Edukacja po katolicku. Z ks. Łukaszem Kadzińskim rozmawia Karolina Goździewska




Kurs Pedagogii Katolickiej już na półmetku. Będzie następna edycja?

– Chcielibyśmy, by była kolejna po wakacjach, od października. Będzie to zależało od zainteresowania.

Skąd pomysł na kurs?

– Skoro promujemy edukację domową, gdzie nauczycielami są rodzice, trzeba ich wesprzeć na różne sposoby. Nie uważam, że rodzice sami z siebie nie potrafią przekazać wiedzy, ale często trzeba im pomóc. Ważne, by zrozumieli założenia i podstawy teorii wychowania człowieka. Wtedy staną się dobrymi nauczycielami swoich dzieci.

Z jakimi problemami w relacjach ze swoimi dziećmi borykają się dziś rodzice?

– Podstawowym błędem jest „podążanie za dzieckiem”. Zamiast tego, by rodzic lub nauczyciel był mistrzem dla dziecka, to ono wyznacza, co chce, i rodzice się do tego dostosowują. To pochodna teorii Jana Jakuba Rousseau, który głosił, że dziecko jest dobre samo z siebie i najważniejsze, by mu nie przeszkadzać, by samo się rozwijało. Ta koncepcja oczywiście nie uwzględnia prawdy o grzechu pierworodnym, ludzkiej słabości, ograniczeniach, wadach i pokusach, jakie człowiek spotyka w życiu. Zakłada ona absolutną bierność wychowawcy. Stąd rozwinęło się słynne „bezstresowe wychowanie dziecka”, żeby wychowywało się ono w sposób „naturalny”.

Na czym polega wychowanie katolickie?


– Katolickie wychowanie oparte jest na realizmie. Dziecko rozwija się dzięki rzeczywistości, a więc przede wszystkim dzięki relacjom z osobami. Dlatego ważne jest, żeby doświadczyło obecności starszej, mądrej i życzliwej osoby: rodziców, dziadków, rodzeństwa, krewnych etc. Najważniejszy w wychowaniu jest czas spędzony przez rodziców ze swoimi dziećmi. To daje najwięcej. Dzieci, które tego doświadczyły, są pewniejsze siebie, spokojniejsze, bardziej ciekawe świata. Ten realizm potem rozwija się w kulturę, tradycje narodowe, rodzinne, regionalne. Oczywiście obejmuje też Tradycję Kościoła, katechizm wiary itd.

Czyli podstawową rzeczą jest realizm?

– Tak. Bardzo ważna dla katolickiego wychowania jest świadomość obecności Boga – Stwórcy. W nauczaniu szkolnym dokonał się mocny podział pomiędzy wiarą a rozumem, a dokładnie między wiarą a naukami przyrodniczymi. Prawdy wiary, Pismo Święte omawia się wyłącznie na lekcjach języka polskiego jako rodzaj mitologii czy wręcz bajki oraz na lekcjach religii. Nie mówimy o Panu Bogu w kontekście przyrody, fizyki, historii. A my chcemy to odwrócić – że to Bóg jest Panem historii, świata. Zagrożeniem dla dziecka jest, gdy zastępuje się realistyczny świat relacji, osób, kultury bajkami, fantastyką, ożywionymi przedmiotami, spersonifikowanymi zwierzętami. Powoduje to chaos w głowie, ponieważ dziecko przestaje rozróżniać, co jest rzeczywiste, a co nie. Zna świat wirtualny, ale tak naprawdę nie wie, co to jest prawdziwe życie, nie wie, co to jest trud, ból itd.

Tymczasem cierpienie, które towarzyszy często pokonywaniu trudności, ma ogromne znaczenie wychowawcze. Święty Paweł napisał o Panu Jezusie, że nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. My też się uczymy posłuszeństwa przez bardzo różne cierpienia, trudy itd. Dzisiaj próbuje się uchronić dziecko od jakiegokolwiek trudu, bólu, cierpienia, nie zastanawiając się, czy jest dobre, czy złe. Wiadomo, że przed złym bólem trzeba dziecko chronić. Ale przed bólem związanym z np. nieuważną jazdą na rowerze już niekoniecznie. Inaczej nie nauczy się, że trzeba uważać na siebie i na bezpieczeństwo innych. Dziecko, które wzrasta w świecie nierzeczywistym, wirtualnym, a nie ma kontaktu z realizmem, takim jak wysiłek, zmęczenie, ból, potem nie jest w stanie sobie poradzić emocjonalnie z jakimkolwiek trudem.

Dziękuję za rozmowę.

za:www.naszdziennik.pl/mysl/157813,edukacja-po-katolicku.html