Publikacje członków OŁ KSD

Jan Szałowski-Z krainy Matriksu.Zima w Mieście Łodzi

Gdzie nie spojrzę, widzę słabość społeczną swojego miasta. Objawia się ona wszędzie i  we wszystkim.

W sobotę, 5 stycznia, a zatem w przeddzień dorocznego Orszaku Trzech Króli, woda z topniejącego z wolna śniegu rozpanoszyła się na chodnikach a zwłaszcza na jezdniach naszego ponoć postindustrialnego miasta, czyli miasta doskonałego w każdym calu, w którym autobusy i tramwaje kursują z precyzją szwajcarskiego zegarka. Rzeczywiście tego sobotniego dnia kisiel i woda po śniegu nie były im straszne, ale dla pieszych jezdnie w wielu miejscach zamieniły się w kanały, znane wszystkim pracownikom magistratu z wycieczek do Wenecji.

Czytelników pragnę uspokoić, że to tylko realistyczne wspomnienie z początku stycznia minionego roku. Tegoroczna zima na rozległych nizinach naszej Ojczyzny odbyła się praktycznie bez śniegu, wiec i nasz magistrat mógł odetchnąć tym razem od krytyki ze strony mieszkańców. Niestety w wielu innych dziedzinach – poza odśnieżaniem miasta – jest źle a nawet bardzo źle. Magistrat tradycyjnie stara się tego nie dostrzegać, co więcej na fejsbuku grasuje grupa młodych wielbicieli aktualnej władzy, którzy próbują wszelakie oznaki ożywienia w Łodzi przypisać działaniom magistratu.

Tymczasem rzeczywistość wygląda zupełnie odmiennie. Oto koło Hiltona, którego budowa, po wielu latach, dość sprawnie dobiega końca, sytuacja pieszych nie jest w pełni bezpieczna. Dzieje się to za sprawą długotrwałego zajęcia chodnika po północnej stronie Mickiewicza. W związku z jego zagrodzeniem, już od chyba dwu lat, piesi aby dostać się z „przesiadkowa” w kierunku północnym na Piotrkowską muszą iść po terenie zastrzeżonym dla rowerzystów. Widzą to wszyscy, ale magistrat nie podjął żadnych działań, by zapewnić bezpieczeństwo pieszych w tym miejscu. Zapewne działa tutaj stara magistracka zasada: przecież budowa nie będzie trwała wiecznie. Warta odnotowania jest sprawa braku świateł na Kopcińskiego na przejściu dla pieszych, na którym zginęła uczennica szkoły podstawowej. Otóż miasto niedawno poinformowało, że światła pojawią się tam za kilka lat, bo tak jest w planach. Fatalnie przeprowadzona reorganizacja szkół a także powiększenie rejonu wielu szkół podstawowych spowodowało, że dzieci przechodzą przez ruchliwe jezdnie, co wcale nie jest dla nich bezpieczne. Jak widać ludzkie życie niekoniecznie jest w priorytetach.

Miasto nie potrafi poradzić sobie z organizacją komunikacji miejskiej. Przy remontach nie zaprojektowano zawczasu, że np. przy Alejach Kościuszki muszą być podwójne przystanki. Zrobiono to później. Było też zbyt mało miejsc siedzących. Metalowe ławeczki dostawiano po kilku latach. W niektórych miejscach w Łodzi demontowano wiaty wraz z miejscami do siedzenia. Taka absurdalna sytuacja istniała przez szereg tygodni na Rzgowskiej przy Leczniczej. Magistrat się stawiał, że wiata i miejsca do siedzenia pojawią się, zgodnie z planem, dopiero po zakończeniu remontu Rzgowskiej, czyli za kilka lat. I tylko opór społeczny, efektywne działania lokalnych społeczników, zbudowanie prowizorycznej ławki z dwu drewnianych palet i nagłośnienie całej sprawy w mediach spowodowały, że magistrat zamontował nową wiatę przystankową.

Miejskie drogi, mimo braku śniegu i lodu, pełne są dziur i wklęśnięć, gromadzących wodę po każdym deszczu. A przecież niektóre z tych dróg były fragmentami remontowane. Dlaczego więc są zapadnięte, jak to jest na Rzgowskiej przy Mochnackiego i Wysockiego? Przecież słynna w całym świecie paryska Wyższa Szkoła Budowy Dróg i Mostów powstała w 1749 roku i od tamtego czasu była wzorcem, jak drogi budować należy, jak jezdnia powinna być wyprofilowana. Dlaczego przy współczesnej technice jezdnie w Łodzi są budowane bez staranności. Łódź wśród innych miast Polski cechuje się zbyt rozległymi kwartałami, zarówno w centrum, jak i na przedmieściach, co utrudnia  poruszanie się ludzi i samochodów. To jest powszechnie znane, także w magistracie, ale niewiele się robi. W centrum od dawna mówi się o jednym tylko przebiciu od Andrzeja Struga do Moniuszki, ale sprawa nie jest sfinalizowana. Poza centrum miasta dziesiątki ulic nie dochodzą do ważniejszych ulic, bo są założone trwałe blokady. Samochody krążą więc po osiedlach, by z nich się wydostać. To nie jest racjonalne, ani ekologiczne. Występuje w Łodzi zjawisko znikających znaków drogowych, jak to jest przykładowo na Słowackiego od strony Kilińskiego, gdzie ponad rok temu wywieziono starą latarnię uliczną wraz ze znakiem drogowym, ograniczającym prędkość do 10 km/h, chociaż taki znak jest z drugiej strony Słowackiego przy Podmiejskiej. Jakie bezpieczeństwo istnieje zatem na tej ulicy położonej przy samej szkole?

Istnieje w Łodzi swoiste zjawisko, że radni i magistrat dowiadują się o istniejących problemach od mieszkańców a nie poprzez własne działania sprawdzające w terenie, po czym chełpią się tym, że wszystko załatwili. Ale częściej twierdzą, że nie widzą problemu, albo że da się to załatwić dopiero w przyszłości, jak z tą wiatą przy Leczniczej. Nasz magistrat nie radzi sobie ewidentnie z miejskim brudem i śmieciami. I nie ma znaczenia, czy dzieje się to na terenie komunalnym, prywatnym, czy też na spółdzielczych osiedlach. Miasto ma dostatecznie dużo instrumentów, aby sobie z tym poradzić, ale pytanie, czy chce to zrobić. Dzień przed wigilią Bożego Narodzenia w wielu miejscach w Łodzi śmieci wysypywały się z pojemników z surowcami wtórnymi. W Wigilię w południe uczułem ulgę, że ktoś te śmieci z rana wywiózł, ale od tego czasu sytuacja powtarzała się wielokrotnie. Czy mimo setek urzędników zatrudnionych w magistracie, nie da się tych problemów rzetelnie rozwiązać? Czy Straż Miejska sprawdza czystość w mieście, skoro są takie miejsca, gdzie od kilku lat posiekane gałązki z przyciętych żywopłotów leżą na ulicznych chodnikach od października aż do wiosny? Czy w polityce miasta nadal obowiązuje zasada, znana mi z lat 90.ych, że piasku, soli, rozdeptanych liści i drobnych śmieci nie sprząta się, bo i tak nadejdą majowe deszcze i wszystko spłynie do kanalizacji?

W ostatnich miesiącach dużo mówiło się w środowisku społeczników o pieniądzach na inwestycje zabranych Radom Osiedli i o dziwnych wynikach głosowań w ramach Budżetu Obywatelskiego. O tych dziwnych koalicjach zawieranych między wnioskodawcami, które naruszają zasady przyzwoitości. Słabo przeprowadzona rewolucja śmieciowa, która mimo sortowania, jest nadmiernie kosztowna dla mieszkańców; niejasne zasady pozyskiwania głosów w ramach budżetu obywatelskiego; a także fakt, że w Łodzi liczne mieszkania nie posiadają łazienki, ubikacji a nawet bieżącej wody, powinny dać dużo do myślenia magistratowi, nim wyprodukuje kolejne spoty mówiące o tym, jak wspaniale mieszka się w Łodzi.

Jan Szałowski