Przypadająca w dniu 2 kwietnia bieżącego roku kolejna 12 już rocznica śmierci papieża Polaka św. Jana Pawła II skłoniła szczególnie nas Polaków do refleksji nad jego papieskimi naukami, jego życiowym dziełem oraz ciągłością jego kapłańskiego dorobku ewangelizacyjnego, jaki nam po sobie pozostawił.
Początek każdej wiosny, a później maj i czerwiec są bowiem doskonałymi momentami do przypomnienia sobie o tym wybitnym synu polskiej ziemi i wielkiej historycznej postaci naszej epoki, która odmieniła w ostatnich dziesięcioleciach na lepsze oblicze współczesnego świata. Począwszy bowiem od daty Jego śmierci, poprzez słynny watykański pogrzeb na placu przed bazyliką św. Piotra z zamykającą się na Jego trumnie kartka po kartce księgą, przez majowy dzień Jego kanonizacji, dzień imienin i czerwcowe rocznice Jego pielgrzymek do Polski, wszystkie te daty przypominają nam jednocześnie nasze życie sprzed lat i świat w którym wtedy żyliśmy. Jako katolik wdzięczny za moralne i duchowe nauki, jakie pozostawił nam po sobie papież- Polak postanowiłem napisać, jako podziękowanie moje indywidualne wspomnienie z dnia jego śmierci, w którym namalowałem dwa obrazy, jako requiem dla tego wybitnego człowieka i kapłana, którym był ks. Karol Wojtyła, najpierw zwykły ksiądz, później Metropolita Krakowski, a w końcu papież Jan Paweł II.
Te dwa trochę dziwne obrazy, powstały przed dwunastoma laty w Piotrkowie Trybunalskim w dniu Jego śmierci. Nie jestem z wykształcenia malarzem, a moje skromne plastyczne umiejętności, ograniczają się jedynie do namalowania przeze mnie w przypływie jakieś emocjonalnej, wewnętrznej potrzeby, bądź to wizerunku anioła, postaci świętego, bądź też jakiejś artystycznej abstrakcji, która mnie kojarzy się najczęściej z kolorowym dnem oceanu i rafą koralową. Maluję na deskach, blejtramach i prostych podobraziach farbami akrylowymi i nie uważam absolutnie tego co robię za sztukę, a jedynie za potrzebę mojej duszy, która od czasu do czasu domaga się ode mnie wyrażenia w ten sposób moich skrywanych uczuć i emocji. Swoje obrazy rozdaję najczęściej moim bliskim lub przyjaciołom, którzy mają ochotę je ode mnie przyjąć i powiesić jako ozdobę w swoich domach.
Parę razy udało mi się w życiu sprzedać moje obrazy bardziej na zasadzie żartu, niż traktowania ich jako „dzieł sztuki”. „Wieczerza Aniołów” i „Chrystus oczekujący”, bo tak nazwałem swoje obrazy, stały się jednak dla mnie czymś ważniejszym niż moje dotychczasowe amatorskie prace, a moment i okoliczności ich powstania stworzyły zupełnie inną perspektywę, dzięki której zacząłem wówczas trochę inaczej patrzeć na swoje „malowidła” i dorosłe już życie. Opisywane tu obrazy postanowiłem bowiem namalować świadomie w czasie nieuchronnego oczekiwania na śmierć Jana Pawła II, który jak trzeba pamiętać odchodził stąd do Boga bardzo długo i w fizycznych cierpieniach. Podczas ostatnich dni życia papieża-Polaka słuchałem na bieżąco komunikatów o Jego zdrowiu i myśląc wówczas o Nim, o sobie, o świecie w którym żyję i nieuchronności ludzkiej śmierci, doszedłem do wniosku, że oto na moich oczach kończy się wielka epoka historii Polski, Europy i świata, a trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa wraz ze śmiercią Jana Pawła II wchodzi w nową zupełnie nieprzewidywalną już fazę rozwoju, lub też destrukcji ludzkiej cywilizacji. Przygotowując się więc wtedy duchowo na jego odejście, postanowiłem w końcu poświęcić jedno popołudnie na namalowanie obrazu i symboliczne podsumowanie zarówno epoki, w której polski kardynał Karol Wojtyła stał się papieżem oraz wielkim duchowym przywódcą Polaków i głową kościoła katolickiego na całym świecie. Była to bowiem po części także historia mojego dotychczasowego i anonimowego życia. Przełom tysiącleci, w którym przyszło mi żyć oraz wielki pontyfikat tego papieża- Słowianina, zapowiadanego już przez polskich romantyków, stał się bowiem dla mnie swoistym okiem dziejowego cyklonu, w którym jak sobie to później uświadomiłem, zawsze w historycznym tle obecny był papież- Polak.
Kładąc w kwietniowy wieczór na białym płótnie pierwszą porcję farby nie wiedziałem jednak, że obrazy te staną się moim epitafium dla Ojca Świętego i jednocześnie duchowym zapisem uczuć i myśli, które wtedy mnie bez reszty zaprzątnęły. Słuchając radia z cogodzinnymi komunikatami o stanie zdrowia papieża wybrałem świadomie z jednego z moich ulubionych albumów o sztuce średniowiecza bizantyński motyw aniołów, i jako niefachowy kopista zacząłem na płótnie w podobnej kolorystyce odtwarzać fresk z nowogrodzkiego, staroruskiego soboru pod wezwaniem Mądrości Bożej. Wyobraziłem sobie bowiem, że właśnie w Niebie odbywa się anielska uczta i oczekiwanie na wiernego „sługę bożego” Karola Wojtyłę, który już niebawem zapuka do jego bram z pytaniem o to, czy zostanie tam wpuszczony. Przez kilka następnych godzin, jak w duchowym transie domalowywałem kolejne partie obrazu a spod mojej niewprawnej artystycznie ręki wyłaniały się postacie karminowo-pomarańczowych aniołów, patrzące na mnie z jakiejś dziwnej, mistycznej przestrzeni. Kiedy skończyłem malować było około godziny 21.00 w radio podano kolejną informację o krytycznym stanie zdrowia papieża. Było bardzo ciepło, dziwnie cicho i ciemno. Z resztek pozostałej farby na małym blejtramie namalowałem natomiast Chrystusa oczekującego na błogosławioną duszę Jana Pawła II. Kilkadziesiąt minut później, równo kiedy skończyłem ten drugi obraz, zaczęły bić wszystkie kościelne dzwony i wiadomo już było, co się właśnie dokonało. Podczas tych kilku godzin przypomniałem sobie jednak wszystkie te wydarzenia, które bezpośrednio dotyczyły mojego życia i momentów, kiedy papież-Polak był w jego centralnym punkcie.
Pierwszym jego wspomnieniem był moment, kiedy jako czternastoletni chłopak obudziłem się rano i leżąc w łóżku przed pójściem do szkoły usłyszałem, jak radiowy spiker mówi, że nowym papieżem został wybrany polski kardynał i biskup Krakowa Kardynał Wojtyła. W pierwszej chwili wydawało mi się, że się przesłyszałem i że jeszcze śpię, ponieważ kilka tygodni wcześniej tak samo jeszcze w półśnie o tej samej porze słyszałem wiadomość o wyborze poprzedniego papieża. Była jesień roku 1978. W rok później w czerwcu, kiedy skończyłem właśnie swoją szkołę podstawową Karol Wojtyła, już jako papież Jan Paweł II przybył do komunistycznej Polski ze swoją pierwszą pielgrzymką, co tak naprawdę stało się później początkiem końca komunizmu i późniejszego upadku wszystkich europejskich dyktatur marksistowskich. To dla wszystkich, jak się wtedy wydawało Polaków, było wielkie święto, na papieskie pielgrzymki podążały miliony ludzi, a jego słowa-„Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi.... tej Ziemi” stały się symbolicznym zapłonem do zrzucenia najpierw przez naród polski, a dopiero później całą marksistowską Europę jarzma komunistycznej dyktatury. Rok później w sierpniu 1980 wybuchły ogólnopolskie strajki i powstała „Solidarność”. Polacy uwierzyli bowiem, że mogą wziąć życie w swoje ręce i nie są już sami bo mają właśnie polskiego papieża, który się za nich modli i upomina. Kiedy w majowy wieczór w roku 1981 przyszedłem do domu zastałem w nim płaczącą matkę. Okazało się, że właśnie w Rzymie dokonano zamachu na życie Jana Pawła II, a strzelał do niego jakiś turecki terrorysta- Ali Agca. Dla nas jednak było od początku wiadome, że za zamachem stoją sowieckie, komunistyczne służby bezpieczeństwa a wszystkie tropy prowadzą i tak w kierunku Kremla. Jak się okazało dopiero teraz, mieliśmy wtedy z matką rację, a pod wyrokiem śmierci wydanym na papieża stało KGB i kilka służb bezpieczeństwa wschodnioeuropejskich krajów. Później był już stan wojenny i kilka ponurych lat komunistycznego bezprawia, kłamstwa, represji i codziennej biedy pod rządami reżimu Jaruzelskiego. W 1984 polska Służba Bezpieczeństwa zamordowała ks. Jerzego Popiełuszkę i były to bez wątpienia te same niewidzialne marksistowskie ręce, które wcześniej podpisały wyrok na papieża.
Po raz pierwszy zobaczyłem osobiście Ojca Świętego w roku 1987 kiedy ze swoją kolejną pielgrzymką przyjechał do Polski. Jej trasa wiodła wtedy przez moją rodzinną Łódź, gdzie setki tysięcy ludzi wraz ze mną wyległy na ulice aby Go powitać. Ojciec Święty odprawił uroczystą Mszę Świętą w łódzkiej katedrze i w obecności setek tysięcy Łodzian udzielił komunii kilkudziesięciu dzieciom podczas spotkania z wiernymi na łódzkim Lublinku, odwiedził też wtedy fabrykę tekstylną „Uniontex”, gdzie owacyjnie był witany przez łódzkie szwaczki. Niestety dzisiaj oprócz wielkiego papieskiego zdjęcia na całkowitej ruinie dawnego, opustoszałego „Unionteksu” nie ma już żadnego śladu tamtych dni.
W roku 1991 kiedy po swojej dwuletniej emigracji wróciłem do kraju papież po raz kolejny przyjechał do Ojczyzny w Polsce rządził już pierwszy od czterdziestu lat , jak się wtedy przynajmniej Polakom wydawało, nie komunistyczny rząd. Niemcy zjednoczyły się w pokojowy sposób, wojska sowieckie wycofywały się ze swoich stref okupacyjnych we Wschodnich Niemczech i Afganistanie, a Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich rozpadł się jako poststalinowskie imperium na wiele krajów. Litwa, Łotwa, Estonia i Ukraina ogłosiły też swoją państwową niepodległość. Komunistyczny lodowiec, co jeszcze pięć lat wcześniej wydawało by się utopią, stopniał błyskawicznie, a w jego rozpadzie wielki udział miał zarówno Jan Paweł II oraz naród Polski, który od 1980 podtrzymał swoją walkę z sowieckim komunizmem i ją w ostateczności wygrał.
Kolejnym etapem mojego życia jaki splótł się z pontyfikatem Jana Pawła II był dzień pogrzebu Jana Pawła II .Jechałem akurat przez Polskę do domu, po tym jak przygotowałem w przygranicznych Słubicach na tamtejszym Uniwersytecie „Collegium Polonicum” wystawę fotograficzną najstarszych kościołach i chrzcielnicach Polski, która naturalnie Jego pamięci była poświęcona. Moment, kiedy ostatecznie zamknęła się księga życia papieża leżąca na jego trumnie, zastał mnie pod kościołem Najświętszego Serca Jezusowego w Rzepinie, gdzie akurat czekałem na pociąg. Powtórne bicie dzwonów obwieściło koniec wielkiej epoki.
Parę tygodni później już po wyborze na nowego papieża Benedykta XVI wraz z moimi przyjaciółmi postanowiliśmy wspominając Jana Pawła II wyruszyć na symboliczną pielgrzymkę, po najstarszych kościołach i klasztorach polskich i niemieckich i zakończyć ją w Kolonii podczas Światowego Dnia Młodzieży i wizyty Ojca Świętego Benedykta XVI w tym mieście. Udało nam się to zrealizować, z czego powstała duża wystawa fotograficzna opisująca najstarsze świątynie chrześcijańskie między Wisłą, Renem a Dunajem. Jej debiut dzięki życzliwości ks. Andrzeja Lemiesza miał miejsce w piotrkowskim kościele o.o Jezuitów podczas ważnej mszy dziękczynnej za koronację św. wizerunku Matki Bożej Trybunalskiej, którą wcześniej podczas swojej pielgrzymki do Polski koronował nowy papież Benedykt XVI. Ze względu na to, iż przez parę lat moje życie związało się z Piotrkowem Trybunalskim, tutaj powstały obydwa obrazy i znalazłem tu nowych przyjaciół, bliskie mi osoby oraz pracę, której przez wiele lat nie miałem, postanowiłem ofiarować jedno z tych malowideł jednemu z piotrkowskich kościołów.
„Wieczerzę Aniołów” w podziękowaniu za duchowe wsparcie ofiarowałem o. gwardianowi o.o Bernardynów. Obraz „Chrystusa Oczekującego” zatrzymałem dla siebie z zamiarem przekazania go w przyszłości jednej z parafii związanej ze św. Janem Pawłem II. Wierzę bowiem, że w parę lat po śmierci naszego papieża, do którego często modliłem się o odmianę mojego losu, część moich próśb została przez Boga wysłuchana, co może świadczyć o jego nie wątpliwej świętości.
Epilogiem moich osobistych starań o realizację w codziennym życiu papieskich nauk i pamięci o papieżu-Polaku był cykl wystaw fotograficznych zrealizowany przy pomocy moich dawnych przyjaciół i życzliwości władz oraz instytucji kilku miast prezentujący romańskie ziemi rodzinnej św. Jana Pawła II, który w roku 2011 powstał z okazji kanonizacji śp.Jana Pawła II .Prezentacje ekspozycji „Najstarsze kościoły i klasztory ziemi rodzinnej Jana Pawła II” odbyły się natomiast pod patronatem prezydentów tych miast, którzy dofinansowali częściowo jej prezentacje, w Piotrkowie Trybunalskim, Radomsku, Głownie i Gnieźnie oraz w warszawskiej siedzibie Archiwum Polskiej Akademii Nauk w Pałacu Staszica, co było ukoronowaniem cyklu tych wystaw.
Najważniejszą z nich była natomiast majowa prezentacja wystawy w Archikatedrze Gnieźnieńskiej w roku 2011, w której uczestniczył między innymi biskup pomocniczy Archidiecezji Gnieźnieńskiej Jego Ekscelencja bp. Bogdan Wojtuś. Jako podsumowanie tych skromnych starań przypominania, o tym wielkim człowieku pozostał mi do dziś napisany wówczas przeze mnie i czekajcy spokojnie na publikację historyczny przewodnik dla pielgrzymów po najstarszych kościołach Krakowa i Małopolski, która była przecież ziemią rodzinną papieża-Polaka.
Myślę więc, że jako dziecko polskiego pokolenia JPII i anonimowy przeciętny Polak , wypełniłem tym swoje drobne zobowiązanie wobec pamięci o Nim i jego duszpasterskiego przesłania, jakie nam Polakom po sobie pozostawił .I chyba w ostateczności o to Mu chodziło. Teraz w końcu Polska. Teraz Bóg. Totus Tuus . Szczęść Boże.
Wszelkie prawa autorskie i wydawnicze zastrzeżone. Wszelkiego rodzaju reprodukowanie tekstów i zdjęć oraz tytułu serii bez pisemnej zgody autora i wydawcy jest traktowane jako naruszenie praw autorskich łącznie z konsekwencjami prawnymi przewidzianymi w Ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych / Dz. U. nr 24 z 23.02. 1994 r. poz.8/
Copyright G.B. Bednarek, 2017
Te dwa trochę dziwne obrazy, powstały przed dwunastoma laty w Piotrkowie Trybunalskim w dniu Jego śmierci. Nie jestem z wykształcenia malarzem, a moje skromne plastyczne umiejętności, ograniczają się jedynie do namalowania przeze mnie w przypływie jakieś emocjonalnej, wewnętrznej potrzeby, bądź to wizerunku anioła, postaci świętego, bądź też jakiejś artystycznej abstrakcji, która mnie kojarzy się najczęściej z kolorowym dnem oceanu i rafą koralową. Maluję na deskach, blejtramach i prostych podobraziach farbami akrylowymi i nie uważam absolutnie tego co robię za sztukę, a jedynie za potrzebę mojej duszy, która od czasu do czasu domaga się ode mnie wyrażenia w ten sposób moich skrywanych uczuć i emocji. Swoje obrazy rozdaję najczęściej moim bliskim lub przyjaciołom, którzy mają ochotę je ode mnie przyjąć i powiesić jako ozdobę w swoich domach.
Parę razy udało mi się w życiu sprzedać moje obrazy bardziej na zasadzie żartu, niż traktowania ich jako „dzieł sztuki”. „Wieczerza Aniołów” i „Chrystus oczekujący”, bo tak nazwałem swoje obrazy, stały się jednak dla mnie czymś ważniejszym niż moje dotychczasowe amatorskie prace, a moment i okoliczności ich powstania stworzyły zupełnie inną perspektywę, dzięki której zacząłem wówczas trochę inaczej patrzeć na swoje „malowidła” i dorosłe już życie. Opisywane tu obrazy postanowiłem bowiem namalować świadomie w czasie nieuchronnego oczekiwania na śmierć Jana Pawła II, który jak trzeba pamiętać odchodził stąd do Boga bardzo długo i w fizycznych cierpieniach. Podczas ostatnich dni życia papieża-Polaka słuchałem na bieżąco komunikatów o Jego zdrowiu i myśląc wówczas o Nim, o sobie, o świecie w którym żyję i nieuchronności ludzkiej śmierci, doszedłem do wniosku, że oto na moich oczach kończy się wielka epoka historii Polski, Europy i świata, a trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa wraz ze śmiercią Jana Pawła II wchodzi w nową zupełnie nieprzewidywalną już fazę rozwoju, lub też destrukcji ludzkiej cywilizacji. Przygotowując się więc wtedy duchowo na jego odejście, postanowiłem w końcu poświęcić jedno popołudnie na namalowanie obrazu i symboliczne podsumowanie zarówno epoki, w której polski kardynał Karol Wojtyła stał się papieżem oraz wielkim duchowym przywódcą Polaków i głową kościoła katolickiego na całym świecie. Była to bowiem po części także historia mojego dotychczasowego i anonimowego życia. Przełom tysiącleci, w którym przyszło mi żyć oraz wielki pontyfikat tego papieża- Słowianina, zapowiadanego już przez polskich romantyków, stał się bowiem dla mnie swoistym okiem dziejowego cyklonu, w którym jak sobie to później uświadomiłem, zawsze w historycznym tle obecny był papież- Polak.
Kładąc w kwietniowy wieczór na białym płótnie pierwszą porcję farby nie wiedziałem jednak, że obrazy te staną się moim epitafium dla Ojca Świętego i jednocześnie duchowym zapisem uczuć i myśli, które wtedy mnie bez reszty zaprzątnęły. Słuchając radia z cogodzinnymi komunikatami o stanie zdrowia papieża wybrałem świadomie z jednego z moich ulubionych albumów o sztuce średniowiecza bizantyński motyw aniołów, i jako niefachowy kopista zacząłem na płótnie w podobnej kolorystyce odtwarzać fresk z nowogrodzkiego, staroruskiego soboru pod wezwaniem Mądrości Bożej. Wyobraziłem sobie bowiem, że właśnie w Niebie odbywa się anielska uczta i oczekiwanie na wiernego „sługę bożego” Karola Wojtyłę, który już niebawem zapuka do jego bram z pytaniem o to, czy zostanie tam wpuszczony. Przez kilka następnych godzin, jak w duchowym transie domalowywałem kolejne partie obrazu a spod mojej niewprawnej artystycznie ręki wyłaniały się postacie karminowo-pomarańczowych aniołów, patrzące na mnie z jakiejś dziwnej, mistycznej przestrzeni. Kiedy skończyłem malować było około godziny 21.00 w radio podano kolejną informację o krytycznym stanie zdrowia papieża. Było bardzo ciepło, dziwnie cicho i ciemno. Z resztek pozostałej farby na małym blejtramie namalowałem natomiast Chrystusa oczekującego na błogosławioną duszę Jana Pawła II. Kilkadziesiąt minut później, równo kiedy skończyłem ten drugi obraz, zaczęły bić wszystkie kościelne dzwony i wiadomo już było, co się właśnie dokonało. Podczas tych kilku godzin przypomniałem sobie jednak wszystkie te wydarzenia, które bezpośrednio dotyczyły mojego życia i momentów, kiedy papież-Polak był w jego centralnym punkcie.
Pierwszym jego wspomnieniem był moment, kiedy jako czternastoletni chłopak obudziłem się rano i leżąc w łóżku przed pójściem do szkoły usłyszałem, jak radiowy spiker mówi, że nowym papieżem został wybrany polski kardynał i biskup Krakowa Kardynał Wojtyła. W pierwszej chwili wydawało mi się, że się przesłyszałem i że jeszcze śpię, ponieważ kilka tygodni wcześniej tak samo jeszcze w półśnie o tej samej porze słyszałem wiadomość o wyborze poprzedniego papieża. Była jesień roku 1978. W rok później w czerwcu, kiedy skończyłem właśnie swoją szkołę podstawową Karol Wojtyła, już jako papież Jan Paweł II przybył do komunistycznej Polski ze swoją pierwszą pielgrzymką, co tak naprawdę stało się później początkiem końca komunizmu i późniejszego upadku wszystkich europejskich dyktatur marksistowskich. To dla wszystkich, jak się wtedy wydawało Polaków, było wielkie święto, na papieskie pielgrzymki podążały miliony ludzi, a jego słowa-„Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi.... tej Ziemi” stały się symbolicznym zapłonem do zrzucenia najpierw przez naród polski, a dopiero później całą marksistowską Europę jarzma komunistycznej dyktatury. Rok później w sierpniu 1980 wybuchły ogólnopolskie strajki i powstała „Solidarność”. Polacy uwierzyli bowiem, że mogą wziąć życie w swoje ręce i nie są już sami bo mają właśnie polskiego papieża, który się za nich modli i upomina. Kiedy w majowy wieczór w roku 1981 przyszedłem do domu zastałem w nim płaczącą matkę. Okazało się, że właśnie w Rzymie dokonano zamachu na życie Jana Pawła II, a strzelał do niego jakiś turecki terrorysta- Ali Agca. Dla nas jednak było od początku wiadome, że za zamachem stoją sowieckie, komunistyczne służby bezpieczeństwa a wszystkie tropy prowadzą i tak w kierunku Kremla. Jak się okazało dopiero teraz, mieliśmy wtedy z matką rację, a pod wyrokiem śmierci wydanym na papieża stało KGB i kilka służb bezpieczeństwa wschodnioeuropejskich krajów. Później był już stan wojenny i kilka ponurych lat komunistycznego bezprawia, kłamstwa, represji i codziennej biedy pod rządami reżimu Jaruzelskiego. W 1984 polska Służba Bezpieczeństwa zamordowała ks. Jerzego Popiełuszkę i były to bez wątpienia te same niewidzialne marksistowskie ręce, które wcześniej podpisały wyrok na papieża.
Po raz pierwszy zobaczyłem osobiście Ojca Świętego w roku 1987 kiedy ze swoją kolejną pielgrzymką przyjechał do Polski. Jej trasa wiodła wtedy przez moją rodzinną Łódź, gdzie setki tysięcy ludzi wraz ze mną wyległy na ulice aby Go powitać. Ojciec Święty odprawił uroczystą Mszę Świętą w łódzkiej katedrze i w obecności setek tysięcy Łodzian udzielił komunii kilkudziesięciu dzieciom podczas spotkania z wiernymi na łódzkim Lublinku, odwiedził też wtedy fabrykę tekstylną „Uniontex”, gdzie owacyjnie był witany przez łódzkie szwaczki. Niestety dzisiaj oprócz wielkiego papieskiego zdjęcia na całkowitej ruinie dawnego, opustoszałego „Unionteksu” nie ma już żadnego śladu tamtych dni.
W roku 1991 kiedy po swojej dwuletniej emigracji wróciłem do kraju papież po raz kolejny przyjechał do Ojczyzny w Polsce rządził już pierwszy od czterdziestu lat , jak się wtedy przynajmniej Polakom wydawało, nie komunistyczny rząd. Niemcy zjednoczyły się w pokojowy sposób, wojska sowieckie wycofywały się ze swoich stref okupacyjnych we Wschodnich Niemczech i Afganistanie, a Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich rozpadł się jako poststalinowskie imperium na wiele krajów. Litwa, Łotwa, Estonia i Ukraina ogłosiły też swoją państwową niepodległość. Komunistyczny lodowiec, co jeszcze pięć lat wcześniej wydawało by się utopią, stopniał błyskawicznie, a w jego rozpadzie wielki udział miał zarówno Jan Paweł II oraz naród Polski, który od 1980 podtrzymał swoją walkę z sowieckim komunizmem i ją w ostateczności wygrał.
Kolejnym etapem mojego życia jaki splótł się z pontyfikatem Jana Pawła II był dzień pogrzebu Jana Pawła II .Jechałem akurat przez Polskę do domu, po tym jak przygotowałem w przygranicznych Słubicach na tamtejszym Uniwersytecie „Collegium Polonicum” wystawę fotograficzną najstarszych kościołach i chrzcielnicach Polski, która naturalnie Jego pamięci była poświęcona. Moment, kiedy ostatecznie zamknęła się księga życia papieża leżąca na jego trumnie, zastał mnie pod kościołem Najświętszego Serca Jezusowego w Rzepinie, gdzie akurat czekałem na pociąg. Powtórne bicie dzwonów obwieściło koniec wielkiej epoki.
Parę tygodni później już po wyborze na nowego papieża Benedykta XVI wraz z moimi przyjaciółmi postanowiliśmy wspominając Jana Pawła II wyruszyć na symboliczną pielgrzymkę, po najstarszych kościołach i klasztorach polskich i niemieckich i zakończyć ją w Kolonii podczas Światowego Dnia Młodzieży i wizyty Ojca Świętego Benedykta XVI w tym mieście. Udało nam się to zrealizować, z czego powstała duża wystawa fotograficzna opisująca najstarsze świątynie chrześcijańskie między Wisłą, Renem a Dunajem. Jej debiut dzięki życzliwości ks. Andrzeja Lemiesza miał miejsce w piotrkowskim kościele o.o Jezuitów podczas ważnej mszy dziękczynnej za koronację św. wizerunku Matki Bożej Trybunalskiej, którą wcześniej podczas swojej pielgrzymki do Polski koronował nowy papież Benedykt XVI. Ze względu na to, iż przez parę lat moje życie związało się z Piotrkowem Trybunalskim, tutaj powstały obydwa obrazy i znalazłem tu nowych przyjaciół, bliskie mi osoby oraz pracę, której przez wiele lat nie miałem, postanowiłem ofiarować jedno z tych malowideł jednemu z piotrkowskich kościołów.
„Wieczerzę Aniołów” w podziękowaniu za duchowe wsparcie ofiarowałem o. gwardianowi o.o Bernardynów. Obraz „Chrystusa Oczekującego” zatrzymałem dla siebie z zamiarem przekazania go w przyszłości jednej z parafii związanej ze św. Janem Pawłem II. Wierzę bowiem, że w parę lat po śmierci naszego papieża, do którego często modliłem się o odmianę mojego losu, część moich próśb została przez Boga wysłuchana, co może świadczyć o jego nie wątpliwej świętości.
Epilogiem moich osobistych starań o realizację w codziennym życiu papieskich nauk i pamięci o papieżu-Polaku był cykl wystaw fotograficznych zrealizowany przy pomocy moich dawnych przyjaciół i życzliwości władz oraz instytucji kilku miast prezentujący romańskie ziemi rodzinnej św. Jana Pawła II, który w roku 2011 powstał z okazji kanonizacji śp.Jana Pawła II .Prezentacje ekspozycji „Najstarsze kościoły i klasztory ziemi rodzinnej Jana Pawła II” odbyły się natomiast pod patronatem prezydentów tych miast, którzy dofinansowali częściowo jej prezentacje, w Piotrkowie Trybunalskim, Radomsku, Głownie i Gnieźnie oraz w warszawskiej siedzibie Archiwum Polskiej Akademii Nauk w Pałacu Staszica, co było ukoronowaniem cyklu tych wystaw.
Najważniejszą z nich była natomiast majowa prezentacja wystawy w Archikatedrze Gnieźnieńskiej w roku 2011, w której uczestniczył między innymi biskup pomocniczy Archidiecezji Gnieźnieńskiej Jego Ekscelencja bp. Bogdan Wojtuś. Jako podsumowanie tych skromnych starań przypominania, o tym wielkim człowieku pozostał mi do dziś napisany wówczas przeze mnie i czekajcy spokojnie na publikację historyczny przewodnik dla pielgrzymów po najstarszych kościołach Krakowa i Małopolski, która była przecież ziemią rodzinną papieża-Polaka.
Myślę więc, że jako dziecko polskiego pokolenia JPII i anonimowy przeciętny Polak , wypełniłem tym swoje drobne zobowiązanie wobec pamięci o Nim i jego duszpasterskiego przesłania, jakie nam Polakom po sobie pozostawił .I chyba w ostateczności o to Mu chodziło. Teraz w końcu Polska. Teraz Bóg. Totus Tuus . Szczęść Boże.
Wszelkie prawa autorskie i wydawnicze zastrzeżone. Wszelkiego rodzaju reprodukowanie tekstów i zdjęć oraz tytułu serii bez pisemnej zgody autora i wydawcy jest traktowane jako naruszenie praw autorskich łącznie z konsekwencjami prawnymi przewidzianymi w Ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych / Dz. U. nr 24 z 23.02. 1994 r. poz.8/
Copyright G.B. Bednarek, 2017