Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Ciemne chmury nad Tuskiem. Sakiewicz o zatargu premiera z amerykańskimi Republikanami

Jak Pan Bóg chce kogoś zgubić, to mu rozum odbiera. Zatarg Tuska z republikanami w USA pewnie wydawał mu się na chłodno skalkulowany - pisze Tomasz Sakiewicz. Demokratyczny prezydent Joe Biden co najmniej od roku

na powrót wszedł w stare koleiny proniemieckiej polityki z czasów Baracka Obamy, która zaowocowała pod koniec pierwszej dekady tego wieku słynnym resetem z Rosją i serią nieszczęść trwających do dzisiaj. Tusk całkowicie uzależniony od Niemiec sądził, że atakując republikanów, wzmocni w ten sposób coraz mniej popularnego Bidena, już otwarcie wspierającego Berlin w grze o Europę.

Trzeba tu dodać, że w tym momencie polityka Waszyngtonu jest zupełnie nieadekwatna do antyamerykańskiej polityki Niemiec. Kalkulacja Tuska wynika więc z pewnego stadnego odruchu wyrażającego pogląd, że skoro ja i Waszyngton gramy na Berlin, to muszę też wspierać gospodarza w Białym Domu.

Być może Tusk rzeczywiście tak musiał, ale cena, jaką za to już zaczął płacić, to nic w porównaniu z tym, co go czeka, jeżeli do władzy dojdą republikanie, szczególnie Donald Trump. Już sposób potraktowania przez amerykańską dyplomację Radosława Sikorskiego pokazuje, że Waszyngton nawet za Bidena ma problem z obecnym polskim rządem. Złudzenia obecnej ekipy nad Wisłą, że antydemokratyczne działania Tuska nie są dostrzegane za oceanem, prysnęły po oświadczeniach republikanów przypominających, że w Polsce niszczona jest wolność słowa i pojawili się więźniowie polityczni. Biden i jego ekipa wcale nie byli chętni do obrony Tuska, wręcz jeszcze gorzej – reakcji na tę sprawę nie uznali za istotną. Czyli pomoc przyjmą, ale bez zobowiązań, a cenę za politykę Tuska niech płaci on sam. Powściągliwość Bidena ma jeszcze jeden istotny powód: Tusk, podważając amerykańskie inwestycje w Polsce, wchodzi w coraz mocniejszy konflikt z największymi lobbies w USA: militarnym, atomowym i informatycznym. Przy obecnych kłopotach Bidena przed wyborami nie potrzeba mu dodatkowych wrogów.

Biden musi liczyć się z Berlinem i jeszcze mniej popularnym niż on sam szefem niemieckiego rządu, ale nie musi spłacać żadnych długów wobec wasala Berlina, jakim na pewno jest ekipa Tuska.

Za to Tusk uzyskał nagłośnienie swojej antydemokratycznej polityki w światowych elitach i pewność, że w razie zmiany władzy polityka republikanów wobec Warszawy będzie dużo bardziej konsekwentna niż za pierwszej kadencji Trumpa, kiedy to jego ambasador nawet nie ukrywała, że w Europie powinny dominować Niemcy. Tuskowi wypada więc modlić się jedynie o zwycięstwo Bidena, co jego kłopotów w USA nie zmniejszy, lecz przynajmniej pozwoli mu przetrwać nadchodzący zza oceanu cyklon. Przy możliwych zmianach w tym roku w Europie i tak będzie miał dostatecznie dużo problemów za granicą.

Tomasz Sakiewicz

za:niezalezna.pl


***

Donald Tusk postawiony do pionu przez amerykańską prawicę

Na bezprecedensowy ruch pozwolił sobie premier Donald Tusk – zbeształ w mediach społecznościowych amerykańskich republikanów. Stało się to po tym, jak w Senacie USA odrzucono projekt ustawy, która miała obejmować pomoc finansową w postaci ponad 100 mld dol. dla Ukrainy, Izraela i Tajwanu. Ustawa obejmowała również zapisy dotyczące zabezpieczenia granic i zmniejszenia migracji. Zdaniem konserwatywnych republikanów, także w Izbie Reprezentantów, projekt nie gwarantował skutecznej ochrony przede wszystkim południowej granicy z Meksykiem. Tylko w ciągu trzech lat prezydentury Joe Bidena przedostało się przez nią ok. 10 mln ludzi.

„Drodzy republikańscy senatorowie Ameryki. Ronald Reagan, który pomógł milionom z nas odzyskać wolność i niepodległość, musi się dziś przewracać w grobie. Wstydźcie się” – napisał Tusk w serwisie X. Premier Polski powołał się w ten sposób na byłego republikańskiego prezydenta oraz jego wysiłki podejmowane w latach 80. na rzecz wsparcia Polski w walce o odrzucenie dominacji Moskwy. Wpis nie spowodował w Waszyngtonie trzęsienia ziemi, jednak nie pozostał całkowicie bez echa.

Tusk pod ostrzałem

Daniele Wallace na portalu Fox News przypomniała, że Warszawa od dwóch lat nieustannie naciska na USA i Europę o wsparcie dla Kijowa, „w miarę narastania obaw dotyczących bezpieczeństwa członków NATO i sojuszników w regionie”. Zdaniem publicystki w Polsce doszło do zmiany rządu, bo poprzednia ekipa była „skłócona z Unią Europejską”. I dodała: „W kraju dziesiątki tysięcy demonstrantów wyszło na ulice w obronie Boga, rodziny i ojczyzny, po tym jak wybory zasygnalizowały bardziej globalistyczną zmianę. Unia Europejska ostro skrytykowała poprzedni rząd Warszawy za niezakończenie impasu na granicy polsko-ukraińskiej w ramach protestu przeciwko importowi zboża i korzystnemu traktowaniu ukraińskich kierowców ciężarówek” – analizowała Wallace. Autorka przytacza reakcje polskiego dziennikarza Wojciecha Wybranowskiego na wpis Tuska: „W Polsce także toczymy cichą bitwę. Cichą wojnę z zacofaniem gospodarczym, z wykluczeniem społecznym, wykluczeniem gospodarczym, z konkurencją ze strony Niemiec”. Reagan „może wstydziłby się za dzisiejszych republikanów w USA, ale wielcy ludzie niepodległej Polski: Grabski, Kwiatkowski itd. wstydziliby się dziś za nieudolność Twoją i Twoich współpracowników”.

Również Miranda Nazzarro z portalu „The Hill” nawiązała do wpisu Tuska, który „ostro skrytykował republikańskich senatorów i stwierdził, że powinni się wstydzić za zniszczenie ustawy o bezpieczeństwie granicy, która odblokowałaby pomoc wojenną dla Ukrainy”. W ub. miesiącu Tusk odwiedził Ukrainę, ogłaszając nowy pakiet pomocy wojskowej obejmujący pożyczkę na zakup broni i składając zobowiązanie do znalezienia sposobów na jej wspólną produkcję – czytamy w artykule.

Reakcja senatorów

Najostrzej chyba zareagował konserwatywny senator, republikanin ze stanu Ohio, James David Vance, który napisał: „Nowy przywódca Polski aresztuje przeciwników politycznych, zawdzięczając bezpieczeństwo swojego kraju mojej hojności. Tusk mógłby się zastanowić nad okazaniem pewnego uznania lub przynajmniej złagodzić własne autorytarne impulsy”. Nadmieńmy, że wcześniej Vance ostro skrytykował ataki Tuska na wolność mediów po tym, jak „jego wspierany przez Niemcy liberalno-globalistyczny reżim przejął kontrolę nad mediami publicznymi pod prawnie wątpliwymi pretekstami, które ostro potępiła konserwatywno-narodowa opozycja”.

Do sprawy odniósł się także wpływowy republikański senator z Florydy, Marco Rubio. Były kandydat Partii Republikańskiej w prawyborach prezydenckich w 2016 r. konstatował: „Drogi premierze, czy możemy zacząć wysyłać do pańskiego kraju co miesiąc 300 tys. migrantów, którzy nielegalnie przedostają się do Ameryki? Naprawdę pomogłoby nam to uporać się z inwazją na nasz kraj i znacznie przyczyniłoby się do przyjęcia ustawy pomocowej, którą mamy zatwierdzić”.

Nie pouczaj innych

Popularny i mieszkający w USA brytyjski analityk i komentator polityczny, współpracujący m.in. z telewizją Fox News, Nile Gardiner zareagował natychmiast i w zdecydowany sposób. Dawny doradca brytyjskiej premier Margaret Thatcher stwierdził: „Możecie być pewni, że kiedy bezmyślny Joe Biden opuści Gabinet Owalny, wtedy Donald Tusk nie będzie mile widziany w Białym Domu. Ten człowiek to chodząca katastrofa dla Polski i relacji polsko-amerykańskich”. Ponadto zauważył: „Haniebne jest, panie Tusk, zamykanie w więzieniach swoich przeciwników politycznych, zamykanie stacji telewizyjnych i płaszczenie się przed swoimi panami w Brukseli, jednocześnie pouczając innych o »demokracji«”. Gardiner, który pracuje w Heritage Foundation, pisał o Tusku jako przykładzie polityka, który udowadnia, jak w łatwy sposób pozbyć się przyjaciół w Waszyngtonie i jak palić mosty za najbliższymi sojusznikami Polski, czyli USA. „Donald Tusk – stwierdza – nie ma pojęcia o dyplomacji oraz demokracji i z pogardą traktuje niektórych senatorów w USA. Tusk jest lekceważący, niegrzeczny i obraża naród amerykański” – komentował.

Moralistyczne ataki

Przytoczmy jeszcze jedną reakcję. To Elbridge Colby, ekspert ds. bezpieczeństwa, który pracował w administracji prezydenta Donalda Trumpa. „Ponieważ Ameryka stoi w obliczu głębokich problemów strategicznych, gospodarczych i imigracyjnych, wielu Amerykanów zastanawia się, czy warto angażować się za granicą. Twierdzę, że tak, choć w bardziej wybiórczy sposób i w kierunku modelu partnerstwa, a nie zależności. Mamy tu przywódcę kraju, który ceni NATO bardziej niż jakikolwiek inny kraj i jest bezpośrednio zagrożony przez Rosję. Głosi wagę zaangażowania Ameryki w NATO. Wydaje się, że takie moralistyczne przemówienia miały na celu niemal zniechęcenie Amerykanów” – krytykował Tuska.

Colby, założyciel The Marathon Initiative, think tanku zajmującego się opracowywaniem strategii umożliwiających USA konkurowanie z globalnymi rywalami, konkluduje: „Jest to szczególnie dziwne, ponieważ Polska jest wzorem w przechodzeniu na bardziej samowystarczalne podejście do swojego bezpieczeństwa, biorąc pod uwagę rosnące wydatki na obronność. Jednak moralistyczne, wzniosłe ataki na przedstawicieli dużej części Amerykanów przykrywają to skądinąd znakomite przesłanie” – uzasadnił.

Wpis Donalda Tuska został pominięty praktycznie przez media tradycyjne na zasadzie wypowiedzi kogoś mało ważnego w światowej polityce. Reakcja w mediach społecznościowych była najdelikatniej określana jako wypowiedź mało dyplomatyczna z sugestią wtrącania się w wewnętrzne sprawy innego państwa. Szkoda, że premier Polski nie zna oczywistej prawdy, iż o pieniądzach amerykańskich podatników decydują amerykańscy politycy, abstrahując od tego, jakie poglądy reprezentują. Tusk chciał skrytykować i obarczyć winą za głosowanie w Senacie przynajmniej część republikanów. Skutek był odwrotny – pokazano mu miejsce w szeregu.

 Marek Bober

za:niezalezna.pl

***

Co, jeśli to Trump ma rację? Ile państwa Sojuszu wydają na zbrojenia i kto traktuje bezpieczeństwo na serio?

Donald Trump, który nigdy nie słynął ze szczególnie ostrożnego dobierania słów w swoich wypowiedziach, tym razem wywołał burzę nie tylko w USA. Zagroził, że gdy znów zostanie prezydentem (co jest dość prawdopodobną wizją), to nie będzie chronił przed potencjalną rosyjską agresją krajów NATO, które nie wypełniają swych zobowiązań finansowych wobec Sojuszu. Bez dwóch zdań, słowa republikańskiego polityka szokują. Jeśli jednak spojrzymy na to, ile państwa NATO wydają na zbrojenia, to musimy uczciwie przyznać, że to jest znacznie bardziej przerażająca informacja.

Wypowiedź, która oburzyła członków Sojuszu

Były amerykański prezydent regularnie krytykuje członków NATO za niedostateczne finansowanie Sojuszu. Robił to pełniąc swój urząd, np. wówczas, kiedy przypominał kanclerz Angeli Merkel o niemieckich zaniedbaniach w tym względzie, robi to także jako kandydat Republikanów.

Tym razem, w trakcie wiecu wyborczego w Karolinie Południowej (to ważny szczegół, bo słowa padły także na użytek polityki wewnętrznej), Trump relacjonował rozmowę z jednym z szefów państw NATO, nie wymieniając jego nazwiska:

– Jeden z prezydentów dużego kraju zapytał mnie: no cóż, proszę pana, jeśli nie zapłacimy i zostaniemy zaatakowani przez Rosję, czy będzie pan nas chronił? Odpowiedziałem: – Nie, nie będę was chronił. Właściwie zachęcałbym ich (Rosję), żeby zrobili z wami, co chcą. Musisz zapłacić – mówił Trump.

Tych kilka zdań wypowiedzianych przez byłego prezydenta USA wywołało lawinę komentarzy polityków, ekspertów ds. bezpieczeństwa i dziennikarzy na całym świecie. Wypowiedź rzeczywiście nie była przesadnie rozważna, ale przecież Trump przyzwyczaił nas do zachowań, które nawet jego sympatycy muszą uznawać za ekscentryczne.

Choć nie posunął się wcześniej do “zachęcania” Rosji do ataku na te kraje, które nie wypełniają swoich zobowiązań finansowych wobec Sojuszu, to jeśli przyjmiemy, że jego intencją było przede wszystkim zwrócenie uwagi na pewien realny problem, to musimy zadać sobie pytanie o to, czy wszyscy członkowie Sojuszu równie poważnie podchodzą do tematyki bezpieczeństwa?

Reakcje na słowa Donalda Trumpa

Po wypowiedzi Trumpa jako pierwszy zareagował Biały Dom:

– Zachęcanie do inwazji morderczych reżimów na naszych najbliższych sojuszników jest przerażające i bezsensowne (…) To zagraża bezpieczeństwu narodowemu Ameryki, globalnej stabilności i naszej gospodarce krajowej – mówił Andrew Bates, rzecznik Białego Domu, w oświadczeniu opublikowanym już bezpośrednio po wystąpieniu Trumpa w Karolinie Południowej.

Równie ostry komentarz w sprawie słów Trumpa wygłosił kilka dni później aktualny prezydent Stanów Zjednoczonych:

– Wypowiedź byłego prezydenta USA Donalda Trumpa o tym, że nie będzie chronił przed Rosją członków NATO, którzy nie wywiązują się ze zobowiązań finansowych, jest “niebezpieczna, szokująca i antyamerykańska – komentował Joe Biden.

Do słów Trumpa odniósł się także francuski minister spraw zagranicznych, który w czasie spotkania ze swoimi odpowiednikami z Polski i Niemiec, Radosławem Sikorskim i Annaleną Baerbock, powiedział:

– Wszyscy słyszeli w ostatnich dniach komentarze republikańskiego kandydata w amerykańskich wyborach. Nie przestanę przekonywać wszystkich przywódców o znaczeniu naszego sojuszu, który działa na korzyść wszystkich, włącznie z USA – oznajmił Sejourne, po spotkaniu w ramach Trójkąta Weimarskiego na zamku La Celle-Saint-Cloud położonym pod Paryżem.

– Ani jedna minuta nie może być stracona podczas przygotowań na ewentualne zmaterializowanie się słów Trumpa, musimy przygotować się na wypadek “szoku takiego scenariusza. Musimy wspólnie pracować, by przeanalizować kontekst (tej wypowiedzi), w tym wybory w USA – podkreślił minister.

Słowa polityków, zwłaszcza tych, których trudno podejrzewać o sympatię do Trumpa, nie mogą nikogo dziwić. Były prezydent Stanów Zjednoczonych dotknął jednak tematu, w którym jest naprawdę sporo do zrobienia. Widać to choćby po nieco nerwowej reakcji Jensa Stoltenberga, sekretarza generalnego NATO, który zorganizował specjalną konferencję prasową w kwaterze głównej Sojuszu Północnoatlantyckiego w Brukseli. Stoltenberg z jednej strony tłumaczył obecny poziom wydatkowania na zbrojenia:

– Od 2014 roku (…) europejscy członkowie NATO i Kanada zwiększyli wydatki na obronność o 600 mld dolarów amerykańskich. W ubiegłym roku byliśmy świadkami bezprecedensowego – 11-procentowego – wzrostu w tej dziedzinie – mówił sekretarz generalny NATO.

Z drugiej strony przyznawał, że w temacie tematyki bezpieczeństwa Sojuszu nie wszyscy wywiązują się należycie ze swoich obowiązków:

– Spodziewam się, że w tym roku 18 członków Sojuszu Północnoatlantyckiego wyda 2 proc. PKB na obronność. To kolejny rekord i 6-krotny wzrost w porównaniu z 2014 r., kiedy tylko trzy państwa NATO osiągnęły ten cel – dodawał Stoltenberg.

Kto płaci tyle, ile powinien?

Przypomnijmy, w 2014 roku, w czasie szczytu Sojusz Północnoatlantyckiego ustalono, że minimalnym poziomem nakładów na zbrojenia powinno być w danym państwie 2% PKB. Po zajęciu Krymu przez Rosję państwa NATO podpisały Deklarację Transatlantycką The Wales Declaration on the Transatlantic Bond zobowiązując się, że będą więcej wydawać w na obronność.

Rzecz w tym, iż z danych NATO wynika, że zaledwie jedna trzecia członków Sojuszu osiąga ustalony we wspomnianej umowie cel.

Najpoważniej do swoich obowiązków wobec Sojuszu, ale przede wszystkim do swojego własnego bezpieczeństwa, podchodzi Polska, która jest – kolejny rok z rzędu – liderem zestawienia wydatków na obronność z 3,9% PKB. Wyprzedzamy nawet Stany Zjednoczone. Warto dodać także, że od 1990 roku Polacy wydają na cele związane z obronnością więcej niż Niemcy. Nasi zachodni sąsiedzi pułap 2% osiągnęli raz, w 1991 roku. Od tego czasu wydają na cele związane z bezpieczeństwem Sojuszu Północnoatlantyckiego nie więcej niż 1,6% PKB.

Za mało płacą m. in. Niemcy, Hiszpanie, Francuzi, Holendrzy, Włosi, Turcy czy Belgowie. Co prawda po słowach Trumpa kanclerz Niemiec Olaf Scholz kolejny raz zobowiązał się, że osiągnie wymagany przez Sojusz pułap 2%, ale składał podobne deklaracje już tyle razy, że trudno je teraz traktować poważnie. Pomimo tego, że – jak sam Scholz zauważył – „Jest to pilnie potrzebne (…) ponieważ tak surowa jest ta rzeczywistość, nie żyjemy w czasach pokoju”.

Wspomniane tu wyliczenia znacznie gorzej – dla Europy – wyglądają wówczas, jeśli weźmiemy pod uwagę budżet obronny wyrażony w realnych kwotach, a nie w procencie PKB. Wówczas widać, że budżet obronny Stanów Zjednoczonych, wynoszący blisko 860 miliardów dolarów, jest ponad dwukrotnie większy niż budżet wszystkich pozostałych sojuszników NATO razem wziętych. Dlatego słuchając Trumpa warto uzmysłowić sobie, że problem, na który zwraca uwagę jest naprawdę poważny i to nie Stany Zjednoczone są tu tym, którego należy za cokolwiek winić.

za:stefczyk.info

Copyright © 2017. All Rights Reserved.