Publikacje członków OŁ KSD

Krzysztof Nagrodzki – Z listów do przyjaciół. I znajomych. Ewolucyjne powikłania picnicujących.

Zwracasz uwagę Przyjacielu, iż tzw. rytm codzienności, który nas ogarnia w czasach pogoni za bieżączką, wymusza w wielu reakcje szablonowe a ilość i sugestywność impulsów lemingujących, może porażać. Wierzysz jednak, iż wiele zmieniłoby się w naszych postępowaniach, gdybyśmy przywrócili powszechną pamięć ludzkiego rodowodu.

Przyznaję, że antychrześcijańska, a faktycznie antycywilizacyjna, prowokacja zawarta w „sztuce” (przecie nie jednostkowej) nazwanej „Golgota picnic” może intensyfikować takie pragnienie.

Zatem nie ustawajmy w przypominaniu - w różnej formie – iż krzątanina „tu i teraz” tak czy inaczej musi mieć kres a jakość każdego życia nie będzie mierzona li tylko naszym chciejstwem. I zapisami w przeróżnych ziemskich annałach. Dlatego należy wracać i wracać do fundamentalnego zagadnienia: Ewolucja czy kreacja? Może coś z tego wyrośnie. Nawet w zinfantylizowanych umysłach. Nawet…

Temat nie iskrzy tak jak lata temu. Być może dlatego, iż dogmatycy przekształceń międzygatunkowych uznali sukces wynikający z sugestywnych konfabulacji za wystarczający, a krytycy powstania życia z niczego jakby uznali, że na uczucia adwersarzy nie ma rady. Może dojrzeją….

Tymczasem każdy może tworzyć sobie odrębne drzewo genealogiczne. W tym – jak zwykle bywa z materialistycznymi dogmatami – to jedynie słuszne. Szczególnie wtedy gdy jest się po słowie z Darwinem (nie mówiąc już o samym Miczurinie, Łysence i Oparinie), tudzież z postępową nihilistyczną międzynarodówką. Czy nawet międzymiastówką skrzykującą się, jakby na hasło z centrali, w obronie wolności do krzywdzenia innych.

Oddając hołd Wielkiemu Wybuchowi i cudowi przebudowy NICOŚCI w wodór, węgiel, białko, euglenę, pterodaktyla, szympansa, w Marksa, Lenina, Stalina, Kelsena, Reicha, Kinseya, wreszcie w bardziej czy raczej mniej powabne aborcjonistki i celebrytkowstwo, materialiści - dwunożne efekty przekształceń - wykreślili pewien logiczny, kołowy, schemat istnienia życia: Mający początek w niebycie, musi również mieć w nim swoje zakończenie.
Stąd czerpią gorączkowe natchnienia pragmatycy codzienności. I doczesności. Po prostu, z braku innej perspektywy, sama krzątanina – również zbrodnicza - musi wystarczyć za sens bytu. A szczytowym osiągnięciem restrukturyzacji homo sapiens, staje się zanik zbędnych organów, w tym tej części mózgowia, która odpowiada za krytyczną analizę skutków i przyczyn oraz tych, odpowiadających za naturalną prokreację.

Wspinanie się po pniu wertykalnego drzewa genealogicznego, od stworzenia przez „Ojca, Który jest w niebie”, do Jego „Domu, w którym mieszkań wiele”, jest trudne. Jak zwykle przy pokonywaniu siły ciążenia: uwikłań, pożądań, arogancji.
Głębokie badanie rzeczywistości mogłoby spowodować „ból istnienia” i zmusić do rewizji jego sensu. A komuż potrzebne są takie bóle i rewizje?...W każdym razie wszelkiemu lewactwu na pewno nie.

A poważniej: Ponieważ przyjęcie ewolucyjnego rodowodu od „Matki Natury” w drodze nieprawdopodobnego przypadku lub zaakceptowania Boskiego bezpośredniego sprawstwa, otwiera drogę dalszych wyborów, spróbujmy raz jeszcze - w ogromnym skrócie- przypomnieć, co już wiemy.

Sam opis stworzenia w Księdze Rodzaju nie precyzuje czasu, jaki upływał – według ludzkiej miary – w procesie kreacji. „Dzień” Boga, nie jest mierzalny naszymi zegarami. Można przyjąć, że Stwórca zechciał przebiegowi kształtowania człowieka nadać formę łańcucha transformacji luźnych atomów wodoru w geniusz homo sapiens. Można, tylko po co? Po co, w poszukiwaniach „brakującego „ogniwa ewolucji” pomiędzy gatunkami, składać z mikrych fragmencików efektowne całości, uzupełniane rozgorączkowaną wyobraźnią i... podróbkami*. Jaki jest w istocie sens beznadziejnych poszukiwań Adama i Ewy w kosmosie? Czy po to, by gubić ich ślad na Ziemi?...

Jeżeli nauka doszła do momentu, w którym wyznała mniej więcej tak: Nie mamy wprawdzie żadnego dowodu na ewolucję między gatunkami, który w efekcie mógłby empirycznie potwierdzić materialistyczne teorie powstania człowieka, ale skoro nie ma lepszego wyjaśnienia, więc to, które podajemy MUSI! być prawdziwe; zatem, jeżeli nauka musi oprzeć się na dogmacie, czyż nie sensowniejszy jest wybór przekonywującej informacji o cudownym Boskim dotknięciu, którego jesteśmy efektem?  (Chociaż bywa ona powodem kontestacji, ze względu na jakże często nieludzkie skutki naszych poczynań.)

Jeżeli jednak kogoś zniewolił afekt do dziadka szympansa i prababci eugleny, nie ma rady - uczucia muszą się same wypalić. Tylko niech nas na siłę nie adoptuje.

PS.
Oczywiście, że bywają
Zaułki ewolucji:

Bywa że z wiekiem
człowiek przestaje być
Człowiekiem


* * J.W.G Johnson – Na bezdrożach teorii ewolucji, Michalineum, Warszawa-Struga 1989
* P. E. Johnson – Sąd nad Darwinem, Vacatio 1997