Co robić, kiedy ludzie odchodzą od wiary? Kiedy pociągani pokusami świata porzucają Kościół? Gdy nieustannie go krytykują? Co robić, gdy Kościołowi grozi odstępstwo kapłanów i wiernych?
Na te pytania odpowiada Benedykt XVI.
W początkach głoszenia wiary jedni mieli drewniane uszy, inni kamienne serca. Ta historia się powtarza i dzisiaj. Niektórzy w obliczu niewierności proponują rozcieńczenie chrześcijaństwa, selekcję prawd i zasad miłych i przyjemnych i rezygnację z wymagań. Ojciec św. odrzuca tę pokusę, a by uniknąć duchowej pustyni głosi radykalizm świętości.
Jego zdaniem, letni chrześcijanie są dla Kościoła bardziej szkodliwi od jego nieprzyjaciół, dlatego agnostycy oraz cierpiący z powodu grzechów chrześcijan mogą być bliżsi Królestwa Bożego od przeciętnych wiernych. Dlatego wzywa do codziennego nawrócenia, powstawania z upadków i przezwyciężania własnej słabości.
Chrześcijanin musi nieustannie poszukiwać oblicza Boga: „agnostycy, którzy nie znajdują spokoju z powodu pytania o Boga, ludzie, którzy cierpią z powodu naszych grzechów i tęsknią za czystym sercem, są bliżsi królestwu Bożemu niż skostniali w rutynie, którzy widzą w Kościele jedynie organizację, ale których serce jest obojętne na wiarę”.
Do Kościoła należą dobrzy i źli, pszenica i kąkol, ale jeśli skupimy uwagę tylko na rzeczach negatywnych, nie dostrzeżemy wielkiej i głębokiej tajemnicy Kościoła. O tej tajemnicy mówił Chrystus: „Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie” (J 15, 6).
Oznacza to, że przynależność do Kościoła jest przynależnością do Chrystusa. Sam Chrystus przyszedł na świat, aby być naszym fundamentem. W każdej biedzie, w każdym nieszczęściu, jest On źródłem wody życia, która nas nasyca, pokarmem nieśmiertelności.
W początkach głoszenia wiary jedni mieli drewniane uszy, inni kamienne serca. Ta historia się powtarza i dzisiaj. Niektórzy w obliczu niewierności proponują rozcieńczenie chrześcijaństwa, selekcję prawd i zasad miłych i przyjemnych i rezygnację z wymagań. Ojciec św. odrzuca tę pokusę, a by uniknąć duchowej pustyni głosi radykalizm świętości.
Jego zdaniem, letni chrześcijanie są dla Kościoła bardziej szkodliwi od jego nieprzyjaciół, dlatego agnostycy oraz cierpiący z powodu grzechów chrześcijan mogą być bliżsi Królestwa Bożego od przeciętnych wiernych. Dlatego wzywa do codziennego nawrócenia, powstawania z upadków i przezwyciężania własnej słabości.
Chrześcijanin musi nieustannie poszukiwać oblicza Boga: „agnostycy, którzy nie znajdują spokoju z powodu pytania o Boga, ludzie, którzy cierpią z powodu naszych grzechów i tęsknią za czystym sercem, są bliżsi królestwu Bożemu niż skostniali w rutynie, którzy widzą w Kościele jedynie organizację, ale których serce jest obojętne na wiarę”.
Do Kościoła należą dobrzy i źli, pszenica i kąkol, ale jeśli skupimy uwagę tylko na rzeczach negatywnych, nie dostrzeżemy wielkiej i głębokiej tajemnicy Kościoła. O tej tajemnicy mówił Chrystus: „Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie” (J 15, 6).
Oznacza to, że przynależność do Kościoła jest przynależnością do Chrystusa. Sam Chrystus przyszedł na świat, aby być naszym fundamentem. W każdej biedzie, w każdym nieszczęściu, jest On źródłem wody życia, która nas nasyca, pokarmem nieśmiertelności.