Polecane

Ks.prof.Paweł Bortkiewicz TChr - Wyznanie niewiary

W moim Uniwersytecie w Poznaniu procedowana jest ustawa „antydyskryminacyjna”.
W dość obszernym dokumencie mowa jest o zakazie dyskryminacji kogokolwiek ze względu na cokolwiek, ale tak naprawdę konkretnie wyszczególniona zostaje jedna uprzywilejowana grupa – tak zwanych „osób lgbtq+”.
Rzecz dzieje się na Uniwersytecie.

W pewnym sensie można powiedzieć, że nie może to dziwić, gdyż swoista – powiedzmy naukowo - zmiana paradygmatów dokonuje się w świecie.
Jakiś czas temu prestiżowy tygodnik „Nature” stwierdził że jedna na 100 osób rodzi się z układem anatomicznym, który nie pozwala na łatwą klasyfikację tego człowieka jako mężczyzny lub kobiety.

Artykuł sugeruje jakby było to nowe odkrycie naukowe.
W istocie zjawisko zaburzenia seksualności znane jest od wieków i przez wieki postrzegane były te bardzo rzadkie przypadki (nie do końca wiadomo na czym opiera się statystyka podana w „Nature”) jako zaburzenia.
Sposób myślenia przez wieki był następujący - pewne wady wrodzone są wadami wrodzonymi.
Takie rzeczy się zdarzają, ale nie definiują na nowo normalności.

Dzisiaj dokonuje się owo przedefiniowanie i to nie tylko w zakresie osób transseksualnych, ale w zakresie nigdzie nie zdefiniowanych tak zwanych „osób lgbtq+”.

Teza, która jest formułowana brzmi mniej więcej tak: aktualnie społeczność medyczna i naukowa postrzega seksualność jako bardziej złożoną rzeczywistość niż tylko binarność mężczyzny i kobiety. Wyjątki rządzą regułą. Nie ma tylko dwóch płci. Płeć została zindywidualizowana.

Człowiek zajmujący się nauką stawia pytanie jakie odkrycie naukowe obaliło dotychczasowe poglądy naukowców? Odpowiedź jest jedna - nie ma takich odkryć. Jedynym poparciem dla tej nowej nauki jest zmiana kulturowa i polityczna.

Kilka lat temu w mieście Charlotte w Karolinie Północnej władze zezwoliły na korzystanie z toalet zgodnie z własnymi odczuciami, a nie ze względu na określoną w akcie urodzenia i dokumentach tożsamość płciową.
Po burzliwej debacie władze stanowe przegłosowały jednak finalną wersję ustawy zwanej HB2.
Określono w niej, iż korzystanie z przebieralni i toalet uzależnione jest od płci określonej w akcie urodzenia.

Niektóre z „elit”  intelektualnych i artystycznych uznała to za akt dyskryminacji.
Swój koncert odwołał między innymi Ringo Starr, który napisał na facebooku: „musimy stanąć przeciwko tej nienawiści. Rozprowadzić pokój i miłość”.

Można powiedzieć, że jest to swoisty dowód z  autorytetu na istnienie wielości płci czy orientacji seksualnych (o ile pan Starr jest dla kogoś takim autorytetem).
Najbardziej ściśle „naukowym” dowodem są badania dotyczące relacji między aktualnymi zaburzeniami seksualnymi a reinkarnacją.
Na przykład w Uniwersytecie Thomasa Jeffersona przebadano 469 dzieci które stwierdziły że mają wspomnienia z życia w poprzednim wcieleniu.
Naukowcy odkryli, że dzieci, których poprzednie życie było w innej tożsamości seksualnej dziś są znacznie bardziej narażone na niezgodność płciową.
I jak tu nie wierzyć w potęgę nauki?
Ja przestałem wierzyć w powagę nauki i powagę uniwersytetu.

***
Tak jest  Czcigodny Księże Profesorze! Może z dodatkowym wyjaśnieniem: "Niektórych uniwersytetów."
Bo chyba nie jest jeszcze tak dennie, iżby można było.... Brrr....
kn