Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Polecane

Nowe zadanie dla katechetów

Kościół znów, jak w PRL, może stać się miejscem przekazywania historii, w której ważną, wspólnotową rolę odgrywała miłość Boga i ojczyzny.
Kiedy moja nauczycielka w liceum na lekcji historii mówiła o zbrodni katyńskiej, wiedzieliśmy doskonale, że się naraża.

Wprawdzie był to już późny PRL i nie groziło jej za to więzienie jak w czasach stalinowskich, ale na pewno mogła mieć z tego powodu spore nieprzyjemności.
Przypomniałam sobie jej postać w związku z proponowanymi zmianami w podstawach programowych szkół podstawowych
oraz ponadpodstawowych i wyrzuceniem informacji o zbrodni na polskich oficerach w Katyniu.
I drugi nasuwający się obraz, a właściwie zdjęcie siedmioletniego Stefana Wyszyńskiego z książką pod pachą.
Był to zakazany w zaborze rosyjskim podręcznik do historii Polski, z którego potajemnie, wieczorami ojciec uczył go rodzimych dziejów i kultury.
Nie sugeruję, że niebawem trzeba będzie uczyć dzieci na tajnych kompletach, a jedynie to, że nieodrobione lekcje historii mszczą się w dwójnasób.

Jak już pisałam, nie jestem przeciwniczką odchudzenia podstaw programowych z historii czy języka polskiego, a tym samym dania nauczycielom więcej czasu na bardziej dogłębną analizę wybranych zagadnień, by nauczanie nie było, jak w przypadku historii, gonitwą przez wieki. Ale każdy program ma jakiś cel i to bardziej zasadniczy niż to, co zostało określone w podstawie jako efekt kształcenia. Chodzi w istocie o to, jakie przyszłe pokolenia chcemy wykształcić i wychować. Czy ludzi świadomych swych korzeni i tożsamości narodowej, zdolnych do tworzenia i obrony wspólnoty, czy zagubionych w świecie współczesnych nomadów, niezdolnych do tworzenia trwałych i odpowiedzialnych więzi.
Reklama

W kontekście odpowiedzi na to pytanie słusznie budzą wielki niepokój przedłożone do prekonsultacji propozycje MEN.
Jak bowiem wykazał w GN (nr 9) Szymon Babuchowski, z list lektur w pierwszej kolejności do usunięcia wskazano na to wszystko,
co wiąże się z Bogiem i ojczyzną.
O innych niepokojących pomysłach, wpisujących się w tę wyraźną światopoglądową tendencję, pisał w odniesieniu do lekcji historii Andrzej Grajewski a wcześniej prof. Andrzej Nowak.

Notabene Joanna Cieśla w tygodniku „Polityka” zarzuciła profesorowi „nieumiejętność czytania”, co można by uznać za śmieszne, gdyby nie było tak niedorzeczne.
Najważniejszy argument red. Cieśli w obronie pomysłów MEN zasadza się na stwierdzeniu, że to dopiero propozycje
(konsultacje mają zakończyć się w połowie kwietnia), a nie ostateczny kształt zmian w podstawach programowych.
Można by się nawet po części z tym zgodzić, gdyby nie budzący zdumienie fakt, że coś takiego jak przytaczane szeroko propozycje eliminacji określonych lektur czy postaci historycznych, mogło w ogóle komuś przyjść do głowy.
Komuś – czyli ekspertom MEN. Wykreślenie z programu chrztu Polski, rzezi wołyńskiej czy wspomnianej zbrodni katyńskiej,
a także usunięcie z lektur obowiązkowych „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza, czy to, iż na żadnym etapie kształcenia uczeń nie pozna całego „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza – by poprzestać z braku miejsca na tych przykładach – musi budzić sprzeciw.
Tym bardziej że, jak uczy doświadczenie, projekty przed konsultacjami i po nich niewiele się od siebie różnią.

MEN zapewnia, że nauczyciele będą mieli więcej swobody w zakresie przekazywanych treści.
Ale ilu z nich zechce wyjść poza podstawy, które przecież zostaną uzupełnione o nowe lektury czy tematy?

W tej sytuacji wydaje się, że przekazywanie uczniom wykreślonych treści związanych z polską historią i chrześcijańską kulturą powinni wziąć na siebie katecheci. Skoro nowe podstawy mają wejść w życie, po okresie rocznej próby, od roku szkolnego 2025/2026, już teraz trzeba zająć się przygotowaniem do tego nauczycieli religii; tworzyć nowe podstawy programowe katechezy szkolnej (a także pozaszkolnej). To jest zaś rola Kościoła hierarchicznego. Wygląda bowiem na to, że Kościół znów, jak w PRL, może stać się miejscem przekazywania historii, w której ważną, wspólnotową rolę odgrywała miłość Boga i ojczyzny. Oczywiście, nikt w wychowaniu dzieci nie zastąpi rodziców czy dziadków, których nic nie może zwolnić z obowiązku takiego pokierowania dziećmi, by wiedzę tę zdobyły czy to w Kościele właśnie, czy np. w pozarządowych instytucjach oświatowych.

Ufam, że latających uniwersytetów nie trzeba będzie odtwarzać (starsi wiedzą, co to było), choć… kto wie.

Ewa K. Czaczkowska

za:www.gosc.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.