Uchwałą i policyjną pałą

W pierwszych miesiącach rządów ekipy Donalda Tuska można poczuć się młodszym.
Znów widzimy to, co dekadę temu, znów toczymy te same dyskusje.
I znów demonstracje stają się przestrzenią zamieszek.
Rolnicy, którzy paręnaście dni temu manifestowali w niemal piknikowej atmosferze, zaczynają (rzekomo) atakować policjantów.

Czy to oni się zmienili, czy też może władza próbuje obsadzić ich w wygodnej dla siebie roli zadymiarzy?

Były szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji Mariusz Kamiński nie ma wątpliwości,
że celem było sprowokowanie niepokojów.
„Kiedy zobaczyłem, jak przygotowana jest policja, jak wyposażone są oddziały prewencji,
odniosłem wrażenie, że scenariusz przygotowywany w sztabie był scenariuszem konfrontacyjnym” – ocenia.
W jego opinii służby porządkowe działały świadomie: „Polska policja jest doświadczona, ma negocjatorów, procedury, a tu – wręcz przeciwnie.
Niesłychanie konfrontacyjne działania funkcjonariuszy, zupełnie niezrozumiałe.
Moim zdaniem świadczy to o tym, że na poziomie politycznym podjęto decyzję, że ma być groźnie”.
Zwraca też uwagę, że oddziały prewencji są perfekcyjnie wyposażone. Jeśli więc grupa funkcjonariuszy wchodzi w tłum, to robi to świadomie.

Komentując sceny przemocy towarzyszące demonstracji rolników, Donald Tusk stwierdził,
że widział podobne i pięć, i dwadzieścia lat temu.
Jednak w czasie rządów Zjednoczonej Prawicy nic takiego nie miało miejsca,
mimo poszukiwania okazji do zadymy przez przeciwników tamtego rządu.
Nie przypominam sobie przypadku użycia gazu łzawiącego na taką skalę ani skuwania i bicia ludzi, którzy nie stawiają oporu.
Gdyby takie sceny były, zostałyby przedstawione jako dowód na „faszyzację życia” w Polsce.
Bywało odwrotnie: wiele grup obrażało i atakowało policjantów, niemal zawsze bezkarnie. Sądownictwo chroniło tych ludzi.

Dlaczego ekipa Tuska zdecydowała się na tę „pacyfikację”?
Sądzę, że przyczyny były trzy.
Po pierwsze, chodziło o rozbicie społecznej jedności związanej z postulatami rolników.
Aprobata dla ich postulatów – powstrzymania Zielonego Ładu i importu żywności z Ukrainy – sięgała 80 proc.
Dla władzy oznaczało to poważny problem. Pokaz siły i przemocy pozwolił na spolityzowanie protestu.
Jedni uważają, że winni są rolnicy, inni wskazują na policję, a reszta woli trzymać się z daleka.

Po drugie, siłowa konfrontacja umożliwia rządowi wyjście z pułapki sprzecznych zobowiązań.
Sądzę bowiem, że w sferze gospodarki żywnościowej i klimatycznej Tusk i jego ministrowie co innego obiecali w Kijowie,
co innego w Brukseli, a co innego mówią rolnikom.
Ryzyko weryfikacji różnych deklaracji byłoby coraz większe.
Brutalne uderzenie w rolników pozwala odsunąć problem na czas nieokreślony.
Także dlatego, że rozmawiamy nie o postulatach rolników, ale o aktach przemocy.

Wreszcie trzeci powód: chęć pokazania społeczeństwu, że jeżeli będzie się stawiało, to władza nie cofnie się przed przemocą.
Sygnał jest jasny: mamy policję i nie zawahamy się jej użyć.
Słyszymy to już na początku nowej kadencji i upewniamy się, że hasło „uchwałą i policyjną pałą”,
opisujące sposób działania czwórkoalicji, jest wypełnione realną treścią.
Tym bardziej że o krzywdzie powiedzą co najwyżej niszowe media.
W tych najsilniejszych zostanie przedstawione chuligaństwo.
W Parlamencie Europejskim tą nową wersją nadwiślańskiej praworządności się nie zajmą, bo mają na głowie ważniejsze problemy.
Poza tym przywracanie prawdziwej demokracji musi boleć.

Fakt jest faktem: pobito rolników, podeptano flagę, upokorzono silne grupy społeczne.
I mogą przyjść dni, gdy te sceny zaczną formację z serduszkami w klapie mocno palić.
Będą symbolizowały oderwanie od społeczeństwa, brutalność, bezwzględność.
Władza, która wkracza na ścieżkę przemocy, wiele ryzykuje.

Jacek Karnowski

za:www.idziemy.pl