Publikacje członków OŁ KSD

Janusz Janyst: Krytyka muzyczna a polityka

Krytyka muzyczna a polityka

 Czy zawodowi muzycy interesują się polityką? Obserwacje wskazują, że nie za bardzo. Ci, którzy "chcą mieć jakiś pogląd", często czerpią swą wiedzę z "Gazety Wyborczej", bo tak wydaje im się najprościej. Smutne, ale prawdziwe.

    W Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów odbyło się już drugie z kolei spotkanie publiczne poświęcone krytyce muzycznej. Półtora roku temu, w ramach tzw. "Hyde parku" dyskutowano o merytorycznych i etycznych kryteriach uprawiania tej profesji. Wysunięta podczas dyskusji teza, że krytyka muzyczna powinna być też rozpatrywana w kategoriach politycznych, została odrzucona, jako mało istotna. Charakterystyczne zresztą, że troje zaproszonych wtedy recenzentów, reprezentujących różne polityczne opcje i media - od postkomunistycznej "Polityki" po niskonakładową prasę narodową - nie zostało nawet z uwzględnieniem tego kontekstu przedstawionych (a przecież byłby to świetny punkt wyjścia dla zaznaczenia w debacie relacji muzyczno-światopoglądowych).

    19 marca Katedra Teorii Muzyki tej uczelni zorganizowała natomiast wykład otwarty prof. Magdaleny Dziadek z warszawskiej Akademii Muzycznej pt. "Między sztuką a polityką - o zawodzie krytyka muzycznego". Zainteresowanych przyszło nie za dużo (nie widziało się nawet studentów uczęszczających na seminarium krytyki), choć temat wydawał się atrakcyjny. Pierwsze zdanie wykładu brzmiało: "Krytyka jest zawsze totalnie upolityczniona". A więc jednak! Brawo! Magdalena Dziadek w ciągu półtorej godziny przedstawiła spory materiał historyczny, świadczący o rozmaitych uwikłaniach europejskiej krytyki muzycznej XIX stulecia, jej funkcjonowaniu w służbie reżimów lub opozycji, stosunku do demokracji, kolonializmu, kosmopolityzmu, kultu narodowości, antysemityzmu, feminizmu. Była mowa o krytyce polskiej okresu międzywojnia jako narzędziu państwowej polityki kulturalnej, wewnętrznej i międzynarodowej, a także o odpowiednio sterowanym przez partię komunistyczną i kontrolowanym przez cenzurę pisarstwie krytycznym ponurej doby stalinizmu i nieco pó niejszych, tylko trochę mniej ponurych, czasów PRL-owskich. I na tym właściwie koniec.

    Czego zabrakło? Tego, co mógł sugerować tytuł wykładu, a więc odniesienia się do współczesności, niewesołej przecież z punktu widzenia faktycznej utraty przez Polskę suwerenności medialnej, utraty polegającej na przejęciu przez zagraniczne koncerny (i, co ważniejsze, ośrodki dyspozycyjne) głównych, kształtujących mentalność narodu, środków masowego przekazu, a pozostawieniu Polakom jedynie "publikatorów niszowych". Medialna manipulacja prasy postkomunistycznej i liberalnej, jak to już zostało wielokrotnie stwierdzone, ma obecnie rozmiary wcale nie mniejsze niż te, które były normą w czasach komuny. W tej sytuacji i krytyk muzyczny, w takiej właśnie, a nie innej, rzeczywistości osadzony - nawet jeśli nie ma skrystalizowanych zapatrywań politycznych (co też się zdarza, szczególnie u młodych-naiwnych) - winien miarkować już nie tylko jakie relacje estetyczno-polityczne w swych tekstach ewokuje i z jakimi poglądami "choćby niechcący" się solidaryzuje, ale też na jakich łamach publikuje. Bo jeśli nie zwraca na to uwagi, jeśli nie obchodzi go nawet to, jaki kierunek dana redakcja reprezentuje, może stać się, wedle słów Norwida, "milczącym faryzeuszem", legitymizującym samą swą obecnością w danej gazecie określoną ideologię. A z taką postawą mamy dziś w przypadku paru znanych recenzentów do czynienia.

    Cóż, widać że problematyka ta muzykom i muzykologom specjalnie nie leży. Byle tylko zainteresowała publicystów wykonujących zawód krytyka muzycznego.

Janusz Janyst

Aspekt Polski nr 139 maj 2008