaszenki.

Ukraińcy zwątpili w Białorusinów

Sformował się Legion Białorusi w ramach Sił Zbrojnych Ukrainy, działali „partyzanci kolejowi”, którzy najprawdopodobniej znacznie pomogli ukraińskiej obronie, niszcząc tory, którymi miały przemieszczać się rosyjskie wojskowe pociągi. Po paru miesiącach „partyzanci kolejowi” zostali rozbici, większość z nich aresztowana i skazana na wiele lat łagrów w pokazowych procesach. Legion Białoruski wciąż walczy, bardzo odważnie i skutecznie, w obronie Ukrainy. Dziś jednak atmosfera wokół Białorusinów na Ukrainie jest inna. Widać, że Ukraińcy przestali wierzyć, że ich sąsiedzi coś zrobią, a nawet zaczęli ich podejrzewać, że podoba im się inwazja. Internet pełen jest, delikatnie mówiąc, bardzo nieprzyjemnych słów Ukraińców wobec Białorusinów, w tym samej Cichanouskiej i jej otoczenia.

Wobec pojawiających się gróźb pełnoskalowego włączenia się armii Łukaszenki do inwazji Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy opublikował specjalny apel do Białorusinów.

„Siły Zbrojne Ukrainy apelują do narodu białoruskiego! Od wieków nasze narody łączą przyjaźń i dobrosąsiedzkie stosunki, wiele razy w naszej historii walczyliśmy ze wspólnymi wrogami, zawsze się wspieraliśmy. Dziś wasze kierownictwo przygotowuje się do przyłączenia do zbrojnej agresji Rosji na Ukrainę i zamierza wciągnąć naród białoruski w brudną wojnę (…). Atak na Kijów został przeprowadzony z terytorium Białorusi. Ukraina nadal nie odpowiedziała na tę agresję. Cenimy przyjaźń między naszymi narodami wyżej niż reakcję na przestępcze działania waszych przywódców. W swoich wystąpieniach Łukaszenka mówi o nieistniejących zagrożeniach militarnych i gotowości do działań prewencyjnych (…). Rozkaz do ataku otrzyma wspólne zgrupowanie. I nawet jeśli białoruscy żołnierze odmówią walki z bratnim narodem ukraińskim, to rosyjska część wspólnego ugrupowania może ich pociągnąć za sobą. Jeśli armia Białorusi będzie wspierać rosyjską agresję, odpowiemy. Odpowiemy tak samo ostro jak wszystkim okupantom na terytorium Ukrainy, używając całego arsenału broni i uderzając w obiekty wojskowe na terytorium waszego kraju”.

Cytuję obszerne fragmenty tego apelu, bo dobrze oddają one atmosferę panującą w społeczeństwie, władzach cywilnych i armii Ukrainy. Cierpliwość wobec Białorusi jest już na wyczerpaniu.

Widać to było też po ukraińskich reakcjach na przyznanie Pokojowej Nagrody Nobla obok ukraińskiego Centrum Wolności Obywatelskich także rosyjskiemu Memoriałowi i białoruskiemu dysydentowi, który siedzi w więzieniu, Alesiowi Białackiemu. Ukraińcom stanowczo nie podoba się zestawianie ich z Rosjanami, choćby to nawet był zasłużony Memoriał (co można zrozumieć), ale też zestawianie z Białorusinami. Wielu Ukraińców oburza wrzucanie ich walki do jednego worka z sytuacją sąsiadów. Nie chcą być też z Białorusinami kojarzeni. Do wielu z nich nie trafiają argumenty (a sam się o tym przekonałem w internetowych dyskusjach), że nie ma bezpiecznej i wolnej Ukrainy bez bezpiecznej i wolnej Białorusi oraz że przez wieki Białoruś i Ukrainę tak wiele łączyło. Białoruś uważana jest przez większość Ukraińców za agresora, część ruskiego miru i tyle.

Stan wojenny do potęgi

Ile jest słuszności w tych pretensjach? My, Polacy, mamy ten komfort, że możemy spojrzeć na to z boku, bez aż takich emocji, a jednocześnie wspieramy sprawę i wolnej Białorusi, i wolnej Ukrainy. Przede wszystkim Ukraińcy – na co zresztą wskazał znany doradca prezydenta Ukrainy Ołeksij Arestowycz (jego ojciec to Polak z Białorusi) – nie rozumieją albo nie chcą zrozumieć, jaki totalitaryzm panuje na Białorusi. Użył porównania, że gdyby ponad ćwierć wieku rządził na Ukrainie Janukowycz, Ukraińcy byliby tak samo stłamszeni jak Białorusini.

Inna sprawa, że (o czym już nie mówił Arestowycz) Ukraińcy nie dopuścili do tego, by w ich kraju zapanowała dyktatura, a Białorusini naprawdę przez długie lata popierali Łukaszenkę. Nawet nie musiał on fałszować wyborów, choć i tak fałszował. Dziś na Białorusi panuje okupacja rosyjska w formie stanu wojennego. My, Polacy, możemy sobie to zestawić i porównać ze stanem wojennym Jaruzelskiego. Otóż stan wojenny Łukaszenki, choć nie został ogłoszony oficjalnie, jest 10 razy ostrzejszy. Są tysiące więźniów politycznych, dużo wyższe wyroki niż w przypadku sądów Jaruzelskiego, więcej zamordowanych przez bezpiekę, straszniejsze tortury. Większa kontrola (dzięki nowym technologiom), większa emigracja polityczna. Myślę, że nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak strasznie tam jest, cała prawda wypłynie po upadku reżimu Łukaszenki. Naród białoruski również cierpi, choć nie tak jak ukraiński, bo nie jest poddawany bezpośredniemu ludobójstwu, tylko cichemu. Opozycjoniści białoruscy (którzy dziś albo są już w więzieniu, albo na emigracji) zasługują na najwyższy szacunek za swoją postawę przez lata. Wśród nich wymienić należy też Polaków z Białorusi, z Andżeliką Borys i Andrzejem Poczobutem na czele. Cytując Mickiewicza – „jeśli zapomnę o Nich, Ty, Panie, zapomnij o mnie”. Dlatego nie możemy zapomnieć.

Rząd Białorusi na uchodźstwie

Nie możemy jednak zapomnieć też o Ukraińcach, poddawanych jeszcze straszniejszym próbom niż Białorusini, a mimo to walczących z dumnie podniesioną głową. Owszem, mają swoje niesamowite wojsko, swoje państwo, wsparcie militarne, finansowe i polityczne Zachodu. Ale białoruska opozycja też nie jest sama. Pomagają jej Polska, Litwa, USA, UE. Finansowo i politycznie. Z Cichanouską spotykają się najważniejsi przywódcy wolnego świata.

Myślę, że jest jeden prosty sposób, by ostatecznie odciąć naród białoruski symbolicznie i politycznie od Łukaszenki, tak by nie było już żadnych wątpliwości, że to samozwaniec i okupant. Ale dotąd Cichanouska i jej obóz po niego nie sięgnęli. Nie mogę zrozumieć, dlaczego Cichanouska, która przecież de facto ma legitymację, bo zdecydowanie pokonała Łukaszenkę w wyborach prezydenckich, nie ogłosiła od razu po wygnaniu powołania rządu emigracyjnego. Gdyby tak się stało, nie tylko miałaby większe pole manewru, lecz także nie byłoby już żadnych wątpliwości, że to jest prawowita Białoruś (tak jak nie było wątpliwości podczas II wojny światowej, że rząd w Londynie to prawowity rząd Polski), i nie byłoby wątpliwości, że Łukaszenka to tylko rosyjski gauleiter okupowanej Białorusi, a jego wojska to formacje okupacyjne. Nikt by wtedy niczego nie zarzucał Białorusinom jako narodowi, tak jak nie zarzuca okupowanej ludności Donbasu ani obwodu chersońskiego, że nie wygoniła okupantów i że z jej terytorium atakowana jest reszta Białorusi.

Cichanouska i jej obóz nie ogłosili powołania rządu na wygnaniu ani w 2020 r., ani po 24 lutego 2022 r., ani teraz. Dopiero niedawno zaczęły krążyć słuchy, że trwają do tego przygotowania. Ale czy tak będzie w rzeczywistości i czy nie jest za późno? Chyba że jest coś, o czym nie wiemy, i Wilno (główna siedziba opozycji białoruskiej) działa zakulisowo i na przykład przygotowuje jakiś spisek albo zdobywa bezcenne informacje wywiadowcze dla Ukrainy, a o skali i wartości tego dowiemy się po wojnie. To jednak tylko spekulowanie, dziś nie wygląda to wszystko dobrze dla białoruskiej opozycji.

Białoruś-Dobroruś

Pozostaje jeszcze kwestia charakteru narodowego. Podczas protestów w 2020 r. Białorusini byli wręcz dumni, że protestowali tak cywilizowanie, by nie niszczyć niczego. Byli dumni, że demonstranci, nawet wchodząc na ławki miejskie, zdejmowali buty. I świat też patrzył na to z podziwem, odkrywając Białorusinów jako porządny europejski naród. Bo rzeczywiście, Białorusinom mentalnie blisko do krajów bałtyckich czy nawet Skandynawii. Już w czasach ZSRS Białoruś wyróżniała się na tle Rosji poziomem infrastruktury i właśnie czystością. Tak pisał Tadeusz Konwicki:

„Białoruś, Białoruś. Dlaczego nazywasz się Białoruś, jeśli nie masz w sobie bieli, jeśli bielą twoją są rude rżyska jesienne, jeśli bielą twoją są postawy szarego płótna wyłożone na słońcu, jeśli bielą twoją jest gorący pot umęczonych ludzi. Powinnaś się nazywać Dobroruś, powinnaś się nazywać Dobrą Ziemią Dobrych Ludzi. (…) Nie wryłaś się w ludzką pamięć, Białorusi. Nie odbierałaś innym wolności, nie rabowałaś cudzej ziemi, nie mordowałaś ludzi zza sąsiedzkiej miedzy. Miałaś dla obcych szacunek i gościnny kołacz, miałaś dla rabusiów ostatnią krowę i ostatnią kromkę żytniego chleba ze znakiem krzyża, miałaś dla nieszczęśliwych krwawiące serce i biedne niepieszczone życie do oddania. Dlatego mało kto Ciebie pamięta”.

Kto poznał Białorusinów (tych prawdziwych, a nie zrusyfikowanych do szczętu „watników” z Białorusi), ten doskonale czuje, co miał na myśli Konwicki. Tym bardziej jeśli zna się historię tego kraju. W zasadzie jest tylko jeden okres w historii Białorusi, gdy Białorusini masowo stawili opór i chwycili za broń wobec przeważającej siły najeźdźców. To czasy okupacji niemieckiej, gdy straszliwe, nawet większe niż w Polsce, okrucieństwo Niemców (prowokowane zresztą przez Sowietów specjalnie, ale to nieco inny temat) doprowadziło do tego, że Białorusini masowo zaciągali się do partyzantki sowieckiej, by zabijać Niemców. Przypomnijmy, że podczas II wojny światowej zginął co czwarty mieszkaniec Białorusi. Tysiące wsi zostało spalonych przez Niemców. Mińsk był zrównany z ziemią.

Czas przewartościowania

Pamięć o wojnie wpływała na Białorusinów przez wszystkie powojenne dekady. I tak nieskłonni do ryzyka i walki, stali się jeszcze mniej skłonni. Dlatego nie buntowali się w czasach ZSRS, dlatego potem oddali władzę Łukaszence, który obiecywał wieczny pokój i spokój w kostiumie ZSRS. Zbuntowali się masowo przeciwko Łukaszence dopiero w 2020 r., gdy do głosu zaczęły dochodzić nowe pokolenia, a system zaczął bankrutować. A i tak Białorusini zbuntowali się biernym oporem. Ale wtedy jeszcze mieli prawo wierzyć, że to się uda, tak jak udało się w Polsce pokojowe powstanie Solidarności. Ale ostatecznie – pokojowa rewolucja na Białorusi się nie udała. A teraz jest jeszcze gorzej.

Przez te dwa lata, a już zwłaszcza po 24 lutego, gdy wojna i okupacyjne wojska znowu zawitały na Białoruś, był czas, żeby Białorusini jako zbiorowość przemyśleli i zrewidowali swój charakter narodowy i sposoby oporu. Niektórzy rzeczywiście zrewidowali jak wspomniani „partyzanci kolejowi” albo tysiące żołnierzy Legionu Białoruskiego, którzy uznali, że innej drogi niż zbrojna walka nie ma, nawet jeśli można zginąć.

Ale białoruscy emigranci, których są w Europie setki tysięcy, nie zapisali się masowo do Legionu Białoruskiego. To prawda, legion liczy kilka tysięcy żołnierzy, szkoli się kolejnych parę tysięcy. Ale to wydaje się za mało. Przecież stawką jest nie tylko przyszłość Ukrainy, lecz także istnienie Białorusi! Można argumentować, że Legiony Piłsudskiego też były nieliczne, a zabór rosyjski, do którego wkroczyły w 1914 r., okazał się dość zrusyfikowany. I rzeczywiście, to może być promyk nadziei. Czasami, żeby poprowadzić naród do zwycięstwa, wystarczy niewielu wystarczająco zdeterminowanych. W lekcjach historii Polski można upatrywać optymizmu. Poza tym na Białorusi, podobnie jak w Rosji w obliczu klęsk na froncie i izolacji, do zmian może dojść gwałtownie. System już jest przegniły (skuteczny tylko w nadzorze i terrorze) i wszystko może zdarzyć się nagle. To kolejne źródło nadziei.

Nie przegrać pokoju

Jeżeli jednak taka sytuacja jak obecnie trwać będzie jeszcze kilka miesięcy lub co gorsza, Łukaszenka wyśle przeciwko Ukrainie swoich żołnierzy, to przepaść między Ukrainą a Białorusią zostanie wykopana na wiele lat. Ukraina wcześniej czy później (sądzę, że raczej wcześniej) wygra, a ruski mir upadnie, ale przepaść pozostanie. A to zła wiadomość dla nas z punktu widzenia naszych wizji budowania strefy współpracy i stabilności w Europie Środkowej i Wschodniej w przyszłości.

Być może więc Polska, która wspiera zarówno Ukrainę, jak i wolną Białoruś, i ma zaufanie Ukraińców i wolnych Białorusinów, powinna przynajmniej zakulisowo się zaangażować, choćby doprowadzać do kontaktów między Kijowem a obozem Cichanouskiej, bo zdaje się, nawet tego obecnie nie ma. Pogarszanie się relacji narodów ukraińskiego i białoruskiego to bowiem jedna z tych rzeczy, które powinny niepokoić Polaków. Im dłużej jeszcze będzie trwała wojna, tym bardziej Moskwa i jej Łukaszenka będą na tym korzystać.

Gdy zaś Ukraina wygra, a ruski mir poniesie klęskę, ale Białorusini jako naród nie odegrają w tym większej roli, to podziały między Białorusinami a Ukraińcami, pretensje i animozje mogą znacznie utrudnić wygranie pokoju, bo wojna tak czy inaczej jest już przez Ukrainę wygrana.

Marcin Herman

za:niezalezna.pl