Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad-Emigracja wewnętrzna w łódzkim woonerfie

Kiedy zelżały upały, nękające nas na przełomie czerwca i lipca, a przez kraj zaczęły regularnie przetaczać się deszczowe fronty, postanowiliśmy z żoną spędzić wakacje w Śródmieściu. W naszej najbliższej okolicy jest kilka urokliwych miejsc, które mogą zapewnić relaks nie gorszej jakości niż sjesta nad Popradem w Piwnicznej, czy spacer po bałtyckim klifie z Trzęsacza do Rewala.

Poza tym upieranie się przy przedwojennych przyzwyczajeniach urlopowych jest w dzisiejszych czasach niestosowne i nierozsądne. Konieczność dziejowa podpowiada, że trzeba się ograniczać.

A jednak, robiąc zakupy w markecie, nadal mijam ludzi pchających załadowane po brzegi wózki i zerkając na ich zawartość, myślę sobie: „Spoko, grille ciągle pracują pełną parą!”

Niedawno rząd zaczął zachęcać ludzi do ocieplania domów przed zimą i zapowiedział program wsparcia finansowego dla takich działań. Nieżyczliwe media natychmiast potraktowały to jako pretekst do ataku („Ludzie skarżą się, że jest za mało ekip ocieplających!” „W hurtowniach brakuje styropianu!”)
Rozumiem, że rząd powinien teraz w każdym powiecie wybudować fabrykę styropianu i zorganizować ekipy remontowe.
Ciekawe: Ci sami, którzy za poprzedniej władzy byli piewcami skrajnego liberalizmu, teraz domagają się od państwa większych dopłat, grantów i interwencjonizmu.

Przeto, chcąc pogodzić konieczność oszczędzania z pragnieniem dobrobytu, udaję się na emigrację wewnętrzną do woonerfu u zbiegu ulicy Zacisze z Pomorską i z książką w dłoni siadam na ławce zatopionej w zieleni (którą kazał tam ustawić jakiś ludzki architekt).
Tuż obok jest sklep dobrze zaopatrzony w lemoniadę, a parę kroków dalej – parafialny kościół. Nie muszę pruć autem kilkaset kilometrów do Rewala; tu mam wszystko, czego potrzebuje skromny felietonista, żeby odseparować się od świata.

Ulicę Zacisze przekształcono w woonerf jakiś czas temu. Woonerf to wynalazek niderlandzki, który może się podobać, w przeciwieństwie do innych niderlandzkich wynalazków, takich jak kafejki z marihuaną w menu, eutanazja na każde żądanie, czy strzelanie do niezadowolonych rolników. Woonerfy mogłyby z czasem przejąć funkcje przyzby.

Według Słownika Języka Polskiego PWN «przyzba to wał usypany z ziemi dokoła podmurówki dawnej chaty wiejskiej». Taka ława z darni pozwalała „przysiąść sobie”, wypić lemoniadę, pogadać z sąsiadami, odmówić wspólnie różaniec…
Czy łódzkie woonerfy odegrają kiedyś rolę dawnej przyzby? Oby. Byłby to może sposób na polepszenie duchowego dobrostanu naszych mieszkańców.

Jest to o tyle ważne, że z książek, które czytam w woonerfie, można się dowiedzieć, iż wkrótce na Ziemi nastąpi „czas oczyszczenia sumień”, czyli zbiorowy i dogłębny rachunek sumienia przeżyty przy udziale Ducha Świętego.

Autorzy tych publikacji (Christine Watkins, ks. Grzegorz Bliźniak) powołując się na liczne objawienia (prywatne), twierdzą, że w ludziach dokona się wtedy radykalna polaryzacja sumień i każdy uprzytomni sobie zakres dobra i zła, które popełnił w życiu. Część zaakceptuje oczyszczenie i odmieni swoje życie, a inna część je odrzuci, pozostając przy starych grzechach i przyzwyczajeniach.
Ta wyrazista „interwencja z Nieba” – dowodzą autorzy – jest konieczna, bo ludzie, „sami z siebie”, już nie są w stanie podnieść się z upadku.

Jednak „kto ma uszy do słuchania i oczy do patrzenia”, może – od czasu do czasu – przeżyć swoją prywatną namiastkę oczyszczenia sumień.
Jeśli pozbiera medialne doniesienia oraz własne obserwacje, może rozeznać dzisiejszą, niezbyt optymistyczną kondycję duchową tego świata: „ci dobrzy” milczą oszołomieni naporem perfidii, cynizmu i zakłamania; „ci źli” żyją tak, jakby zasad nie było, a życie miało trwać wiecznie.
Tym drugim jest łatwiej, wobec tych pierwszych stosują „chłostę śmiechu”, na pogrzebach „z ulgą rzucają grudę”, uważając, że mają nieograniczone pole manewru (że na przykład mogą sobie „wyprowadzać gości” z gabinetu i tak dalej).

Więc być może oczyszczenie sumień, a zwłaszcza jego skutek – skrajna polaryzacja – już miały miejsce? Tylko prawie nikt tego nie zauważył.

 Tomasz Bieszczad

za:lodz.niedziela.pl