Paulina Gajkowska - Fałszywe kreacje

Można się było tego spodziewać. Nie sposób przecież zostawić swojego intelektualnego mentora na pastwę „ksenofobicznych nacjonalistów”.
W sobotnio-niedzielnym magazynie „Gazeta Wyborcza” opublikowała wywiad sprzed trzech lat z majorem Zygmuntem Baumanem, obecnie filozofem i socjologiem. Już na wstępie zostaje przedstawiony jako „najlepszy analityk świata ponowoczesnego”. Ten początek jest zapowiedzią całej rozmowy, której celem jest rozmycie odpowiedzialności, pokazanie lukrowanego obrazka z PRL i zaprezentowanie typowego tłumaczenia ludzi uwikłanych jakkolwiek w komunistyczny aparat represji.

A właściwie, czy można nazwać wywody byłego funkcjonariusza KBW tłumaczeniem?

Tłumaczy się ten, kto w pewnym stopniu (choćby minimalnym) zdaje sobie sprawę z tego, że mógł swoją przeszłość kształtować inaczej, jednak próbuje znaleźć usprawiedliwienie dla niej w okolicznościach zewnętrznych. Często oczywiście niesłusznie.

W przypadku Baumana jest inaczej. Nie ma prób uporania się z własną historią, nie ma poczucia błędu, rozliczenia z tego, co niechlubne.

I dziennikarzowi prowadzącemu rozmowę to nie przeszkadza, nie sposób dojrzeć w tym wywiadzie rysów polemicznych.

Bauman ze spokojem snuje swoją opowieść o socjalizmie, który do dziś jest mu bliski jako ideologia, o radości, która mu się udzielała, gdy „odbudowywano stolicę”, o swojej nieświadomości wszystkich okropieństw systemu, który legitymizował.

Bauman każe wierzyć czytelnikom, że dojrzewał powoli do pewnej wiedzy. Twierdzi, że dał się uwieść. Apologeta postmodernizmu głosi jednocześnie determinizm – podsumowując swój życiorys, mówi, że jego przeszłość to nie jego wybór i – zarazem – inaczej nie mógłby żyć. „Nie wstydzę się wyboru wartości, jakiego dokonałem” – stwierdza.

Gdy się jest postmodernistą, nietrudno o relatywizm – w końcu ten fałszywy poznawczo prąd zakłada brak jednej prawdy i możliwości dotarcia do niej. Czy jest różnica – zgodnie z takim paradygmatem – pomiędzy funkcjonowaniem w komunistycznych strukturach a byciem ofiarą tego systemu?

Zasadnicza i tragiczna rozbieżność polega na tym, że dziś głośno bierze się w obronę ludzi współtworzących ów system. A pamięć o ofiarach jest marginalizowana. Nie mówiąc o elementarnej sprawiedliwości.

Tego typu rozmowy w „przyjemnej atmosferze” pełne sentymentalnych wspominków o młodzieńczej naiwności stoją w jaskrawym kontraście z artykułami znieważającymi żołnierzy wyklętych, których nie brakowało w „Gazecie Wyborczej”, podającej pomocną dłoń „ludziom honoru”. Ten kontrast jest tym bardziej bolesny, że walka dotyczy wszystkiego, co dla Polaków najcenniejsze.

Paulina Gajkowska


za:www.naszdziennik.pl (kn)