Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad-Smoleńsk, Kijów, Fatima i węglowodory

10.04.2010. Wczesny ranek. Robię zakupy w markecie. Przy stoisku z elektroniką mijam grupkę ludzi wpatrzonych w ekrany telewizorów. Zanim zdołam pojąć sens obrazów i „czerwonych pasków”, dociera do mnie fragment rozmowy dwóch mężczyzn stojących obok. Jeden mówi: „To był zamach, nie ma wątpliwości.” Drugi dodaje: „Ruscy takich okazji nie przepuszczają.” Przez następne lata słowa te wloką się za mną jak wyrok.

Barbarzyństwo Rosji w wojnie z Ukrainą pozwala dziś mówić o zamachu otwarcie. Niechciany temat wywołał na nowo prezydent Wołodymyr Zełenski w swoim poruszającym, „zdalnym” wystąpieniu przed polskim parlamentem. Imperium Zła dążące do eksterminacji sąsiednich narodów jest zdolne do wszystkiego. Ale w 2010 roku, i później, wyrażając publicznie takie opinie, człowiek narażał się na utratę pracy, medialne napaści i (w najlepszym razie) na towarzyski bojkot. Coś mógłbym o tym opowiedzieć. Zaraz po 10 kwietnia przyłączyłem się do niewielkiego w Łodzi środowiska, które desperacki bój o wyjaśnienie przyczyn katastrofy i upamiętnienie jej Ofiar, uczyniło jedną z głównych powinności moralnych. W latach 2010-15 braliśmy udział w dziesiątkach imprez, koncertów, spektakli, manifestacji… Małgosia Wypych wywalczyła umieszczenie na ścianie kościoła p.w. Podwyższenia Krzyża tablicy pamiątkowej, gdzie w smoleńskie rocznice układaliśmy krzyże ze zniczy. Ala Jach pomogła wydać dwa tomy wierszy smoleńskich (jest tam też kilka moich). Ula i Jarek Paczyńscy – pierwsi w Polsce – ułożyli wzruszającą pieśń „Epitafium dla Patriotów”, która stała się hymnem obrońców Ofiar Smoleńska. Zespół „Pętla Ósemki”, a po jego rozpadzie (jesienią 2015 r.) grupa „Twierdza Pamięć” i inne nieformalne formacje, zwoływały publiczność do sal parafialnych i świetlic w Łodzi i regionie. Pełna pasji aktywność, bezinteresowna, nie wszędzie chciana, ale ceniona przez tych łodzian, którzy uporczywie szukali okruchów sensu, wiary i nadziei.

W tamtym czasie – jak chyba pamiętamy – mainstreamowe media zalewały Polskę falami zimnych oszczerstw i jawnych dezinformacji, nie licząc się z ludzkimi uczuciami. Ostentacyjna wrogość wobec Ofiar katastrofy (którzy przecież nic już nie mogli zrobić swoim adwersarzom) nie znała miary. Nie oszczędzono nam niczego: ani przerażających informacji o profanowaniu zwłok w ruskich prosektoriach, ani sikania na znicze i konfiskaty tulipanów sprzed Pałacu Prezydenckiego, ani nikczemnych skeczy i piosenek, wymierzonych w Prezydenta, w Polskę, w Kościół oraz w osoby, które sprzeciwiały się tym nieludzkim atakom…

W Polsce warto mieć dobrą pamięć. Dzisiaj wszyscy już wiedzą, że „to Lech Kaczyński miał rację w Tbilisi”. Wiedzą to nawet ci, którzy z niego wtedy szydzili. Ot, mądrość etapu. Jakie to żałosne.

A co my, obrońcy z naszej dawnej „paczki”? Niemal wszyscy pokiereszowani, odtrąceni, rozczarowani… dziś czepiamy się skrawków nadziei płynącej z bohaterstwa ukraińskich żołnierzy, ze wzniosłych słów Joe Bidena w Warszawie, z przejmującej do głębi watykańskiej Konsekracji... Ci najmniej zgorzkniali nadal piszą bogoojczyźniane wiersze, piosenki, felietony i scenariusze, wspierając – po swojemu – swą głęboko osobistą rację stanu. Twórczość – jak tamta sprzed dekady – mało komu potrzebna, z równym trudem przebijająca się zarówno do opinii publicznej, jak i do kreatorów artystycznych znaczeń...

Poza tym, niestety – czy tego chcemy, czy nie chcemy – poetyka posmoleńskich kampanii medialnych zakradła się na stałe do krajowych standardów komunikacji. Demagogia bez granic, ostentacyjne kłamstwa i wulgarne bluźnierstwa o iście demonicznej proweniencji… to, co niszczy wspólnotowego ducha i wiarę w siebie, wszystko to zbyt często wraca. Dziś ataki nieco osłabły, ale czy ustaną? Może… je przyhamuje powszechny zryw ofiarności wobec ukraińskich uchodźców? A może – z czasem – uwolnienie się od przymusu kupowania rosyjskich węglowodorów? Może. I pocieszmy się, że w Niemczech i we Francji jest z tym gorzej.

Tomasz Bieszczad

za:lodz.niedziela.pl