Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Andrzej Nowak - Powstanie

Wedle obowiązującej dziś europoprawności ofiarami zawsze byli „inni”.
Polacy mają zarezerwowane miejsce wyłącznie w jednej kategorii: oprawców czy też sprawców, co najwyżej – żałośnie biernych świadków.

Na początek o szkole, ale nie o podwyżkach dla nauczycieli.
Ani też o decyzji nowej pani minister o ponownym (jak w 2012 roku) okrojeniu programu nauczania historii.
Może jednak nie bez związku z tą zapowiedzią jest anegdota, od której chcę zacząć.
Na lekcji historii pani pyta Jasia: „Co wiesz o powstaniu styczniowym?”. Chłopczyk odpowiada: „Ja nic, ale tata mówi, że ludzie już się zbierają”.
Takie kawały krążą podobno teraz.
Ich obieg jest zapewne ograniczony.
A jednak interesujące, że wracają.

Nie obchodzimy przecież żadnej okrągłej rocznicy.
Powstanie wybuchło 161 lat temu.

Kiedy w roku 2013 przypadała najbardziej stosowna do godnego upamiętnienia 150. rocznica, ani ówczesny rząd polski, ani Sejm RP nie chciały uczcić powstania
Dla porównania: Litwa ogłosiła u siebie wielkie państwowe obchody tamtej rocznicy.
Sejm Polski natomiast, głosami posłów PO i Ruchu Palikota (posłowie SLD nie wzięli udziału w głosowaniu),
odrzucił propozycję ustanowienia roku 2013 rokiem specjalnych obchodów pamięci powstania styczniowego.
Ówczesna przewodnicząca komisji, która podjęła tę decyzję, dodała do niej ważki argument: „Patron musi coś przynieść kulturze”.
Ciekawe, co na to powiedzieliby twórcy dziedzictwa kulturowego roku 1863,
tak ważnego dla pokoleń tych, którzy odzyskali niepodległość i walczyli o nią ponownie w kolejnych dekadach strasznego wieku XX?
Wspomnijmy choćby dzieła Elizy Orzeszkowej, Bolesława Prusa, Stefana Żeromskiego, Marii Rodziewiczówny,
Maksymiliana Gierymskiego, Artura Grottgera, Józefa Chełmońskiego, Jacka Malczewskiego, aż po Stanisława Rembeka i Władysława Terleckiego.

Powstanie pozostawało ważne, także w kulturze.
Głębia, intensywność i siła społecznego oddziaływania pamięci o nim okazywały się ostatecznie większe od prób jej wytępienia przez imperialnych sąsiadów z Moskwy i Berlina czy „odczarowania” przez tych Polaków, którzy – znużeni klęskami albo przekonani o innych, ważniejszych ideałach modernizacji – odrzucili ideę niepodległości. Jednak wygrywała pamięć o wysiłkach i ofiarach, które można było zidentyfikować z owym dążeniem do odzyskania ojczyzny i wolności; do niepodległości.

A teraz przegrywa?
Skoro jej ślady pojawiają się w obiegu „kawalarskim”, to może jednak nie całkiem przepadła?
Przypominam sobie wrażenie, jakie zrobiły na mnie napisy napotykane kilkanaście lat temu obok tablic
informujących o dofinansowaniu tej czy innej modernizacji ze środków Unii Europejskiej.
Brzmiały tak: „Wyburzamy przeszłość, przepraszamy za niedogodności”.
Teraz znów będą wyburzać, jak w 2013?
Tylko już nie będzie trzeba przepraszać, ale każą dziękować – za ostateczną emancypację od naszej historii, od „nienormalności” wyobrażonej wspólnoty Polaków?
Samym „jądrem ciemności” tej historii wydają się właśnie powstania – potępione jako bezsensowne, jako dowód ostateczny „głupoty polskiej”.
Jako niebezpieczne przez wpisaną w ich tradycję martyrologię.
Wszak – wedle obowiązującej dziś europoprawności – ofiarami zawsze byli tylko „inni”.
Polacy mają zarezerwowane miejsce wyłącznie w jednej kategorii: oprawców czy też sprawców, co najwyżej – żałośnie biernych świadków („bystanders”).
A jeśli jednak już byli ofiarami, to tylko własnej głupoty, powstańczego „szaleństwa” i „ułańskiej brawury”.
Cóż, by tak spoglądać na naszą przeszłość, na polskość w niej uformowaną jako na garb, który należy odpiłować,
trzeba zapomnieć o tym jednym pojęciu: o niepodległości.
A może nawet szerzej: o wolności.

Nieraz już Polacy byli przekonywani do tego, by pojęcie niepodległości odrzucić,
zapomnieć, bo zagraża „normalizacji”, „stabilizacji”, „modernizacji”, „emancypacji”.
Dumnej odpowiedzi na te argumenty udzielił w setną rocznicę powstania prymas Wyszyński.
Mówił tak: „Gdy człowiek czy naród czuje się na jakimkolwiek odcinku związany i skrępowany,
gdy czuje, że nie ma już wolności opinii i zdania, wolności kultury i pracy,
ale wszystko wzięte jest w jakieś łańcuchy i klamry, wszystko skrępowane jak stalowymi gorsetami,
wtedy nie potrzeba kompleksów.
Wystarczy być tylko przyzwoitym człowiekiem,
mieć poczucie honoru i osobistej godności, aby się przeciwko takiej niewoli burzyć, szukając środków i sposobów wydobycia się z niej.
Przyglądaliście się może kiedyś ptakowi, jak tłucze się w klatce?
Wszystko pierze z piersi swojej wyrywa… (…)
Któż może się dziwić, że o klatkę w Polsce ustanowioną rozbijały się piersi polskich ptaków, aż pióra leciały, rany pozostawiające?!”.

Któż się może dziwić?
Ten, kto rezygnuje z niepodległości.

Andrzej Nowak

za:www.gosc.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.