Publikacje członków OŁ KSD

Tomasz Bieszczad - Czyściec

Z życia wzięta humoresko-ponureska naszego kolegi.                                                                                                                             

Równo 18 lat temu, świtem bladym, siedziałem w moim Fiacie 125p na bazarze w Głuchowie i czekałem, żeby jakiś litościwy handlarz ze Śląska kupił ode mnie swetry. Jednak, choć ładne, w dobrej cenie i jakościowo niezłe – wyłożone na kocu, na masce auta – nie budziły entuzjazmu kupców.
Obok mnie stał producent rajstop z Bałut: – Patrz pan, nikt nie chce kupować? moich rajstop! – narzekał, miętoląc papierosa: – Żeby się? poratować?, biorę? na sprzedaż tajlandzkie z hurtowni. Gorsze od moich, ale idą, a moje nie. Dlaczego? – zapytał bezradnie.

– Bo pana są droższe – odparłem. Miałem ten sam kłopot: Rajstopy i swetry sprowadzane były wtedy do Polski bez cła, podczas gdy import surowców, służących do produkcji tych samych wyrobów w Polsce, obłożono podatkiem. Zdarza sią.

Szło nam nielekko. Dolar od roku trzymał kurs 9500 (starych) złotych za sztuką. Ceny i koszty życia (od masła po czynsz) rosły, jakby chciały nadrobią stracony czas i przegonią poziom cen na Zachodzie. Stabilne były tylko koszty pracy i bardzo wysokie oprocentowanie wkładów złotówkowych. Wystarczyło przywieźć z Zachodu walizką dolarów, zamienić na złote, włożyć na rok do banku i czekać. Po roku odbierało sią złote, zamieniało na dolary i wywoziło dwie walizki. Kto zawczasu miał informacje, ten sią bujał. My, producenci rajstop i swetrów, kombinowaliśmy jednak inaczej: Chcieliśmy położyć podwaliny pod polską klasą średnią. Ale szary dziewiarz nie ma szans w starciu z polityką makroekonomiczną, zwłaszcza gdy jest ona zorientowana na wywożenie walizek z dolarami. Trwał pierwszy skuteczny atak na polską walutą, kontynuowany później w mniej drastycznych formach i ostatnio znów tak twórczo rozwinięty. W mediach panowała euforia z powodu pełnych półek. świat zachwycał sią sukcesami „polskich reform”...
Pewnego dnia dowiedziałem sią od sąsiadów z targowiska, że nasz znajomy producent rajstop zbankrutował i podobno wyskoczył przez okno. Zdarza sią – jak pisał Vonnegut. Ja żyją, bo zacząłem pisać felietony.
Ciekawe, czy w atmosferze euforii ktoś policzył, ile łódzkich zakładów tekstylnych upadło, bo ich właściciele uwierzyli, że będą klasą średnią? Czy ktoś poświęcił choć fraszkę ich doli?
Ostatnio znaczna część polityków i mediów nawołuje: „Kupuj polskie!” (w USA – amerykańskie). Ale w sytuacji, gdy „pieniądz nie ma ojczyzny”, a „kapitał nie zna granic” – brzmi to jak pożegnalny pisk protekcjonisty. Więc może lepiej zastosować ostatni punkt instrukcji, jaką (podobno) dostawali kosmonauci z programu Apollo: „Jeśli w sytuacji kryzysowej, po wyczerpaniu poprzednich punktów, nadal nic nie działa i nie wiesz, co robią – nie rób nic...”  Wyluzuj.