Reporterzy bez granic… przyzwoitości

Albo jak - to inaczej ujął Hubert Bekrycht-Sekretarz Generalny Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich - w programie "Demaskatorzy" TVP Info z 2 grudnia br. -  "Reporterzy bez granic wstydu"
Tematem tamtego odcinka była postawa mediów na zachodzie wobec terroryzmu islamskiego.
Konkretnie chodziło o atak nożownika, który przybył do Irlandii z kraju muzułmańskiego i zaatakował w Stolicy Irlandii - Dublinie grupę  przedszkolaków z opiekunką.

Otóż większość mediów w Irlandii konsekwentnie pomijała informację o tym skąd ów napastnik pochodził.                Natomiast te media które o tym pochodzeniu informowały były i są  oskarżane o tak zwaną "mowę nienawiści".

Postawa tych mediów, które takie informacje pomijają jest niestety na zachodzie typowa.                                               

Tylko że te kraje w rankingach wolnościowych owych Reporterów bez granic zajmują czołowe miejsca, podczas gdy Polskę tyko za to ze prawica zyskała wpływy w mediach zwanych publicznymi umieszcza się w tych rankingach bliżej końca. Stąd takie określenie Sekretarza Generalnego SDP z którym współgrały opinie zarówno szefowej Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP-dr Jolanty Hajdasz jak i prowadzących program "Demaskatorzy" -  redaktorów: Wojciecha Muchy i Wojciecha Pokory.

Swego czasu redaktor Rafał Ziemkiewicz pisał o tej sytuacji na zachodzie i postawie owych reporterów bez granic, że  wychowany w wierze iż Zachód to ostoja wolności i demokracji, w najbardziej pijanym widzie nie wyobrażał sobie, że ledwie trzydzieści lat po tym jak komunistyczna zaraza haniebnie wygasła w swym kacapskim mateczniku, opanuje ona umysły zachodu zwanego swego czasu "wolnym światem".

Ziemkiewicz ma przecież niejedno praktyczne doświadczenie z ową "polityką miłości obrońców demokracji" - o czym wielokrotnie  pisał i mówił.
    
Całe szczęście że była to wersja soft tej "polityki miłości",  bo nieprzypadkowo wielu nazywa powązkowską "Łączkę" pomnikiem polityki miłości obrońców demokracji".

Jeśli weźmiemy pod uwagę, że o "bloku sił demokratycznych" w Polsce pierwszy raz była mowa już w 1946 roku,  to owo określenie kwatery "Ł" nie jest wcale przesadzone.

Nie ma więc co się łudzić, że "obrońcy demokracji" zadowolą się jedynie odbiciem TVP i Polskiego Radia. Jeśli już pojawiają się sygnały o ewentualnych zwolnieniach dziennikarzy od od sportu czy kultury, którzy pozostali w mediach zwanych publicznymi, bo wszyscy od lewa do prawa doceniali doceniali ich wysoką wartość merytoryczną niezależnie od ich światopogladów i chcieli by dalej kontynuowali swoją misję, to tym bardziej po tym co nazywamy mediami publicznymi, przyjdzie kolej na media katolickie i prawicowe.                                                 

Już Piotr Wierzbicki - w wydanym w połowie lat 90 ubiegłego stulecie „Podręczniku Europejczyka” – pisał,  że obecność choćby jednego przedstawiciele tak zwanego „ciemnogrodu” w mediach zwanych publicznymi, jest dowodem na ich opanowanie przez prawicę, podczas gdy obecność w nich wyłącznie ludzi ze środowisk wiadomych, jest dla nich świadectwem pluralizmu.

W związku z powyższym pytanie dotyczy tylko tego, czy w pierwszej kolejności przypuszczą atak na Radio Maryja,Radio Wnet ,TV Trwam czy na TV Republikę....

Istotą anty PiS-u jest bycie obrońcą tak zwanego "testamentu Kiszczaka" - czyli słów jakie Kiszczak wypowiedział po obaleniu rządu Olszewskiego o tym, że nie po to przekazywał władzę Wałęsie i jego doradcom, żeby wpadła ona w ręce zwolenników lustracji, dekomunizacji i wejścia do NATO.

A Putin stwierdził, iż z punktu widzenia Kremla i Łubianki rozszerzenie UE nie jest problemem, w przeciwieństwie do rozszerzenia NATO.

Przypomnijmy też, że - jak się mówi - szef frakcji parlamentarnej KO i były szef PO jest swoistym prawnukiem autora słów: "Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy" - czyli Władysława Gomułki.
kpn