Krwawiący Sudan Południowy

Niegdyś największy kraj w Afryce. Dziś dwa odrębne państwa. Sudan Południowy, który odłączył się od Republiki Sudanu w lipcu 2011 roku, stoczył się na dno wojny domowej. Po dwóch konfliktach, które kosztowały życie milionów ludzi, po wyrwaniu się spod jarzma islamskiego włodarstwa Arabów, którzy traktowali czarnoskórą ludność chrześcijańską jak niewolników, po krótkotrwałej euforii okresu niepodległości, Południowcy walczą przeciwko sobie. Powód? Władza. W konflikcie między prezydentem Salvą Kiirem i wojskami rządowymi a rebelianckimi siłami zbrojnymi dowodzonymi przez byłego wiceprezydenta Rieka Machara życie straciło już tysiące osób w całym Sudanie Południowym. Według danych ONZ, od 14 grudnia 2013 roku, czyli od początku działań wojennych, z Sudanu Południowego uciekło prawie 900 tys. uchodźców. Chociaż 23 stycznia podpisano rozejm, ataki na cywilów trwają.

Sudanowi Południowemu grozi klęska humanitarna. Ludność jest na granicy wyczerpania. Biskup diecezji Malakal, ks. Roko Taban Musa, powiedział międzynarodowej organizacji katolickiej Pomoc Kościołowi w Potrzebie, że 250 tys. diecezjan znajduje się w rozpaczliwej sytuacji, a wielu z nich szuka pomocy w pobliskim obozie ONZ. Jego diecezja obejmuje trzy stany: Nil Górny, Unity i Jonglei, czyli obszar objęty najbardziej gwałtownymi starciami sił rządowych i rebelianckich. Tereny te są całkowicie zniszczone. Mieszkańcy są pozbawieni lekarstw i opieki medycznej, wzrasta liczba chorych na malarię i czerwonkę. Ludzie, którzy nie mają dostępu do czystej wody, piją wprost z Nilu Białego. Siostra Elena Balatti z zakonu kombonianek, która uciekła z Malakal do Dżuby, powiedziała, że w opustoszałym mieście grasują rebelianci.

Sudan Południowy to niekoniecznie odosobniony przykład, jak władza może być zgubna w swoich niszczycielskich skutkach. Tragedia setek tysięcy ludzi wynika z żądzy utrzymania pozycji przez zdymisjonowanego wiceprezydenta Rieka Machara. To, że doszło do bratobójczej walki pomiędzy zwaśnionymi stronami w Sudanie Południowym, jest również efektem opieszałości, obojętności i chciwości Zachodu, który odwrócił się plecami do chrześcijan tworzących z niczego swoje państwo marzenie. Zachód wspierał islamski Sudan prezydenta ludobójcy Omara al-Baszira, ponieważ to on, a nie chrześcijanie, ma lepszy dostęp do ropy naftowej, z czego korzystają przede wszystkim wielkie koncerny, kierujące się nie sentymentami (czytaj: prawa człowieka), tylko zimną kalkulacją pieniądza. Przy takim nastawieniu USA, UE i ONZ musiało wreszcie dojść do tragedii w Sudanie Południowym.

Dr Tomasz M. Korczyński
Autor jest socjologiem, publicystą, ekspertem ds. zjawiska prześladowań chrześcijan.

za:www.naszdziennik.pl/wp/72619,krwawiacy-sudan-poludniowy.html