Publikacje członków OŁ KSD

prof. Tadeusz Gerstenkorn - TO i OWO

Czyli miscellanea  lub silva rerum (jeśli ktoś przepada za obcymi terminami). A dlatego To i owo, że chcę przedstawić kilka spraw, które – formalnie –należy traktować odrębnie, choć – jeśli się dobrze przyjrzeć – można się doszukać między nimi pewnych powiązań.



 W piątek 26 maja mieliśmy w Polsce  Dzień Matki. Jest to już u nas dość długa tradycja wspominania naszych mam, składania im życzeń i wyrażania w piękny sposób wdzięczności za trud wychowania nas, a przede wszystkim za ofiarę dania nam życia. Uczucie do matki wyrażamy w każdy możliwy sposób, tj. słowem, czynem, a także pieśnią lub utworem muzycznym. Z wielkim wzruszeniem słucham nadawaną zwykle w Radiu Maryja lub Telewizji TRWAM „Pieśń do Matki” przepięknie oddaną przez księdza, którego nazwiska zapomniałem, ale słuchacze zapewne mają go w pamięci. Ale czy można mieć dwie mamy ? Pytanie wydaje się bezsensowne, gdy tymczasem było niedawno potraktowane całkiem poważnie.

Surogacja

Otrzymałem drogą elektroniczną informację z ośrodka o nazwie European Centre for Law and Justice  (ECLJ - Europejskie Centrum dla Prawa i Sprawiedliwości; w nazwie przypomina nasze PiS), że dwie Niemki wystąpiły do swych władz z postulatem uznania ich obie jako matki wspólnego dziecka. Jak do tego doszło ? Otóż jedna pani dała swoje jajeczko, które następnie zostało drogą in vitro  umieszczone w macicy drugiej pani i, ażeby było ciekawiej, jajeczko to zostało zapłodnione spermą nieznanego mężczyzny. Drugiej pani udało się w ten sposób urodzić dziecko, czyli zostać tak zwaną surogatką. Termin surogacja, a właściwie subrogacja (od łacińskiego subrogatio – zastąpienie) jest właściwie terminem prawniczym i oznacza nabycie praw wierzyciela przez osobę, która spłaciła cudzy dług. Przeniesiono znaczenie tego terminu na sytuację „wypożyczenia” dróg rodnych innej kobiety  i w ten sposób stał się on znany właściwie w tak niecodziennej sytuacji. Surogacja nie jest w Niemczech  dozwolona (jak zresztą  w wielu innych krajach), więc sprytne kobiety uciekły się do takiego procederu za granicą, ale uznania macierzyństwa obie kobiety żądały we własnym kraju. Władze (w tym przypadku niemieckie) mogły właściwie odrzucić pozew tych kobiet, ponieważ postępowanie było nielegalne, ale zdecydowały się rozpatrywać kuriozalny przypadek (bo nie był odosobniony) i rozwiązały go „salomonowo” w ten sposób, że zgodziły się na adopcję dziecka przez kobietę, która je urodziła, na co wyraził zgodę jej „partner”, jak to teraz poprawnie się formułuje, widocznie, aby zadowolić kręgi LGBT. Kim był ten partner (on czy ona) nie podano. Samo współczesne życie i prawo; c’est la vie – jak mówią Francuzi.

Urzędowa francuska tolerancja

Jest takie ludowe powiedzenie:  głupich nie sieją, sami wschodzą, co ma odpowiadać stwierdzeniu, że głupich nigdy nie zabraknie. Aby ktoś nie zechciał doszukiwać się w przytoczonym zwrocie moich obraźliwych intencji, nadmienię, że termin „głupi” ma wielorakie znaczenie (wystarczy zajrzeć do słownika) i tu biorę pod uwagę delikatny odcień znaczeniowy, to znaczy: oceniany jako niemądry, niemający wiedzy, umiejętności, pozbawiony inteligencji lub dający się łatwo zwieść, naiwny. Takich „głupich” można w populacji zawsze znaleźć, co zresztą jest w zgodzie z omawianym rozkładem normalnym. Zwykle bywa tak, że frakcja osób głupawych w społeczeństwie jest równoważona przez odpowiednią wielkość  „mądrzejszych”, choć ci pierwsi są zwykle bardziej zauważalni, bowiem ich wypowiedzi lub czyny bardziej rzucają się w oczy lub  są przez media nagłaśniane. Sądzę, że byłoby cenne, aby czytelnicy sami przypisali odpowiednie określenie słowne (może epitet ?, tj, określenie uwydatniające cechę) dla poczynań pewnej rządowej francuskiej instytucji, której działania poniżej przedstawię.

Fundacja Jérôme (po polsku to chyba Jeremi) Jean Louis Lejeune (odkrywca,  jeśli dobrze pamiętam - w 1929 r. w Paryżu trizomii 21, * 26.06.1926 + 3.4.1994, Sługa Boży Kościoła Katolickiego, członek Papieskiej Akademii Nauk i pierwszy przewodniczący Papieskiej Akademii  Życia, laureat w 1961 r. nagrody Kennedy’ego) wspomagana przez ECLJ złożyła skargę 9 maja br. do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ECHR) na decyzję Rady Państwa Francuskiego (Conceil d'État), która zaaprobowała  cenzurowanie filmiku  o nazwie "Droga Przyszła Mamo  przez Wyższą Radę Audiowizualną francuskich władz telewizyjnych.  Chodzi tu o filmik telewizyjny skierowany do ciężarnych kobiet spodziewających się dziecka z zespołem Downa. Filmik pokazuje dzieci trizomiczne jako szczęśliwe osoby oraz kochające ich mamy. Miało to stanowić zagrożenie unikania w takim przypadku aborcji przez ciężarne kobiety spodziewające się urodzenia dziecka z wadą genetyczną, co miało być powodem takiego zarządzenia.


Warto obejrzeć ten filmik (u nas pod angielskim tytułem : Dear Future Mom), bo jest rzadkością. Co prawda wypowiedzi dzieci są po angielsku, ale  można się domyśleć znaczenia słów po reakcjach tych dzieci. Wystarczy wystukać: www.youtu.be/Ju-q40nBtNu.

Co Francuz wymyśli, to Polak …

Francuski sposób interpretacji tolerancji znalazł – jak się wydaje – naśladowców w Polsce i to nie byle gdzie, bo w uniwersytetach. Można się tu posłużyć następującym przykładem. W marcu br. przyjechała do Polski pani Rebecca Kiesling, amerykańska działaczka prolife , która demonstruje swoje poglądy antyaborcyjne oświadczając, że sama urodziła się w konsekwencji gwałtu, a w czasach kiedy się rodziła amerykańskie prawo nie zezwalało na aborcję na takiej podstawie, co zresztą uważa jako osobiste szczęście, bo dzięki temu żyje. Pani Kieslintg miała wygłosić na kilku polskich uniwersytetach odczyt  przedstawiając swą historię życia jako pewne świadectwo prawa do życia każdej poczętej istoty. Niestety pod różnymi pretekstami nie wydano zgody na jej wystąpienia. Można się domyślać, że musiały tu być naciski pewnych środowisk przeciwnych cywilizacji życia, bo przecież w uniwersytetach odbywają się przeróżne odczyty, powiązane  najczęściej z dyskusją, co nie dziwi, bowiem zadaniem uniwersytetu jest odkrywanie prawdy, a tę uzyskuje się przeważnie przez prezentację różnych stanowisk poddanych dyskusyjnej krytyce. Niechlubne to posunięcie kilku uczelni spowodowało, że sprawa stała się głośna w mediach i odczyty musiały się odbyć w mniej komfortowych warunkach, tj. w punktach zastępczych, np. we Wrocławiu w siedzibie „Civitas Christiana”.

Handlowa przyjaźń francusko-polska

Język francuski jest pięknie brzmiący dla ucha, piosenki francuskie są czarujące i wzruszające, zwłaszcza Edith Piaf i Charle’a Aznavoura, filmy pociągające i często dające miłą rozrywkę, kuchnia – palce lizać (zwłaszcza ślimaki), kontakty osobiste są niejednokrotnie warte podkreślenia; bywały nawet pewne formy pomocy w trudnych momentach dziejowych, np. w wojnie 1920 r., ale interes to interes (jak kto woli, może to wyrazić po angielsku), więc trudno się dziwić, że jeśli można na Polakach dobrze zarobić, to dlaczego nie ? (dawniej mówiło się: czemu nie ?). Jest przykładów sporo, ale tylko  podam parę, aby czytelników  nie męczyć.

Gdy rozeszła się wieść, że fabryka w Amiens może zostać przeniesiona do Polski (a wówczas pewni Francuzi mogliby stracić dobrze płatną pracę), ostro zareagował niedawny kandydat na prezydenta Francji Emmanuel Macron oskarżając Polskę o nieuczciwą konkurencję, bo w Polsce siła robocza jest tańsza (co rzeczywiście można potraktować jako nieuczciwe). Faktycznie tak jest, ale skoro się kochamy (przynajmniej oficjalnie), to przecież nic prostszego jak czynić ze strony Francji starania, aby płace za pracę były w Polsce wyższe i ludzie mieli się lepiej (we Francji jest 35-godzinny tydzień  pracy). A z tą  inicjatywą (choć nie dobrosąsiedzką, jak się kiedyś mówiło) jakoś cisza.  Miłość niejedno ma imię, czasem całkiem wyrachowane. Przyjrzyjmy się pewnym faktom.

Według Eurostatu (to taki europejski GUS, czyli Główny Urząd Statystyczny) średni godzinny koszt pracy wynosi we Francji 35,6 euro, a w Polsce  8,6 euro, czyli cztery razy mniej. Zatem z „wielkiej miłości” do Polski francuskie firmy tworzyły od 1989 r. tysiące miejsc pracy, bo mogły świetnie zyski maksymalizować, a tym samym dać korzyść z tego całej Francji. Francuzi maja fabrykę w Olsztynie (Michelin – opony), a taki gigant jak Lafarge posiada w naszym kraju wiele cementowni. Dodajmy tu jeszcze zakład Opla, należący do francuskiej grupy w Gliwicach. Jak świetnie się czują w sieci sklepów wielkopowierzchniowych. Wystarczy tu wymienić takie nazwy jak Géant (czyli po polsku gigant-olbrzym),  Auchan, E. Léclerc, Carrfour. Czy nie dziwi, że nic nie słychać, by Francuzi myśleli o solidnych podwyżkach za pracę Polaków w ich firmach. Jakoś tu nie rzucają gromów na pewną formę wyzysku, bo to nie interes. A przy tym dobrze wiedzą, jak należy postępować, bo u siebie, we Francji hamują rozwój tego typu sklepów (tzw. modnie hipermarketów),  ograniczając ich ekspansję, m. in. rugowując taki handel z centrów miast. Jaki krzyk był naszej „totalnej” opozycji, gdy zrezygnowaliśmy z zakupu francuskich śmigłowców. Tymczasem trzeba wiedzieć, że w 2014 r. Francuzi dostali od nas 46 zamówień publicznych,  gdy tymczasem Polacy od nich jedno. Trzeba się cieszyć, że aż tyle, bo w 2015 r. dokładnie nic.

Czy Prawa Człowieka tylko dla wybranych ?

W czwartek 27 kwietnia  2017 r. Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy zatwierdziło Rezolucję (38 głosów za, 19 przeciw) oraz Rekomendację (tu 44 za i 19 przeciw) dotyczącą Ochronie praw rodziców i dzieci należących do mniejszości religijnych  (podkr. TG). Rezolucja wzywa państwa do przestrzegania moralnych i religijnych przekonań. Rezolucja przypomina prawo rodziców do zapewnienia edukacji zgodnie  z ich religijnymi i filozoficznymi przekonaniami, o czym mówi art.. 2 protokołu nr 1 Konwencji .  (za ECLJ z 28.4.2017).

Czyżby większości religijne nie potrzebowały w UE  ochrony prawnej ?