Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad-Między nami emigrantami

10 października obudził mnie tajemniczy chrobot za oknem. Mieszkamy z żoną na czwartym piętrze, więc gdy po chwili usłyszeliśmy rozmowę prowadzoną po ukraińsku, ostrożnie podeszliśmy do okna. Przez szparę w zasłonie ujrzeliśmy mężczyznę wiszącego na linach, który przy pomocy specjalnego urządzenia zmywał ścianę naszego bloku.

Ucieszyliśmy się jak dzieci: Tak jak mech porasta drzewa od północy, tak też brzydki, brunatny nalot (jakby pleśń) od dość dawna pokrywał północną ścianę naszego bloku. Widać w Spółdzielni ktoś postanowił nalot usunąć, a przy okazji dał zarobić fachowcom z Ukrainy.

Mijałem ich potem, w drodze do sklepu. Dwóch pracowało na linach, dwóch odpoczywało na trawniku. Część ściany lśniła, jakby była świeżo odmalowana.
Tego samego rana Moskale rozpoczęli ostrzał rakietowy Kijowa, Lwowa, Odessy i innych miast.
Ukraińcy patrzyli na mnie zgnębionym, rozpaczliwym wzrokiem. Co czuli, co myśleli?
Czy zazdrościli mi, że mogę być u siebie, bezpieczny i zadbany?
Czy gryzła ich niepewność: „Co my tu robimy, gdy tam nasi bliscy drżą ze strachu?” A może cieszyli się, że – z dala od wojny – mogą pracować i zarabiać, zmywając pleśń z łódzkich bloków?

W tym momencie – uwierzcie – zrobiło mi się strasznie przykro. W szkole, w której prowadzę zajęcia artystyczne, naukę pobiera kilka dziewcząt i paru chłopców z Ukrainy.

W momencie rosyjskiej inwazji nie było jasne, czy uda im się wrócić do Łodzi po feriach zimowych.

Od kilku dni pani dyrektor przynaglała ich telefonicznie do powrotu, ostrzegając, że wojna wybuchnie lada moment.
Nie wierzyli, ani oni, ani ich rodzice, ani nikt w Kijowie i Brodach (skąd pochodzą).
Do ostatniej chwili uważali, że „bracia Słowianie” nie zaatakują. Gdy wreszcie dotarli do Łodzi… żal było na nich patrzeć.
 
Pół roku temu moi przyjaciele zatrudnili Ukrainkę do opieki nad ciężko chorą, starszą osobą.
Po śmierci podopiecznej Pani Tatiana łapała każdą pracę. Odłożyła w sumie 6000 zł. i właśnie miała zawieźć je rodzinie… gdy okradziono ją na cmentarzu w podłódzkiej wsi, gdzie zmywała groby.
Teraz cierpi na depresję, nadal haruje, ale już nie planuje przyszłości.  

Świat nie szczędzi uchodźcom zgryzot. Jeżdżąc z łódzkim Teatrem 77 na zagraniczne festiwale, wielokrotnie spotykałem polskich emigrantów.
Nie zapomnę bankietu, który w Gandawie, w 1973 r., wyprawili dla nas weterani z oddziału gen. Stanisława Maczka.
Ze łzami w oczach obejmowali nas, dziękowali za spektakl, nie zważając na to, że jesteśmy przybyszami z „komunistycznego raju”. Przed rozstaniem przysięgali, że najchętniej wróciliby z nami do Polski.

Ale nie trzeba uciekać na obczyznę, by poczuć się jak emigrant. Często wystarczy, że człowiek doświadczy uczucia nieprzydatności albo osaczy go sieć intryg i „czarnego pi-aru”, coś jakby „kordon sanitarny”.

Wtedy uświadamia sobie, że „wyżej nie podskoczy”, choćby nie wiem, jak się starał i jakie miał zasługi. Nasuwają się tu gorzkie słowa Wojciecha Bogusławskiego, z dramatu „Henryk VI na łowach” (z 1792 r.): „Bo tam, gdzie cenią pozory, Tam szczerość niewiele nada. Intryga idzie do góry, A zasługa upada”...

Mimo wszystko trzeba Ojczyzny bronić, nawet w najbardziej banalnych sytuacjach. Niedawno stałem za panią kupującą w kiosku bilety. Z przejęciem pomstowała na „ten kraj”, na drożyznę, inflację, itd. Kioskarka dodała do tej listy (chyba) fake news, że „ze wszystkich dużych polskich miast najdroższe bilety są w Łodzi”. Pani odparła, że „to przez rząd, który nic nie robi”.
Poczułem się jak postać z dramatu Sławomira Mrożka „Emigranci”. Poinformowałem obie panie, że rząd nie ma nic wspólnego z ceną biletów w Łodzi.
„Ale żyje się coraz gorzej, ludzie ubożeją, niedługa zabraknie gazu i węgla!” – pani na to.

 „A z tymi pretensjami to już proszę do Putina!” – zakończyłem debatę.

Teraz słyszę, że Łukaszenka bardzo chce u nas „przeprowadzić wybory” w 2023 r. (a może wcześniej).
Jeśli ten numer – nie daj, Panie Boże! – wyjdzie, to będziemy uczestnikami bardzo ciekawego eksperymentu: Staniemy się emigrantami we własnym kraju.
Ale może dzięki temu czegoś wreszcie się nauczymy.