Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad-Pora się prostować

To było kilka dni przed Bożym Narodzeniem’ 2021; wracałem autem do domu. Wieczorem postanowiłem się zdrzemnąć. Zjechałem na parking MOP Skoszewy i przypadkiem stanąłem obok dwóch TIR-ów z białoruską rejestracją.

Kierowcy jedli na zewnątrz kanapki, popijając czajem z termosów. Od kilku miesięcy na naszą wschodnią granicę trwały brutalne ataki „migrantów”: ciskali w polskich strażników kamieniami, konarami, granatami hukowymi, oślepiali stroboskopem i niszczyli instalacje graniczne. Przy aplauzie naszych oczadziałych celebrytów agresorzy hulali na granicy jak pijane wilki w owczarni. Było jasne, że całą akcją kierują białoruskie służby.

Zatem miałem przed sobą przedstawicieli wrogiego państwa. Na twarzach kierowców nie pojawił się żaden grymas. Na mojej też nie. Patrzyliśmy na siebie (ja zza szyby auta) zimnym, bezosobowym wzrokiem. Po chwili odechciało mi się spać i odjechałem.

Potem do głowy przyszła zuchwała myśl: A gdybym tak zjechał na koniec parkingu, poczekał i – jakby tamci poszli spać – bym flamastrem nabazgrał im na TIR-ach parę ciepłych słów pod adresem Łukaszenki? To by było coś! Mój skromny wkład w rozpędzającą się machinę wojenną. Ale pomysł przyszedł za późno: właśnie wjeżdżałem do Łodzi.

Od lutego mamy już bellum ante portas, wojnę u bram Polski. Na Autostradzie Wolności nadal wyprzedzam braci Słowian.
Ich ciężarowe DAF-y, Mercedesy i Scanie – oznaczone literami „BY” i „RUS” – przemierzają nasz gościnny kraj, jak gdyby nigdy nic.

Czyje są te auta?

Byłych esbeków, którzy – metodami sprawdzonymi w latach 90., w Polsce – uwłaszczyli się na państwowym majątku?
Wielkich firm transportowych powiązanych z rodzinami „Baćki” i „Wołodii”?

A ci dwaj kierowcy, których zostawiłem na parkingu Skoszewy? Kim byli?
Może Polakami z pochodzenia?
Może też cierpią przez „błędy Rosji”, jak my?
Lecz białoruscy Polacy nie dostaliby tak atrakcyjnej pracy, więc byli to raczej zaufani poplecznicy reżimu.

Ciekawe, czy czują się u nas bezpiecznie.
Nie słychać, żeby ktoś rzucał w nich kamieniami.
Nasi pogranicznicy puszczają ich bez problemu i żaden polski patriota nie bazgrze im po TIR-ach flamastrem.

Business as usual, łańcuchy dostaw muszą działać bez zakłóceń. Polska jest kulturalna, a świat tak skonstruowany, że byle cham, cynik, karierowicz, satanista czy agresor może ci wleźć na łeb, a ty – gdy chcesz się bronić – masz ręce związane „polityką”: wyższą koniecznością, poprawnością polityczną, strachem.

Ludzie w Polsce uwierzyli, że zaognią sytuację, upominając się o swoje. Więc się nie upominają.
Lata komuny i tzw. „transformacja ustrojowa” (a teraz pandemia, medialne bluzgi i bezkarność wschodnich satrapów) przygięły do ziemi nasze polskie drzewko.
Byle koza wskakuje na nie i obgryza do woli, a połowa rodaków jeszcze ją podsadza!

Ostatnio jakby się prostujemy.
Wreszcie!
Ciągle za wolno: Według badań CBOS-u „coraz większa grupa Polaków akceptuje konkubinaty, rozwody, antykoncepcję, aborcję i eutanazję. Dotyczy to nie tylko niewierzących, ale także tych, którzy uważają się za katolików...”
Atrofia instynktu samozachowawczego daje się wyraźnie we znaki.

Na szczęście zawsze pozostaje modlitwa (o nawrócenie tych „kóz”). Kiedyś obiecałem jednemu ze znajomych, że pomodlimy się z żoną o jego zdrowie.
Facet – jak sam o sobie mówi z dumą – jest agnostykiem. Odparł: „Dzięki. Jak nie pomoże, to nie zaszkodzi.”
Ot, znawca teologii się znalazł; mógłby zostać rektorem w którymś z zachodnich seminariów.

Jan Paweł II, podczas pielgrzymki do Francji w 1985 r., pytał: „Francjo, najstarsza córo Kościoła, co uczyniłaś ze swoim chrztem?”
Potomkom Joanny d’Arc i Robespierre’a bardzo się to nie spodobało.
A my?
Starajmy się trwać na modlitwie i uparcie prostować polskie drzewo – dopóki jest czas! – żebyśmy kiedyś nie musieli pytać: „Polsko, umiłowana córko Maryi, co zrobiłaś ze swoją wolnością?”
Bo czy aż musi pod granice przyjść wojna, żeby nauczyć ludzi rozumu?

Tomasz Bieszczad

za:lodz.niedziela.pl/artykul/78864/Pora-sie-prostowac