Katyń 1940-2010

Gra dramatycznie skuteczna

Od miesiąca prorządowe media toczą kampanię, aby przekonać Polaków i świat, że Polska jest fajna. Polska Tuska oczywiście ma być fajna! Opublikowane niedawno przez prokuraturę dokumenty z tzw. wątku cywilnego katastrofy smoleńskiej odsłaniają jednak zdecydowanie mało fajne oblicze rządu. Ale o tym w tych mediach – cisza. Z opublikowanych zeznań, notatek ze spotkań oraz korespondencji urzędniczej i dyplomatycznej wynika jednoznacznie, że strona rządowa miała świadomość co do planów śp. Lecha Kaczyńskiego. Bliscy urzędnicy premiera Donalda Tuska znali zamierzenia prezydenta i świadomie je sabotowali. Dokumentacja jasno dowodzi, że prezydent już w grudniu 2009 r. dał sygnał do przygotowywania stosownych uroczystości ze swoim udziałem, co zostało potwierdzone odpowiednim pismem jego kancelarii w następnym miesiącu. Mimo tej wiedzy urzędnicy premiera Tuska do połowy marca 2010 r. nie podejmowali żadnych przygotowań do wizyty prezydenta. Uniemożliwiali też urzędnikom prezydenckim nawiązanie bezpośredniego kontaktu z Rosjanami. Liczyli, że zdołają skutecznie zniechęcić prezydenta do wykonywania jego obowiązków. Takie zachowanie potwierdził ostatnio na posiedzeniu sejmowej komisji spraw zagranicznych minister Radosław Sikorski.

To nie incydent


Niestety to nie było incydentalne zachowanie strony rządowej wobec śp. Lecha Kaczyńskiego. Pozbawianie prezydenta zdolności i prerogatyw współdziałania i współtworzenia polityki zagranicznej, w tym uczestniczenia w ważnych wydarzeniach, było wieloletnim procederem, wręcz doktryną działania tego fajnego rządu. Antyprezydencki kurs został obrany już na początku 2008 r. To wówczas Radosław Sikorski zatrzymał na wiele miesięcy polsko-amerykańskie rokowania o tarczy antyrakietowej, a o stanie sprawy nie informował przez długi czas prezydenta. To w takich dramatycznych okolicznościach doszło do spotkania głowy państwa z ministrem Sikorskim w BBN-ie 4 lipca 2008 r. Wtedy, na dwie godziny przed faktem, prezydent zdołał się dowiedzieć, że premier Tusk zamierzał odrzucić współpracę z USA w sprawie tarczy antyrakietowej.

Z prezydentem nie współdziałano również w kwestii wycofania naszych wojsk z Iraku. W 2008 r., wypełniając przedwyborcze zobowiązanie, rząd zdecydował o pilnej rezygnacji z obecności wojskowej w tym kraju. Nieinformowany o implikacjach takiego posunięcia prezydent zamierzał sprawdzić, czy rzeczywiście nasza misja została zrealizowana i czy wycofanie wojsk nie spowoduje negatywnych skutków w naszej prowincji irackiej oraz w relacjach z sojusznikami. Przez wiele tygodni prezydencka delegacja ze śp. ministrem Władysławem Stasiakiem i gen. Romanem Polko na czele była blokowana przez ministra Sikorskiego, który nie zezwalał naszej ambasadzie w Bagdadzie na zorganizowanie rozmów z lokalnymi władzami.

Prowokacje i utrudnienia

W tym samym roku mieliśmy jeszcze, opisywane szeroko w mediach, próby blokowania prezydenckich działań na rzecz Gruzji. Zamiast jednoznacznego wsparcia wysiłków na rzecz ratowania gruzińskiej niepodległości, mieliśmy do czynienia z hamowaniem, a nawet sabotowaniem tej polityki. Równolegle rząd prowadził już przygotowania do polskiego resetu z Rosją. Jednocześnie rozwijał się medialny przemysł pogardy i nienawiści do prezydenta, szydzenia z jego działań (pamiętamy wyśmiewanie „ślepego snajpera") i tworzenie prowokacji przeciwko prezydenckim urzędnikom. Takim prowokacyjnym instrumentem był raport ABW na temat sytuacji w Gruzji, wykonany wyłącznie na podstawie doniesień medialnych, jednak opatrzony klauzulą poufności z nadzieją, że ktoś połknie haczyk i ujawni to arcydzieło służb. Miało to oczywiście kompromitować rolę prezydenta w Gruzji.

Rok 2008 kończy się awanturą o krzesła w Brukseli i o samolot na szczyt Unii Europejskiej. Najbliżsi urzędnicy premiera Tuska publicznie odmawiają prezydentowi zapewnienia transportu na unijne spotkania głów państw i szefów rządów. Tu również dochodzi do sabotowania prezydenckiej delegacji poprzez polecenie placówkom niezałatwiania dla jej członków przepustek wejściowych, niezgłaszania do oficjalnych delegacji etc. Cały ten proceder był akceptowany przez premiera Tuska, który w grudniu 2008 r. grzmiał z Brukseli, że prezydent jest mu tam do niczego niepotrzebny.

Szykany a la Sikorski


W 2009 r. Trybunał Konstytucyjny przedstawił stosowną wykładnię odnośnie do prowadzenia polityki zagranicznej. Trybunał uznał, że oba ośrodki polityczne powinny współpracować przy realizacji polityki zagranicznej państwa. Prezydent zastosował się do takiej wykładni i o swoich działaniach informował stronę rządową i konsultował z nią swoje posunięcia. Niestety rząd premiera Tuska, a szczególnie minister Sikorski, interpretował to jednostronnie jako prawo do nadzorowania, a nawet licencjonowania wszelkich działań prezydenta. Za taką interpretacją poszły decyzje o odcięciu Kancelarii Prezydenta i BBN-u od wielu źródeł informacji, szczególnie depesz z polskich placówek zagranicznych. Aby ograniczyć zdolności działania prezydenckich instytucji w sferze międzynarodowej, rząd posługiwał się różnymi instrumentami. Nie wydawano paszportów dyplomatycznych, co utrudniało podróże, wymagało ubiegania się o wizy i powodowało np. konieczność płacenia za hotele za granicą wyższych cen wraz z lokalnymi podatkami. Zakazywano placówkom wspierania urzędników prezydenckich w działaniach merytorycznych (organizowanie rozmów z lokalnymi politykami czy ekspertami) i logistycznych. Wreszcie w kilku sytuacjach zastosowano drastyczne środki, jak odbieranie certyfikatów uprawniających dostęp do informacji niejawnych.

Przedsmoleńska gra rządu

Obok administracyjnych szykan i rozległej kampanii propagandowej skierowanej na dyskredytację działań prezydenta pojawiały się też konkretne kroki zmierzające do wyeliminowania głowy państwa z całych obszarów politycznych. I tak nadal nie dopuszczano prezydenta do rozmów o tarczy antyrakietowej. Po każdej rundzie rozmów lub wizycie międzynarodowej spotykaliśmy się w kancelarii lub BBN-ie z przedstawicielami ambasad, aby uzyskać informacje o działaniach polskiego rządu, by poinformować o tym polskiego prezydenta (!). Ważnym punktem sporu między premierem i prezydentem były bezpośrednie kontakty na najwyższym szczycie z Amerykanami. Depesze WikiLeaks ujawniły również w tym obszarze antyprezydenckie działania polskiego MSZ-etu. Warto też przypomnieć, że strona rządowa sabotowała prezydenckie koncepcje w dziedzinie bezpieczeństwa energetycznego. Garść powyższych przykładów jasno ilustruje, że przedsmoleńska gra rządu przeciwko prezydentowi nie była incydentem. To w takiej atmosferze – przyzwolenia na lekceważenie głowy państwa – informacja polskiej ambasady w Moskwie o fatalnym stanie lotniska smoleńskiego nie została prezydentowi przekazana. Pojawiła się na naszych biurkach 12 kwietnia. Polityka utrudniania, zniechęcania i nieinformowania prezydenta okazała się dramatycznie skuteczna.

Autor był wicedyrektorem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, ministrem w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego

za: niezalezna.pl (pkn)

Zob. też:

Gazeta Polska Codziennie” w artykule „Sikorski złamał konstytucję” ujawnia fakt, że MSZ nie przekazywało na bieżąco informacji do Kancelarii Prezydenta śp. Lecha Kaczyńskiego. Do prezydenta trafiały jedynie informacje już przetworzone przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Sikorski na Twitterze ripostuje "Jeśli ktoś łamał art. 133 pkt. 3 Konstytucji to Prezydent Lech Kaczyński…” Spór wyjaśnia były wiceszef BBN, obecny poseł PiS Witold Waszczykowski.


za: vod.gazetapolska.pl/2068-kto-lamal-konstytucje