Publikacje członków OŁ KSD

Jan Gać - LITOSTROTOS

Dawno już nie ma Antonii. Twierdzę tę zbudował w latach 37-35 przed Chr. Herod Wielki  i nazwał Antonią na  cześć Marka Antoniusza, podówczas swego przyjaciela. Położenie twierdzy w samym mieście, przy północno-zachodnim narożniku placu świątynnego, miało znaczenie strategiczne. Wybitny budowniczy i wielki okrutnik, dzierżący władzę z łaski Rzymian, lojalnie musiał wydzielić wojskom okupującym Palestynę kluczowe stanowisko operacyjne. Garnizon rzymski zakwaterowany w Antonii stał w pogotowiu na wypadek  najmniejszych nawet zajść w mieście. O jednym z takich incydentów dowiadujemy się od Łukasza, autora Dziejów Apostolskich (Dz 21,27-36; 22,22-29).

Właśnie po schodach Antonii zbiegli na plac świątynny żołnierze, by powstrzymać rozjuszony tłum i uchronić przed linczem jakiegoś  Żyda, którym się okazał Paweł z Tarsu. Zaprowadzono go zaraz przed trybuna na szczegółowe przesłuchanie. Jak się okazało, uwolniony z rąk napastników był obywatelem rzymskim. Z tej plastycznie i żywo opisanej sceny dowiadujemy się o roli, jaka pełniła  Antonia w okupowanym mieście, a opinia ta pokrywa się ze świadectwem Józefa Flawiusza z kart Wojny Żydowskiej. Twierdzę zniszczyli żydowscy powstańcy w 66 roku, wycinając do nogi kwaterującą tam załogę rzymską. Jako symbol okupacji Rzymu nad Jerozolimą, twierdza służyła Rzymianom niespełna sto lat. Jeśli cokolwiek pozostało do dziś  z tej gigantycznej budowli, z takim zachwytem opisywanej przez Józefa Flawiusza, to jest to pawiment zalegający głęboko pod współczesną warstwą osadniczą Świętego Miasta. Tam głęboko, pod fundamentami arabskiej szkoły Umariya, pod ulicą Via Dolorosa, pod klasztorem franciszkanów i w podziemiach klasztoru Sióstr Syjońskich, znajdują się  kamienne płyty, którymi wybrukowany był dziedziniec Antonii.

Przeprowadzone badania wykopaliskowe w podziemiach chrześcijańskich obiektów pozwoliły bliżej zlokalizować twierdzę i przynajmniej częściowo wykreślić jej kształt. Będąca w posiadaniu franciszkanów Kaplica Biczowania, oddana w opiekę polskim zakonnicom, znajduje się na miejscu wewnętrznego dziedzińca koszar wojskowych, u Marka Ewangelisty nazwanego pretorium (Mk 15,16). W bezpośrednim sąsiedztwie stoi kaplica upamiętniająca skazanie Jezusa na śmierć. Kilkadziesiąt kroków dalej w dół ulicy Via Dolorosa wchodzi się do podziemi klasztoru Sióstr Syjońskich, zgromadzenia  założonego w XIX wieku przez nawróconego Żyda z Alzacji, Alfonsa Ratisbonne’a. Miejsce to pozwala stąpać po oryginalnym bruku dziedzińca Antonii, identyfikowanym z Litostrotos Jana Ewangelisty. W kilku miejscach zachowały się na kamiennych, ciężkich płytach, wycięte ostrym narzędziem wzory, zidentyfikowane przez archeologów jako szachownice do gry w króla. Kiedy nic się nie działo i w mieście panował spokój, żołnierze wypełniali swój wolny czas od służby grą w kości.

Wszystkie te kółeczka, kwadraty i prostokąty wyryte głęboko pobudzają naszą wyobraźnię, ba, są w stanie wyzwolić wzruszenie. Z archeologicznego punkt widzenia dokładna identyfikacja ewangelicznego odcinak Litostrotos, gdzie namiestnik rzymski zasiadł na trybunale dla orzeczenia wyroku skazującego Jezusa na śmierć, nie jest możliwa. Podobne głazy z ulicznego bruku spotyka się na przyległych ulicach, a już na pewno pod ulicą Via Dolorosa, co sugeruje, że podobnym materiałem brukowany był nie tylko dziedziniec twierdzy.

To dlatego odprawiający w piątki Drogę Krzyżową franciszkanie rozważają pierwszą stację Męki Pańskiej na placu arabskiej szkoły, na placu udostępnianym im raz w tygodniu na tę pokutną liturgię. Do twierdzy Antonia przybywali na czas wielkich żydowskich świąt rzymscy prokuratorzy dla dopilnowania w mieście porządku, kiedy na Paschę schodziło się dwukrotnie tylu pątników aniżeli Jerozolima liczyła stałych mieszkańców.

Była to również sposobność do załatwienia bieżących spraw, w tym sądowych. Na co dzień bowiem rzymscy prokuratorzy rezydowali w Cezarei Nadmorskiej, upajając się urokiem morza, ciepłem klimatu śródziemnomorskiego, wspaniałością budowli o rzymskiej architekturze i atmosferą miasta hellenistycznego. Z jakim oporem, jakże niechętnie przybywali oni do Jerozolimy, miasta Rzymianom wrogiego, cuchnącego tłustym dymem palonych setkami zwierząt ofiarnych na ołtarzu przed Świątynią, przenikniętego niezrozumiałą dla pogan sakralnością, miasta w którym władzę sprawowali żydowscy kapłani i znawcy religijnych pism, dumni i gardzący obcymi, podstępni i podejrzliwi, zawsze gotowi do wysyłania donosów i skarg na dwór cesarza do Rzymu.

Jeden z prokuratorów, którzy od 6 roku sprawowali władzę w Judei, Poncjusz Piłat,  przybył w roku 30 do Jerozolimy z Cezarei Nadmorskiej na święta Paschy. Zatrzymał się na kilka dni w Antonii, pośród stacjonującej tam na stałe załogi rzymskiej. Wcześnie rano, w dzień przed Paschą, przystąpił do rutynowych obowiązków, w tym do sprawowania sądów. Trzymano bowiem w więzieniu trzech przestępców, których należało osądzić według prawa rzymskiego, niejakiego Barabasza i dwóch innych, których imion starożytność nie zapamiętała, natomiast chrześcijańska tradycja zidentyfikowała ich jako Dyzmę i Gezmę, przydając im na zawsze miano łotrów.

Ale co się dzieje? Jakiś tumult w mieście? Nie! To żydowscy strażnicy świątynni w asyście najwyższych kapłanów i starszyzny religijnej popędzali jeszcze jednego aresztanta, Jezusa z Nazaretu. Właśnie podczas nocnego przesłuchania, zaledwie kilka godzin po Jego pojmaniu u stóp Góry Oliwnej, członkowie Sanhedrynu zgodnie orzekli, że człowiek ten zasługuje na śmierć.

Zdawali sobie jednak sprawę, że istnieje pewna trudność, oto sformułowane we własnym gronie oskarżenie wcale nie musi skutkować wyrokiem skazującym w majestacie rzymskiego prawa. Rzymianie nie mają zwyczaju skazywania kogokolwiek na śmierć, zanim oskarżony nie stanie wobec oskarżycieli i nie będzie miał możności bronienia się przed zarzutami (Dz 25,16), taką opinię wyraził inny prokurator, Porcjusz Festus, który trzydzieści lat później będzie orzekał w sprawie Pawła z Tarsu.

Poncjusz Piłat znał zasady rzymskiego sądownictwa. Ale znał też ludzi, także tych z kasty kapłańskiej, nad którymi przyszło mu sprawować władzę z woli cesarza. Urzędując w Judei od czerech lat, zdążył już nabyć nieco doświadczenia, z jakimi ludźmi ma do czynienia. Przystąpił zatem do przesłuchania oskarżonego. Nie trzeba było wyróżniać się nadzwyczajną błyskotliwością umysłu, by przekonać się, że oskarżyciele z nienawiści do oskarżonego przyprowadzili Jezusa do Piłata. Wiedział bowiem, że arcykapłani wydali Go przez zawiść (Łk 15,10).  

Pomimo zastrzeżeń namiestnik otworzył proces.
Jaką skargę wnosicie przeciwko temu człowiekowi? (J 8,29).  W odpowiedzi usłyszał, że oskarżony jest złoczyńcą, innymi słowy – dopuścił się przestępstwa. Problem w tym, że oskarżyciele nie byli w stanie dowieść, o jakie to przestępstwo chodzi. Mniemając, że sprawa dotyczy błahego czynu, Piłat oddalił skargę. Poradził, by sąd Sanhedrynu wypowiedział się na ten temat: Weźcie go wy i osądźcie według swojego prawa (J 18,31). Ażeby się nie skalać rytualną nieczystością wejściem do urzędu poganina, czyli do pretorium, arcykapłani i pozostali członkowie żydowskiej starszyzny tkwili na zewnątrz, przed Antonią. Przekrzykiwali się, że złe czyny oskarżonego kwalifikują się na wydanie wyroku skazującego. Takiej władzy Sanhedryn nie posiadał, co zresztą było zgodne z prawdą w kontekście pozbawienia ich tego prawa w 6 roku, kiedy to miejsce Archelaosa, żydowskiego tetrarchy, zajęli przysłani z Rzymu urzędnicy.

Piłat oddalił oskarżenie o przestępstwo kryminalne jako bezpodstawne, bo oskarżyciele nie zdołali dostarczyć przekonywujących na to dowodów. Wobec tego arcykapłani wytoczyli poważniejsze oskarżenie, tym razem natury politycznej, o uzurpację władzy królewskiej. A to poważna już sprawa. Po śmierci Heroda Wielkiego nie było w Palestynie króla. Jego synowie, Herod Antypas i Herod Filip, musieli zadowolić się tytułem tetrarchy, a więc kimś w rodzaju księcia. Tak zatem ktoś, kto się mienił królem, bezpodstawnie przypisywał sobie kompetencje władcy, wręcz porywał się na porządek polityczny ustanowiony w Palestynie przez Rzym.
Czy ty jesteś królem żydowskim? – zainteresował się zaniepokojony Piłat. Napięcie musiało jednak szybko ustąpić, kiedy namiestnik dowiedział się z ust oskarżonego, że królestwo Jezusa nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom (J 18, 36). Niepoczytalny człowiek, zupełnie niegroźny fantasta – musiał pomyśleć namiestnik – gdy Jezus ciągnął dalej: Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu (J 18,37). Nie mogło być innego wyroku, jak odrzucenie i tych absurdalnych oskarżeń. Ja nie znajduję w nim żadnej winy – wyszedł na balkon Piłat, by werdykt oznajmić Żydom oczekującym na zewnątrz.

W tym miejscu Piłat winien zamknąć postępowanie sądowe, odesłać Jezusa do domu, a Żydów przepędzić. Zapewne z naiwności popełnił karygodny błąd, proponując wymianę więźniów, Jezusa za Barabasza. Człowiek ten, skazany za rozruch w mieście i zabójstwo, oczekiwał w więzieniu na swój krzyż. Nie spodziewał się namiestnik takiego obrotu sprawy, że Żydzi opowiedzą się za zbrodniarzem.

Cóż zatem należało uczynić, aby usatysfakcjonować arcykapłanów i żydowską starszyznę? Może wystarczy tylko ubiczować Jezusa?  Powinno to zaspokoić ich instynkt nienawiści. Tak też postąpił Piłat. Poczym wyprowadził ociekającego krwią Jezusa na balkon do Żydów: Oto wyprowadzam go do was na zewnątrz, abyście poznali, że ja nie znajduję w nim żadnej winy (J 19,4). Skoro nie znalazł Piłat winy, dlaczego kazał Mu wymierzyć okrutną karę biczowania? No cóż, choć żył Jezus w Imperium Rzymskim, nie miał rzymskiego obywatelstwa i nie mógł skorzystać z jego dobrodziejstw, jak to często czynił później Paweł Apostoł: Czy wolno wam biczować obywatela rzymskiego? I to bez sądu? (Dz 22,25).

Piłat musiał być zaskoczony postawą Żydów, którzy na widok krwawiącego Jezusa, ośmieszonego koroną z cierni, o co ku własnej uciesze zadbali żołnierze, okrytego szyderczo płaszczem purpurowym, nie tylko że nie zmiękli w swej zapalczywości, przeciwnie – krzykiem wymuszali wyrok skazujący: Ukrzyżuj! Ukrzyżuj! Doprawdy, zdumiewająca jest postawa Piłata, który w tak ostentacyjny sposób zamanifestował swoją słabość i uległość wobec nacisków: Weźcie go i sami ukrzyżujecie! Ja bowiem nie znajduję w nim winy (J 19,6).
I kolejne zaskoczenie. Skoro dwa poprzednie oskarżenia – o dopuszczenie się czynów kryminalnych i o uzurpację władzy -  nie odniosły pożądanego skutku, wytoczono przeciw Jezusowi jeszcze jedno oskarżenie: My mamy Prawo, a według Prawa powinien on umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem Bożym (J 19,7).

A cóż Piłata może obchodzić żydowskie prawodawstwo, które dla poganina, którym był, miało wewnętrzny wymiar i nie mogło mieć żadnego odniesienia do obiektywnego prawa rzymskiego, obowiązującego w imperium? Cóż Rzymianin miał do tego, że ktoś się mienił synem jakiegoś bóstwa? Toż to przecież w mitologii rzymskiej i greckiej takich przypadków było aż nadto wiele. W końcu mógł pomyśleć Piłat, że ktoś taki, kto jako żyjący uzurpuje sobie przynależność do bóstwa, kwalifikuje się na odesłanie go na kurację do Asklepiosa. Deifikowanym za życia mógł być tylko sam cesarz – augustus. Pomimo wątpliwości, jakie musiały miotać Piłatem, zabrał namiestnik Jezusa z widoku publicznego i odprowadził  kolejny raz do pretorium na dalsze przepytywanie: Skąd ty jesteś? – dociekał. Ale Jezus milczał. Nie chcesz mówić ze mną? – zdziwił się Piłat, że oskarżony nic nie czyni we własnej obronie - Czy nie wiesz, że mam władzę uwolnić ciebie i mam władzę ciebie ukrzyżować? (J 19,10).

Paweł Apostoł bronił się przed namiestnikiem Porcjuszem Festusem ze skutkiem dla siebie pozytywnym: Nie wykroczyłem  w niczym ani przeciwko Prawu żydowskiemu, ani przeciwko świątyni, ani przeciwko Cezarowi (Dz 25 8). A wcześniej, będąc jeszcze w Koryncie, tamtejsi Żydzi zaciągnęli go do sądu prokonsula Achai, Galliona, oskarżając Apostoła o wykroczenia przeciwko Prawu żydowskiemu. Rozsądny namiestnik nawet nie pozwolił przemówić Pawłowi we własnej obronie, najzwyczajniej wypędził Żydów z sądu: Gdyby tu chodziło o jakieś przestępstwo albo zły czyn, zająłbym się wami, Żydzi, jak należy, ale gdy spór toczy się o słowa i nazwy, i o wasze Prawo, rozpatrzcie to sami. Ja nie chcę być sędzią w tych sprawach (Dz 18, 14-15).

Jezus miał pełną świadomość, że łatwo mógł się obronić przed stawianymi Mu zarzutami. I zapewne Jego argumentację Piłat przyjąłby bez większych zastrzeżeń. Czy by uwolnił Jezusa? To już  inna sprawa. Cezarea Nadmorska i Korynt to nie to samo, co Jerozolima, gdzie znajdowała się centralna władza żydowska. Czy warto było z nią zadzierać? W końcu chodziło o jednego tylko człowieka, nawet nie o Rzymianina, człowieka, który nic nie robił we własnej obronie. Czy zatem nie łatwiej i wygodniej było poświęcić tego aresztanta dla zachowania spokoju w mieście, dla własnego dobrego samopoczucia i usatysfakcjonowania Żydów? Przecież to nieobliczalni ludzie, nie jeden raz wysyłali donosy do cesarza na rzymskich namiestników, nie mówiąc już o Archelaosie, którego z powodu ich skarg cesarz Oktawian August pozbawił władzy w Judei i skazał na zesłanie. A i Herod Antypas, który też zjechał na Paschę do miasta, próbował przesłuchać Jezusa, ale wykpił Go, bo nie zobaczył spodziewanych sztuczek kuglarskich.

Czy zatem warto było narażać się tetrarce Galilei, skoro osoba Jezusa zbliżyła do siebie tych dwóch poróżnionych dotąd ludzi?


A tymczasem Żydzi sprzed Antonii już się niecierpliwili, że Piłat zbyt długo zajmował się sprawą Jezusa. W końcu wydusili to z siebie: Jeżeli go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi (J 19,12). A więc to tak! Trzy poprzednie oskarżenia - kryminalne, o uzurpację władzy królewskiej i o bluźnierstwo – zostały oddalone przez Piłata jako bezpodstawne. Innych już Żydzi nie mieli pod ręką. Pozostał zatem szantaż!  I przed szantażem Piłat się ugiął. Tym bardziej, że usłyszał z ich ust deklarację poddaństwa i groźbę donosu: Poza Cezarem nie mamy króla (J 19,15). A tak jeszcze nie dawno dali by sobie głowę uciąć, zarzekając się, że są wolni: Jesteśmy potomstwem Abrahama i nigdy nie byliśmy poddani w niczyją niewolę (J 8,33).

Ale w sprawie Jezusa  Żydzi godzili się na każdą deklarację, byleby tylko dopiąć swego i skazać Go na śmierć.

Gdy więc Piłat usłyszał te słowa, wyprowadził Jezusa na zewnątrz i zasiadł na trybunale, na miejscu zwanym Litostrotos, po hebrajsku Gabbata. (…) Wtedy więc wydał Go im, aby Go ukrzyżowano (J 19 13-16).